1.9 C
Wrocław
piątek, 19 kwietnia, 2024

Wrocławscy Ulicożercy – relacja (marzec ’15)

Słońce, dużo dobrego jedzenia, zimne piwo. Tylko takie zestawienie mogło sprawić, że pierwszy tegoroczny wrocławski festiwal food trucków Wrocławscy Ulicożercy należy uznać za udany. Od razu odkładam na bok duże kolejki, na które narzekali niemal wszyscy dookoła. Sorry, taki mamy klimat, dobry klimat dla food trucków, więc i osób, które przybyły w sobotę 21. marca do Browaru Mieszczańskiego było naprawdę sporo. Niektóre media informowały nawet o 10 tysiącach, i ta liczba nie wydaje się wcale przesadzona. Apelowałbym o więcej luzu, bo impreza jest niezwykle klimatyczna, po prostu chce się na niej spędzać czas. Zwyczajnie szkoda czasu na narzekania.

ulicożercy 1 ulicożercy 4 ulicożercy 21 ulicożercy 22

Trzydzieści aut, do tego kilka stoisk stacjonarnych, także tych z piwem. Dużo tego, i szkoda tylko, że w ciągu jednego dnia nie da się zjeść przynajmniej jednej potrawy z każdego miejsca. Trzeba było więc wybierać i z czegoś zrezygnować. Na zlot wybraliśmy się ze znajomymi, choć i tak nie wszyscy dotarli, uniemożliwiając nam spróbowanie większej ilości dań.

Na pierwszy ogień poszły pierożki z Momo-Smak Kuchnia Tybetańska, które bardzo smakowały nam podczas ostatniej imprezy. Po dobrym wrażeniu, jakie pozostawili po sobie właściciele Momo w poprzednim roku, tym razem do ich food trucka ustawiały się jeszcze dłuższe kolejki. Na szczęście doświadczenie z poprzednich festiwali pozwoliło nam na skuteczne działanie. Zamawialiśmy dania w kilku miejscach na raz i cierpliwie czekaliśmy. Zanim otrzymaliśmy swoje koszyki od Momo minęło trochę czasu, udało nam się zgłodnieć na tyle, że wszystkie pierożki zniknęły momentalnie.

ulicożercy 5

ulicożercy 41 ulicożercy 42 ulicożercy 43

Z racji tego, że pierożki jadłem już ostatnio, tym razem zamówiłem tylko jeden koszyk – opcję z krewetkami. Więcej dobrał Michał, miłośnik tejże potrawy, dzięki temu na naszym stoliku pojawiły się także koszyki z pierożkami gotowanymi na parze m.in. z warzywami oraz indykiem i grzybami mun. Każda porcja, składająca się z 10 sztuk kosztuje 14 zł. Cena bardzo uczciwa jak na wielkość porcji.

Może nie zachwyciły mnie już tak, jak poprzednio, ale pierożki są ciągle bardzo smaczne. Delikatne, cieniutkie ciasto i doskonale skomponowany farsz. Do każdej porcji otrzymujemy sos, w którym macza się kolejne pierożki. Jak na mój gust najlepiej wypadły te z warzywami, lekkie, idealnie nastrajające do dalszej konsumpcji.

Zaraz obok auta Momo ustawiła się niezwykle ciekawa warszawska ekipa – 4 Kółka i Bułka.

ulicożercy 6 ulicożercy 7 ulicożercy 9 ulicożercy 10

Co ciekawe, w tym gąszczu kolejek, 4 Kółka i Bułka wydawali się być bezludną wyspą. Dlaczego sympatyczni panowie obsługujący grilla w aucie nie zgromadzili wielkich tłumów? Zapewne przez menu, które większość szokuje, bo przecież w bułce może znaleźć się jedynie mielona wołowina. Na szczęście jest jeszcze druga część gości festiwalu, do której zdecydowanie należę. Tej mniejszości zapalają się oczy na widok byczego ogona i polików wołowych. Decyduję się na tą drugą pozycję za bardzo przyzwoite 16 zł.

