Moja pierwsza wizyta w niewielkim barze pan.puh miała miejsce tuż po jego otwarciu, ale od tego momentu minęło już sporo czasu. Od kilku tygodni zbierałem się do ponownych odwiedzin, aż w końcu gdzieś na Facebooku przemknęła mi informacja o nowym wrocławskim food trucku, o znajomo brzmiącej nazwie – pan.puh. Póki co można go spotkać głównie na zlotach, a że tych ostatnio we Wrocławiu pod dostatkiem, zdarza się to stosunkowo często.
Menu jest zbieżne z tym oferowanym w lokalu przy Uniwersytecie, a główny specjał stanowią pierożki/bułeczki baozi oraz ciekawe zupy głównie w azjatyckiej odsłonie. Podczas festiwalu Mood4Food pod Halą Stulecia od pierwszych minut przez autem pan.puh ustawiała się niewielka kolejka, która jednak, dzięki dość sprawnej obsłudze, specjalnie nie odstraszała.
W wypisanym na tablicy menu znalazło się miejsce dla czterech wersji baozi oraz jednej zupy. Zamawiamy dwie porcje – jedną składającą się z trzech bułeczek (11 zł), drugą o dwie większą (16 zł) oraz małą zupę (12 zł). Czekamy maksymalnie pięć minut, bułeczki nakładane są wprost z wielkich koszy do parowania, a zupa trafia do kubeczka od razu z kociołka.
Każda z bułeczek została zabarwiona na inny kolor, co jest o tyle zrozumiałe, że przy dużym ruchu podczas zlotu, inny sposób ich rozróżnienia mógłby stanowić spory problem. Zaczynamy do baozi z wieprzowiną, które sprawiają najlepsze wrażenie. Zwarty farsz przyjemnie kontruje rześkość mięty i zwłaszcza trawy cytrynowej, a całość opleciona jest przez sprawnie zawiniętą, drożdżową bułeczkę, której rozmiar wystarcza na dwa, góra trzy kęsy. Po moim pierwszym styku z pan.puh narzekałem trochę na niewielką ilość farszu w stosunku do grubości ciasta. W tym momencie widać zdecydowaną poprawę w tym aspekcie. Po baozi z krewetkami i paluszkami krabowymi spodziewałem się ostrości, a otrzymuję delikatny farsz z krewetek koktajlowych. Wersja z indykiem idzie w kierunku Indii, a pierwszoplanową rolę ogrywa stonowany, aczkolwiek bardzo aromatyczny, smak pochodzący od curry. W tym wypadku mięso okazuje się minimalnie zbyt twarde. Opcja wege z czarną i czerwoną fasolą nie wyróżnia się niczym specjalnym, a mdła mieszanka niespecjalnie chce przejść przez przełyk. Sytuację ratuje nieco dodawany do każdego zestawu sos sriracha.
Birmańska zupa na mleku kokosowym charakteryzuje się świetnym zbalansowaniem smaków. Nie jest za ostra, ale gdzieś z tyłu wychodzi lekkie pieczenie w przełyku, na pierwszy plan wysuwa się mieszanka nut słodkich i kwaśnych, a chrupiący jeszcze makaron zapewnia odpowiednia teksturę wraz z rozpływającym się w ustach rozdrobnionym kurczakiem. Naprawdę solidna pozycja.
Streetfoodowa wersja pan.puh wygląda całkiem przyzwoicie. Pomimo kilku smakowych niedociągnięć, to niezwykle oryginalny koncept, któremu kibicuję od samego początku. Na pewno jedzenie z food trucka pan.puh nie traci na jakości w porównaniu z lokalem stacjonarnym.
pan.puh
Pl. Uniwersytecki 15 a
PanPuh podczas Wrocław StrEAT – food truck festival to totalna porażka w kwestii obsługi i jakości oferowanych produktów. Dwóch Panów obsługiwało kolejkę liczącą ok. 10 osób przez 1h, mieszało zamówienia i całkowicie nie radziło sobie z obsługą! Do tego w cenie 16 zł otrzymałam 2 fajnie zapowiadające się buły z 1 krewetką, liściem sałaty i pomidorem. PanPuh – stanowczo nie polecam.
Ja, jak opisałem, zaraz po 12 zostałem obsłużony ekspresowo.
Koleżance chodzi o imprezę pod Uniwersytetem Przyrodniczym tydzień wcześniej. Tam pan.puh radził sobie zdecydowanie gorzej z obsługą.
Faktycznie, nie doczytałem:) To była ich chyba pierwsza impreza, więc myślę, że można to zwalić na karb braku doświadczenia.
Tak, chodziło mi o imprezę pod Uniwersytetem Przyrodniczym. W takim razie być może dam im jeszcze drugą szansę 😉
To nie była ich pierwsza impreza, w tamtym roku też byli pod Halą Stulecia (jakoś chyba w okolicach Dnia Dziecka) i kolejka też dość spora była, ale jako tako szło.
A ja jestem zachwycona! Szybko – dla mnie o dziwo bo tego nie oczekiwałam! i smacznie. Co prawda liczyłam na zupę ale tym razem zdecydowanie za duszno było! Wybrałam bozi – posmakowałam i pojechałam dalej! Podglądam stacjonarnego Puha – nie spodziewałam się, że jest Truck! Super – dwa razy więcej szans do degustacji.