Jeśli jesteście fanami chrupiącego kurczaka z KFC, powinniście chociaż spróbować jedzenia w tym miejscu. Korean Chicken to kameralny bar położony w obrębie placu Jana Pawła II, w sąsiedztwie legendarnego baru rybnego Krab.
Skrzydełka koreańskie to totalna nowinka nie tylko we wrocławskiej, ale zapewne i ogólnopolskiej gastronomii. Lokal prowadzi… Polak, który jest niezwykle otwarty na klientów, z chęcią opowiada o serwowanych przez siebie potrawach, a także częstuje innymi, tak, aby każdy miał okazję skosztować maksymalnie dużo smaków.
Ceny umiarkowane, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że dania są niestandardowe, orientalne. Początkowo decyduję się na zestaw 12 kawałków kurczaka bez kości w cenie 20 zł, ale właściciel szybko proponuje podmianę połowy z nich na skrzydełka, które poda zarówno z jednym, jak i drugim dostępnym sosem. Przystałem na to, chcąc mieć szerszy pogląd serwowanych tutaj potraw. Po złożeniu zamówienia, zasiadam przy jednym ze stolików w środku (przed lokalem można także rozgościć się w ogródku).
Po niespełna 10 minutach zostaję zawołany po odbiór zamówienia. Całość otrzymuję na plastikowym talerzyku z dodatkiem dwóch małych gratisów.
Konsumpcję rozpocząłem właśnie od dwóch prezentów od właściciela, mających być, w przypadku posmakowania, zapewne inwestycją na przyszłość. O sajgonkach z warzywami można powiedzieć wszystko, ale nie to, że mają cokolwiek wspólnego z tym znanymi nam z typowych „chińczyków”. Są malutkie, a w chrupiące ciasto zawinięty jest warzywny farsz, a właściwie zmielona papka, z wyczuwalną cebulą oraz prawdopodobnie porem. Fajna przegryzka, ale raczej nie dla kogoś bardzo głodnego.
Drugim gratisem okazał się smażony pierożek Mandu, z delikatnego ciasta ryżowego, nadziewany warzywami. W środku wyczuwalna jest soja oraz tofu, ale – podobnie jak w sajgonkach – smak jet zbyt mdły, jak dla mnie zdecydowanie brakowało jakiegoś ostrego akcentu.
Po przystawce przeszedłem w końcu do próbowania głównego punktu obiadu, czyli kurczaka.
Otrzymałem w sumie 12 kawałków, z czego jedna ćwiartka była obtoczona w słodko-sojowym sosie Gandzan, a druga w słodko-ostrym Meun. Połowa mojej porcji pozostała w samej panierce.
Najpierw zabrałem się za skrzydełka, które okazały się najmocniejszym punktem Korean Chicken. Mięso bez problemu odchodziło od kości, ale nie było wyschnięte, a idealnie soczyste. Bardzo dobra okazała się panierka, dość grubo otaczająca mięso. Panierka nie ociekała tłuszczem i pysznie chrupała pomiędzy zębami. Naprawdę dobra rzecz, aczkolwiek sporo różniąca się od znanych nam kurczaczków z KFC, zwłaszcza pod względem twardości panierki.
Po skrzydełkach przyszła kolej na kawałki kurczaka bez kości, choć to nie do końca prawda. Pomiędzy zębami zgrzytają nam chrząstki, które nie dla każdego muszą być przyjemnym przeżyciem. Do przygotowania tej potrawy nie zostały użyte „polędwiczki” z piersi, ale mięso jest smaczne, soczyste, choć z kawałkami skóry, przez co staje się mocno tłuste.
Na koniec słów kilka o sosach – największym rozczarowaniu Korean Chicken. Ogólnie w kuchni azjatyckiej uwielbiam wszelkiego rodzaju sosy, natomiast te, którymi polane zostały skrzydełka były za słodkie i właściwie smakowały identycznie. Oba dostępne sosy okazały się być bardzo gęstymi dodatkami, w których dominuje słodycz, a jedynie w Gandzan przebija się nieco słony sos sojowy. Niestety, sos słodko-ostry nie był ani trochę ostry, o co aż się prosiło przy tego rodzaju jedzeniu.
Podsumowując, skrzydełka z Korean Chicken to fajna odmiana od tych znanych z KFC, ale osoby przygotowujące dania mają jeszcze sporo pracy przed sobą. Zdecydowanie zmieniłbym smak sosów, z za słodkich na ostrzejsze oraz jakoś urozmaiciłbym sajgonki oraz pierożki, w których farsz jest niezły, ale jednak zbyt mdły.
Mandu są pyszne podobnie Kimbap. PS Mandu i sajgonki je się tutaj z sosem sojowym.
[…] Zakończyliśmy już poprzednie konkurs, więc pora rozpocząć kolejny, w którym do wygrania będą dwa bony o wartości 5o zł do wykorzystania w barze Korean Chicken. Naszą relację z tego miejsca możecie przeczytać tutaj. […]