ulicożercy 46 ulicożercy 47

Pełen polik, bo tak nazywa się ta kanapka, zdecydowanie pozamiatała. Jak dla mnie – najmocniejsza pozycja całej imprezy. Fenomenalny, długo duszony polik wołowy znalazł się w grillowanej bułce pomiędzy pieczoną marchewką, selerem i pietruszką. Mięso genialne, rozpadające się i niezwykle soczyste, a także lekko tłuste. Dodatki zaskakujące, pieczone, miękkie warzywa ciekawie uzupełniają wołowinę i chrupiącą bułkę, a prawdziwym hitem, nadającym charakteru całości jest tutaj ostra ćwikła. Zestawienie idealne.

Po takim początku, poprzeczka została ustawiona bardzo wysoko, ale ciągle mieliśmy nadzieję na kolejne smaczne dania. Wielkim plusem tego typu imprez jest możliwość spotkania znajomych, z którymi na co dzień nie utrzymuje się bliskich kontaktów. W ten sposób udało mi się z kilkoma osobami porozmawiać po dłuższej przerwie, a także podgryźć m.in. smacznego burgera z kolejnego stołecznego food trucka – Beef’N’Roll.

ulicożercy 30

Klasyczna propozycja z serem, dobrze doprawione i różowe mięso, a do tego sałata, cebula i majonez. Smacznie do tego stopnia, że z żoną nabraliśmy ochoty na burgera.

Moją uwagę przykuł American FoodTruck, kolejka nie była gigantyczna, więc stanęliśmy.

ulicożercy 44 ulicożercy 45 ulicożercy 48 ulicożercy 49

Moja żona lubi klasykę, więc wybrała CheeseBurgera za 19 zł, a do tego porcję frytek (6 zł). Otrzymaliśmy numerek, udaliśmy się jeść inne rzeczy i czekaliśmy. Po około 30 minutach nasz numerek został wywołany, a ładnie zawinięty burger trafił do stolika.

ulicożercy 17 ulicożercy 18

Frytki, a właściwie łódeczki specjalnie nie zaskoczyły, bo i zaskoczyć ani zachwycić nie mogły. Ot, kolejny gotowiec. Za to burger wypadł bardzo okazale. Solidny kawał wołowiny, różowy w środku, nieźle doprawiony i świetnie komponujący się z klasycznymi dodatkami. Mały minus za rozmiękłą bułkę, ale nauczyłem się wybaczać tego typu wpadki podczas zlotów.

W międzyczasie złożyliśmy zamówienie w POT SPOT Foodtruck, specjalizującym się w daniach jednogarnkowych. We Wrocławiu zostaliśmy uraczeni daniami wzorowanymi na kuchni indyjskiej, a także tex-mex.

ulicożercy 19

Zapłaciliśmy, ale czas oczekiwania wynosił około 40 minut, więc dodatkowo postanowiliśmy podejść do wzbudzającej największe emocje przyczepki Niewiadów.

ulicożercy 15 ulicożercy 12 ulicożercy 14

Zanim jednak doszliśmy do okienka, Zapiekanki Tradycyjne sprzedały swoją ostatnia bagietkę. Zainteresowanie było tak duże, że warszawska ekipa została zmuszona do szybszego zamknięcia kramiku. Na szczęście już niebawem ponownie będziemy gościć Zapiekanki we Wrocławiu, więc będzie okazja spróbowania ich popisowego fastfooda.

