Kolejne miejsce, które chce wam przedstawić, odkryłem dość niespodziewanie i przypadkowo. Mając nadzieję na zjedzenie pysznego sera smażonego w Kurnej Chacie przy ul. Grunwaldzkiej udałem się w to miejsce, gdzie jednak moim oczom ukazał się zupełnie nowy lokal. Kurna Chata przestała istnieć, a w jej miejscu powstał bar Woo Thai, jak sama nazwa wskazuje z tajskim jedzeniem. Nie przegapiłem takiej okazji i skorzystałem z możliwości zasmakowania nowych potraw w naszym mieście.
Sam lokal jest widoczny z daleka, z jednej strony oznaczony sporym napisem STREET FOOD, który od razu rzuca się w oczy, a od strony wejścia wygląda tak.
W środku także robi dobre wrażenie, dość duża kuchnia umiejscowiona jest w centralnym punkcie, tak, aby doskonale było widać jak uśmiechnięty azjatycki kucharz przygotowuje potrawy. Wystrój jest minimalistyczny, nieco hispterski, ale przyjemny, choć – jak się później okaże – stoliki mogłyby być nieco większe.
W środku sporo osób, duża grupa studentów zagranicznych mieszkających w oddalonych o kilkadziesiąt metrów akademikach. Pierwsze wrażenie – bardzo dobre.
Przyglądamy się menu i ciężko nam się zdecydować na coś, ponieważ jest w nim sporo dań, które z chęcią byśmy zjedli.
Ostatecznie decydujemy się na Żółte Curry z kurczakiem za 15 zł, Sukiyaki, czyli smażony makaron sojowy z kurczakiem w tej samej cenie oraz smażony ryż, także z kurczakiem za 12 zł.
Od razu po złożeniu zamówienia kucharz zabiera się do pracy. Każde danie przygotowywane jest na bieżąco w woku, a co ciekawe, jedna osoba na kuchni ogrania wszystko. Zastanawiam się czy przy większym ruchu wystarczy rąk do pracy.
My otrzymujemy jednak dania dość szybko, aczkolwiek nie wszystkie w jednym momencie, a jedno po drugim, ponieważ każde przygotowywane jest osobno. Najpierw na malutkim stoliku ląduje ryż z kurczakiem.
Pierwsze zaskoczenie? Z automatu otrzymujemy danie w papierowym pudełeczku, a nie na talerzu, ale to tylko dodaje klimatu temu miejscu i jak się okazało, dobrze się sprawdza. M.in. przez wspomniane wyżej małe stoliki, na których ciężko byłoby zmieścić dwa talerze.
Aromatyczne danie, choć może wydawać się niewielkie, jest naprawdę spore, i co ważne – smaczne. Ryż nie jest twardy, ani rozgotowany, podany z białym sezamem na górze. W środku, oprócz ryżu, znajdziemy marchew, szczypiorek, cebulę, grzybki mun i oczywiście kurczaka. Całość usmażona jest z jajkiem, którego smak zdecydowanie przebija się przez resztę składników. Porcja jest nieco słona, ale dobrze smakuje.
Po kilku chwilach trafia do mnie makaron z kurczakiem.
Usmażony ze sporym dodatkiem sosu sojowego, który uwielbiam, posypany sezamem, pachnie wspaniale i smakuje świetnie. Warzywa, czyli cukinia, marchewka oraz cebula są świeżutkie, chrupiące, a grzybki mun dodają fajnego, orientalnego sznytu tej potrawie. Mam jednak jedno ale, w porcji za 15 zł jest zdecydowanie za mało kurczaka. Kilka kawałeczków piersi to jednak przesada. Ogólnie jednak – pyszny makaron.
No i na koniec dostajemy w sumie najsłabszą z zamówionych pozycji, czyli żółte curry.
Jak dla mnie nieco zbyt wodniste, bez żadnego posmaku ostrości. Ryż klejący, pod wpływem sosu ładnie się miesza z resztą składników. Kurczak dobrze usmażony, delikatny, z wyraźnym aromatem imbiru. Poza kurczakiem w daniu znajdziemy kawałki żółtej i czerwonej papryki, grzybki shitake, a także seler naciowy. Smakuje nie najgorzej, ale jednak gdyby nie imbir, curry byłoby w zupełnie nijakie.
