6 C
Wrocław
piątek, 29 marca, 2024

restauracja jadka – gwiazd(k)a polskiego smaku

Wstyd mi jak cholera, że ta relacja dopiero teraz ujrzała światło dzienne. Śpieszę jednak z wytłumaczeniem, mam nadzieję, że zrozumiałym. Restauracja Jadka to nowe, działające od marca, dzieło znanej z Acquario Justyny Słupskiej Kartaczowskiej. Chyba nikomu nie muszę tłumaczyć, że połączenie tego nazwiska z jakimkolwiek konceptem, ustawia go od razu w gronie miejsc z absolutnym priorytetem do odwiedzenia. No i faktycznie, choć jak to ja, nie przyszedłem na drugi dzień po otwarciu, pozwoliłem wszystkim wrzucić zdjęcia na Insta i Fejsbunia, a sam zawitałem 2-3 tygodnie później, dając Jadce czas niezbędny na ułożenie spraw organizacyjnych i kuchennych, choć jak się można było domyślać, te ostatnie zostały dopracowane do najmniejszego szczegółu od pierwszego dnia działalności.

Na początek mały spojler – pysznie jest i tu nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Te pojawiają się w momencie, kiedy myślę od tym, jaki będzie odbiór Jadki w oczach standardowego Kowalskiego. No bo jak to tak, tatar za 39 zł, pierogi za 33, a ozór za 57 zł? Toż to skandal i złodziejstwo. Żeby nie było, to nie moje zdanie, bo znacie je pewnie już dobrze – jeśli coś mi smakuje, ostateczna wartość rachunku nie odgrywa wielkiej roli. Mam jednak pewne obawy, że spora część mieszkańców Wrocławia nawet nie pomyśli o odwiedzinach w restauracji na Rzeźniczej właśnie ze względu na ceny, z kolei inna frakcja może błędnie interpretować obecność tak znanej Szefowej Kuchni i spodziewać się „wielkiego szału”. To takie moje luźne myśli, choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że Jadka właśnie nie ma być miejscem dla każdego. Jadka jest restauracją dla osób ceniących sobie jakość, umiejętność dopracowania konkretnych dań do perfekcji, ale i oczywiście dla gości z zagranicy, a także ludzi kochających po prostu dobry smak.

Moim zdaniem Justyna Słupska Kartaczowska w Jadce daje pstryczek w nos wszystkim knajpom turystycznym w typie Piwnicy Świdnickiej, Cesarsko Królewskiej czy Lwowskiej. Ceny niemalże te same, jakość i smak trzy, a może i pięć poziomów wyżej. To taki pstryczek w sensie – mogę robić to samo w podobnej cenie, ale kilka razy lepiej, żeby pokazać zarówno miejscowym, jak i przyjezdnym, że kuchnia polska nie musi pachnieć malizną, brakiem smaku i słabym wykonaniem. I ja to podejście pochwalam w stu procentach, a jeśli będę miał wysłać znajomych spoza Polski do restauracji z kuchnią polską, pierwszym wyborem będzie właśnie Jadka. Ale ten pstryczek jest także skierowany do wszystkich Szefów Kuchni nastawionych na osławiony fine dining. Współwłaścicielka Jadki, przez wielu uznawana za swoją pracę za kandydatkę do gwiazdki (pomijając fakt, że we Wrocławiu jest to niemożliwe) udowadnia, że zejście z poziomu Acquario nie musi być porażką. Wręcz przeciwnie, może być idealnym rozwiązaniem, aby móc spełniać swoje kulinarne cele, ale bez niepotrzebnego zadęcia.

Wnętrze? Oh, wnętrze! Śmiało ustawiam je pośród najciekawszych w mieście. Średniowieczne, gotyckie łuki oraz czerwona cegła wprowadzają niezwykły nastrój tak doskonale współgrający z kuchnią staropolską, jaką stara się w pewnym stopniu odwzorować Justyna Słupska Kartaczowska. Zresztą wzorowy wystrój nie jest dziełem przypadku, może w pewnym sensie stanowić konsekwencję jej niegdysiejszych studiów z zakresu historii sztuki.

Menu nawiązuje do tradycji kuchni szlacheckiej, prezentuje wszystko to, co w niej najlepsze, niekoniecznie przychodzące na myśl w pierwszym momencie tłuste i ciężkie dania. Patrząc na kartę, początkowo wydaje się nam, że brak tu zaskoczeń, a każdą z pozycji mniej lub bardziej, ale znamy. Dopiero w bliższym kontakcie okazuje się, że każde jedno danie otrzymuje swoisty znak jakości, a przy tym oryginalności, na którym stempel stawia Szefowa Kuchni.