Jako że czekaliśmy jeszcze na dania od POT SPOT, podszedłem do znajdującego się pod namiotem punktu Fire Machine. Z daleka dochodziły z tego miejsca intrygujące zapachy grillowanych dań. Ciężko było sobie odmówić chociaż jednego.

ulicożercy 40 ulicożercy 37 ulicożercy 38 ulicożercy 39

Ekipa składająca się z kilku osób działała bardzo sprawie, co tym bardziej zachęciło mnie do zjedzenia w tym miejscu, zwłaszcza, że wszystko było dostępne właściwie od ręki. Postawiłem na Pulled Pork, czyli zestaw nazywający się Nevada. Do wyboru, poza mięsem, były także frytki lub pieczony ziemniak oraz kilka rodzajów surówek. Poprosiłem o ziemniaka oraz coleslaw.

ulicożercy 26 ulicożercy 27

Porcja może i nie za duża, ale za to smakowała genialnie. Fantastyczny ziemniak z sosem śmietanowym i boczkiem, soczysty coleslaw, no i przede wszystkim genialne mięso. Długo duszona wieprzowina rwała się na włókna, a nade wszystko imponowała świetnym dymnym, wędzonym posmakiem, którego aromat przyciągnął mnie do tego miejsca. Niezwykle udana opcja.

Czas przygotowania naszych dań w POT SPOT nieco się przeciągał, co skłoniło nas do małego spaceru po terenie festiwalu. Tradycyjnie długie kolejki odnotowaliśmy przy Pasibusie i Bratwurstach, a w krótkim czasie zapasy skończyły się w food trucku Osiem Misek, przez co kolejny raz nie było mi dane spróbować ich specjałów.

ulicożercy 4 ulicożercy 8 ulicożercy 20 ulicożercy 23

Wracając, w końcu odebraliśmy trzy zamówione dania z POT SPOT Foodtruck.

ulicożercy 32 ulicożercy 33

Wszystkie potrawy podano nam z ryżem. Vege Chili, a więc wegańska wersja tex-mex z czerwoną fasolą, kminem rzymskim, kolendrą, chili i pomidorami. Najlepsza, najbardziej wyrazista w smaku pozycja. Ostrośc zapewniły papryczki jalapeno, charakter kolendra, a pomidory i śmietana idealnie wszystko zbalansowały.

ulicożercy 34

Wieprzowina Rogan Josh także wypadła okazale, a na czoło wysunęło się zdecydowanie mięciutkie mięso, którego smak bardzo skutecznie podkręcała duża ilość kolendry.

ulicożercy 35

Ostatnia pozycja, czyli Butter Chicken mocno rozczarowała. Mdła kompozycja, bez zdecydowanie wybijającego się smaku. Do indyjskiego ideału dużo zabrakło.

Na podbój święta ulicznego jedzenia wybrała się z nami także, po raz pierwszy, moja mama, która koniecznie chciała zrozumieć fenomen tego zjawiska. Posmakował jej zarówno burger, a także poliki wołowe. Na koniec poprosiła o coś lżejszego, więc swoje kroki skierowałem w stronę auta Shakewave.

ulicożercy 25 ulicożercy 36

Shake Detox to zdecydowanie nie moje smaki, ale dziewczynom smakowało. Pomarańcza, gruszka, banan, szpinak i kapusta włoska, a to wszystko zmiksowane w jednym kubku. Poddałem się.

Nasze brzuchy w tym momencie były już mocno wypchane, powoli zbieraliśmy się już do wyjścia z Browaru, kiedy natrafiliśmy na najdłuższego uczestnika Ulicożerców – Bruno Bustaurant, w którym podawano tego dnia ramen.

ulicożercy 3

Na to danie dość mocno się napaliłem, ale przyznam, że trochę rozczarowałem się ceną. Porcja wywaru z krewetkami kosztowała 25 zł i, koniec końców, zrezygnowałem z zamówienia.

ulicożercy 28 ulicożercy 31

Na szczęście z pomocą przyszła Ela z bloga Zdjęcia Smaku, podsyłając swoja opinię na temat festiwalowego ramenu.

IMG_0873

Ela:

O Ramenie wiedzieliśmy jedynie, że jest japońskim daniem składającym się z długo gotowanego wywaru, makaronu i innych składników w zależności od receptury.