Woo Thai oceniam bardzo pozytywnie, dania są faktycznie mocno azjatyckie, z ciekawymi dodatkami oraz dość oryginalnie podane. Jak dla mnie, miłośnika ostrości, zabrakło jednak choćby chili w tych daniach, co jednak znakomicie wynagrodził mi sosik, z którego można korzystać na stoliku. Jeden z lepszych, jakie miałem okazję próbować w życiu. Kremowy sosik z chili, lekko słodkawy, dopiero po przełknięciu piekielnie ostry. Za ten sos wielki plus. Minusik za ilość mięsa w daniach, ale mam nadzieję, że kucharz się poprawi, jedzenie jest bardzo dobre, i zdecydowanie różni się od tych typowych „chińczyków” w budkach, gdzie warzywa do dań dodawane są z mrożonki.
WOO THAI
ul. Grunwaldzka 67
Możecie sprawdzić niedawno otwartą restaurację wietnamską na ulicy Poniatowskiego, póki co, mój numer jeden we Wrocławiu 🙂 Dużo i baardzo smacznie
To w sumie niedaleko nas, więc na pewno będziemy. Coś konkretnego polecasz?
Bylismy, sprobowalismy i, niestety, nabawilismy sie bolu brzucha. Jedzenje bylo fatalne, obsluga jeszcze gorsza. Njebawem ukaze sie recenzja.
Każde z tych propozycji jest okraszone inną nuta smakową, w poszukiwaniu ostrości należało wybrać smażony makaron sojowy.To co pokazane jest na zdjęciu nr 2 to tradycyjny makaron o posmaku sosu sojowego bez nuty ostrej, stąd to rozczarowanie. Wiem, bo miałam przyjemność kosztować obu.
Póki co jadłem kurczaka po tajlandzku i wietnamsku na gorącym półmisku, jak i również kurczaka chrupiącego? Coś w tym stylu, pychota, warzywa świeże, nie jakieś mrożonki. Próbowałem również mintaja tylko nie pamiętam jakiej wersji, też super sprawa, a na deser wziąłem banana w cieście… dostałem cztery ogromne kawałki okraszone wiórkami kokosowymi, dobrze że byłem z kimś bo bym już tego nie zmieścił! A no i bym zapomniał, jak jedzenie tego typu to przecież sosy są podstawą, ostry w dzbaneczku może nie wypala, ale za to ostry sos w małej porcelanie, to jest dopiero coś, oczywiście do woli, jak i również płatki chilli do dyspozycji klienta. Kogo bym tam nie zabrał to zachwala, albo tak dobrze trafiam albo naprawdę jest godnie 😀 Pozdrawiam i życzę smacznego!
Ja niestety rozczarowałam się wielce. Wszystko przez Mai Lan, może dlatego 😉 Mai Lan to moja ulubiona chińska knajpka. Rozpieszczeni smakiem i wielkością potraw, nie chciało nam się jechać aż na Wincentego, więc zajechaliśmy do Woo Thai. Co za pomyłka! Owszem, w smaku bardzo pysznie. Pomijam te papierowe kubeczki. Niestety ceny jak na tą ilość są nieadekwatne do zawartości mikro-kartonika. Ja naliczyłam cztery krewetki w moim makaronie z krewetkami, mąż z kolei kilka strzępków wołowiny w swoim makaronie z wołowiną. Co za rozczarowanie. Na pewno nie wrócimy. Pozostajemy wierni Mai Lan 🙂 Co więcej, ostatnio zgadaliśmy się ze znajomymi na temat Woo Thai. Opinie te same. Każdy stwierdził, że porcje są mikroskopijne. Niestety trzeba było wracać do domu i musiałam mężowi szykować obiad 🙂
Dla mnie stosunek jakosc/cena na minus. Ilości mięsa nadal śladowe w porcjach. Placic za sam ryz z sosem 22zl gdzie powinny byc krewetki – przesada. Polecam Wam sprawdzic typowego Chinczyka na nayspie – Mekong. Tam przynajmniej mniej zaplacicie …