W pierwszej kolejności na stole pojawia się czekadełko w postaci przeglądu różnorodnego pieczywa, masła oraz smalcu i ogórków. Chyba każdy, kto ceni sobie zjedzenie kromki chleba z kremowym masłem, wie jakże to trafiona przystawka. Wędzony karp z jarmużem, koprem włoskim, sokiem z ogórków kiszonych i maślanką (31 zł). To danie zachwyca. Karp o dziwo nie z Doliny Baryczy, a Mazowsza, imponuje teksturą, delikatnym muśnięciem wędzonki, a jednocześnie pozwala kompletnie zapomnieć o standardowym postrzeganiu karpia jako rybie o niespecjalnym aromacie i problematycznej do spożycia. Pyszne to, niezwykle intensywne w smaku, zbalansowane i zakończone odświeżającą maślanką. Tatar wołowy z żółtkiem, ogórkiem kiszonym i jałowcem (41 zł) jest świetny, choć pewnie nie zaszkodziłoby mu, gdyby pośród grubo mielonego mięsa znalazło się więcej tłuszczowych elementów. Znajdujący się na dole talerza olej chrzanowy na szczęście nie dominuje, a podkreśla walory delikatnej polędwicy, korzystając jednocześnie na spotkaniu z wnoszącym naprawdę sporo ogórkiem. 

Flaki z ostrą kaszanką i majerankiem (31 zł) w dużej mierze przedstawiają charakter Jadki. Estetyka dań schodzi na drugi plan w momencie, kiedy pojawia się smak. Flaki są jędrne, tylko delikatnie, tak jak trzeba gumowe, doprawione bynajmniej nie homeopatycznymi ilościami majeranku. O ile sam wywar jest łagodny, swoją rolę spełnia charakterna kaszanka, dopełniając całą gamę odczuwanych smaków. Kołduny z wieprzowiny w rosole z oliwą pietruszkową (27 zł) pomimo, że są poprawne do granic możliwości, przechodzą niemal niezauważone po pojawieniu się na stoliku pierogów z baraniną i dzikim czosnkiem (33 zł). Pomiędzy cieniutkimi płatami ciasta skrywa się mięso, od którego nikt nie wymaga lekkości. Jest harde, od pierwszego kęsa pokazuje swoją siłę, uzupełniane jedynie przez ziołowe tło. 

Czegokolwiek jednak nie jedlibyśmy wcześniej, żadne danie nie może konkurować z gotowanym ozorem z burakiem, boćwiną i hibiskusem (57 zł). Ozór, a właściwie zajmujący pół talerza OZÓR, wprawia mnie w lekkie osłupienie, w dodatku dwukrotnie. Za pierwszym razem, kiedy go zobaczyłem, po raz drugi przy każdym kolejnym gryzie. To jest wzór, to jest gra różnymi teksturami na przestrzeni jednego kawałka mięsa, to w końcu prezentacja kuchennej tożsamości Justyny Słupskiej Kartaczowskiej, tak pięknie łączącej doskonały, a jednocześnie wdzięczny produkt z totalnie zaskakującym, kwaskowym dodatkiem w postaci hibiskusu. Wygląda obłędnie, smakuje jeszcze lepiej, a na samą myśl o tym ozorze wyobraźnia działa jeszcze długo po skonsumowaniu całości.  Deserowe serniczki z rokitnikiem i kwaśną śmietaną stanowią idealne zwieńczenie kolacji. Kolacji pełnej wrażeń, sentymentalnych powrotów do znanych, choć mocno odświeżonych smaków, a także poznawaniu nowego. 

Restauracja Jadka bardzo mi się podoba. Bardzo. Bardzo. Podoba mi się to podejście – z szacunkiem do polskiego produktu, ale bez sztucznego ograniczania się smakami jedynie z naszej szerokości geograficznej. Raz jeszcze biję się w pierś, że ta relacja powstaje dopiero teraz, bo o bardzo dobrych rzeczach powinno się pisać w pierwszej kolejności, a Jadka pod przewodnictwem swojej Szefowej jest miejscem na bardzo wysokim, absolutnie niedoścignionym dla miejscowej konkurencji poziomie. Smaki są dopieszczone, jakość każdego z produktów odpowiednio wytłuszczona, z jednocześnie zaznaczonym elementem sezonowości. Kiedy często piszę o podnoszącym się poziomie restauracji we Wrocławiu, od razu na myśl przychodzi mi właśnie Jadka. To jest kierunek, w którym powinno się zmierzać. Brawo!

restauracja jadka

Rzeźnicza 24-25

FB

P.S.

Obecnie istnieje także możliwość zamówienia menu degustacyjnego, składającego się z pięciu (135 zł) lub siedmiu (165 zł) dań.

Total 24 Votes
9

Napisz w jaki sposób możemy poprawić ten wpis

+ = Verify Human or Spambot ?

Komentarze

komentarze

Podobne artykuły

5 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Polub nas na

103,169FaniLubię
42,400ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
1,420SubskrybującySubskrybuj
Agencja Wrocławska

Ostatnie artykuły