Na zdjęciach prezentował się bardzo apetycznie i chyba właśnie to sprawiło, że pierwsze kroki skierowaliśmy do Bruno Bustaurant. Zdecydowaliśmy się na Ramen z kurczakiem teriyaki, sezamem, bekonem i kimchi.
Wywar mięsny i delikatny. Smak ciekawie przełamywały ostre papryczki oraz kawałki limonki. Bekonu było całkiem sporo, ale chyba najbardziej urzekły nas wodorosty kombu, w których zakochaliśmy się już dawno temu.
W efekcie domówiliśmy kolejne dwa Rameny i burgery widzieliśmy jedynie z okien naszego foodtruckowego autobusu. Czy żałujemy? Zdecydowanie nie.
W efekcie, po tej opinii, mogę tylko żałować, że… pożałowałem 25 zł.
Pierwszy tegoroczny festiwal Wrocławscy Ulicożercy jednoznacznie muszę uznać za udany. Naszej grupie udało się podjeść sporo rzeczy, odwiedzić kilka food trucków i poznać kilka nowych potraw. Szkoda tylko, że organizm ma pewne ograniczenia jeśli chodzi o ilość przyjmowanych pokarmów. Z niecierpliwością wyczekuje kolejnych zlotów, których w tym roku w stolicy Dolnego Śląska na szczęście nie zabraknie. Jeśli na siłę miałbym się przyczepić do organizacji, to przy kolejnej okazji proponuję wystawić jeszcze więcej stolików i ławek, tak, aby nikt nie mógł narzekać na brak miejsca.
Total 0 Votes
0

Napisz w jaki sposób możemy poprawić ten wpis

+ = Verify Human or Spambot ?

Komentarze

komentarze

Podobne artykuły

10 KOMENTARZE

  1. Generalnie zgoda. Poliki baaardzo na plus. Bratwursty, Pasibus itd. dały radę. Nie zgadzam się co do Bruno. Rozmiękłe kluchy, nijaki wywar – bez sosu sojowego się nie obeszło. O ile jeszcze Ramen z kurczakiem jakoś się broniło i nawet wyglądało, to moje Ramen z krewetkami to jakaś porażka. Raz, że składników co kot napłakał – 3 !!! Krewetki z gotowca mrożonego za 25 zł… Porcja malutka, kluchy razowe co najmniej dziwne. Nie rozumiem zachwytów nad Bruno i czuję się jak ostatni łoś, że wydałem tam 25 zł. Tak że, nie żałujcie, bo dobrze to tylko czasem wyglądało… a smakowo i jakościowo bardzo przeciętnie.

  2. Bardzo fajna recenzja dotycząca jedzenia, ale chciałbym wyrazić swoją opinię o całokształcie przygotowania właścicieli foodtrucków. Nie można oddzielać obsługi klientów od prowadzenia biznesu gastronomicznego, bo chyba każdy z obecnych na zlocie prowadzi biznes? No chyba że przybył tam tylko jako wystawca, aby wystawić a nie dostarczyć swoje jedzenie. Poziom obsługi i totalny brak przygotowania logistyki i produkcji potraw pokazał dla mnie jak daleka droga jest jeszcze przed biznesem foodtruck-owym ( przepraszam za koszmarne słowo) w Polsce. To na pewno zapaleńcy i ludzie z pasją ale nie profesjonalny biznes. Posłużę się jednym przykładem. Zamówiliśmy węgierskiego małego langosza w cenie chyba 6PLN. W czasie zamówienia byliśmy 8 „langoszem” oczekującym w kolejce. Danie otrzymaliśmy po 40 min. Matematyka jest nieubłagana. Dwie osoby pracujące w trucku w ciągu 40 minut zrobiło 48 PLN przychodu dla restauracji. To bardzo deficytowy wynik ;-). Fakt jeśli uznamy zlot jako okazję aby spotkać się z przyjaciółmi, napić piwa ( przyniesionego ze sobą jeśli nie chcesz spędzić 45 min w kolejce do Beer’o’Clock) i posiedzieć na świeżym powietrzu to git. Ale nigdy nie zrozumiem dlaczego nie można zatrudnić dodatkowe osoby na czas zlotu, lub, co spotkałem w Niemczech zrobić pre-order w internecie przed zlotem i zdecydowanym klientom i fanom wydawać jedzenie w wersji expresowej delux 🙂 Na pewno bardzo by to docenili. Generalnie tłumy na zlocie powinny dać jasny sygnał do właścicieli mobilnych restauracji że jest spory rynek ludzi gotowych zapłacić godziwe pieniądze za fajne jedzenie ( gdyż ceny nie odbiegały od przyzwoitych restauracyjnych i dobrze bo za jakość trzeba płacić) trzeba więc podejść bardziej profesjonalnie do sprawy ! Pozdr

    • Dzięki za opinię, w dużej mierze się zgadzam. ja w ogóle optowałbym za np. mniejszymi porcjami, tak, żeby klienci mogli zjeść więcej potraw. Oczywiście patrząc od strony właścicielu aut, to bezsensowne i nieopłacalne, bo oni jednak głównie chcą zarobić. Też kilka razy zdziwiłem się brakiem organizacji wewnątrz auta. Na jednym z pierwszych zlotów pojawił się truck z zapiekankami. Kolejka na 50-60 osob, a oni w środku mieli opiekacz na pięć zapiekanek…

      • Niby chcą zarobić, ale przy mniejszych porcjach, raz że wydadzą ich więcej – mniejszy problem z przechowywaniem zapasów – to dwa, dotrą do większej ilości odbiorców. Uważam, że nie zarobili by mniej – w końcu na festiwalu każdy chciał spróbować najlepiej każdej potrawy 🙂 Może złotym środkiem było by wprowadzenie opcjonalnego menu 'tastingowego’ 😉

        • Wystarczy ostry nóż i wydanie połówki burgera czy zapiekanki nie stanowi problemu.
          Zamiast 18zł u jednego wydałbym tu 9 i tam 9, porównałbym dwa różne dania, ktoś inny zrobiłby podobnie i oba stoiska zarobią swoje.
          A zadowolonych klientów by nie brakło i to napędzałoby biznes i renomę. Tylko chęci brakowało.

  3. Z góry przepraszam za mało merytoryczną wypowiedź – ale czytam tego bloga od dłuższego czasu i po prostu zastanawiam, gdzie Wam się to jedzenie mieści? Drugi żołądek? 😀

    • Codziennie rano trzeba zaliczyć siłownię, odbyć mocny trening, ewentualnie ostro pograć w squasha. Później przez cały dzień można jeść:)

  4. Zgadzam się, że kanapka z polikiem wygrała zlot. Zapiekanki rodem z PRL-u moim zdaniem gorsze niż domowe z piekarnika także mała strata, że się skończyły. Rozczarowanie smakiem zapieksa wynagrodziła rozmowa z Kaszpirem z SFP – naprawdę rzeczowy i sympatyczny człowiek. Fire Machine faktycznie serwowały świetnego pulled porka ale szaszłyki były zbyt suche i przez to bez smaku. Z wrocławskich FT polecam Good Luck Food Truck i ich szynkę po portugalsku (stacjonują pod selgrosem na krakowskiej).
    Podsumowując kolejny udany zlot. Wszystkich rozczarowanym kolejkami polecam przyjście ok pół godzinki po otwarciu imprezy – można znaleźć dobre miejsce do siedzenia a kolejek brak :). Pozdrawiam

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Polub nas na

103,169FaniLubię
42,400ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
1,420SubskrybującySubskrybuj
Agencja Wrocławska

Ostatnie artykuły