Jak pewnie zdążyliście zauważyć, w większości z naszych relacji opisujemy dość tanie bary, ewentualnie średniej klasy restauracje, rzadziej te droższe, naprawdę klasowe. Oczywiście nie wynika to z niechęci, a raczej pewnych ograniczeń finansowych. Nie oznacza to jednak, że nie lubimy zjeść w bardziej wystawnych restauracjach, z wzorową obsługą, wyższymi cenami i świetnym jedzeniem. Właśnie do takiego miejsca trafiliśmy tym razem, a dokładniej do Restauracji Wieża Ciśnień. Znaleźliśmy się tam dzięki współpracy z Groupon Polska, w ramach organizowanego przez tę firmę Tygodnia Restauracji.
Akcja organizowana jest już piąty raz, za każdym razem dając okazję do odkrywania nowych, ciekawych restauracji z dobrym jedzeniem za pół ceny. Naszą opinię na temat bonów znacie, kilka razy trafiliśmy raczej słabo, ale w tym wypadku wyszliśmy bardzo zadowoleni.
Restauracja zlokalizowana jest na drugim piętrze wybudowanej ponad sto lat temu zabytkowej Wieży Ciśnień. Wystrój lokalu jest bardzo elegancki, a świetne wrażenie sprawia dobrze ubrana obsługa kelnerska. Zresztą nie tylko dobrze ubrana, ale doskonale zaznajomiona z daniami z karty, z chęcią opowiadająca o podawanym jedzeniu.
Skorzystaliśmy z opcji kuponu na 6-daniowe menu Gourmet dla dwóch osób o wartości 398 zł. W trakcie trwania Tygodnia Restauracji mamy możliwość wykupić tę opcję za połowę ceny.
Cały obiad, składający się z sześciu pozycji, trwał ponad 90 minut, każde z dań można celebrować, a obsługa nienachalnie podchodzi z kolejnymi dopiero po odebraniu poprzednich.
Na sam początek otrzymaliśmy zamówione napoje, a chwilę po nich na stoliku pojawiła się zimna przystawka, a dokładniej płatki pieczonego buraka nasączone emulsją czosnkową, oprószone wiórami z oscypka – podane z puree z gruszki i chrzanu. Uwielbiam wszelkiego rodzaju delikatne przystawki z burakiem w roli głównej, i na tym także się nie zawiodłem.
Plasterki buraka niesamowicie delikatne, mięciutkie, a ich smak fenomenalnie podkręcał starty oscypek, a także dodatek ostrego chrzanu. Super starter, zaostrzający apetyt na kolejne dania.
Po pierwszym elemencie menu, po kilku minutach otrzymaliśmy drugi, nieco konkretniejszy, a więc wątróbki z królika serwowane na racuszkach szpinakowo-kurkowych z cząstkami podpiekanych jabłek.
Osobiście nie jestem wielkim fanem wątróbek, ale ta była wyjątkowo smaczna, zresztą jak cała kompozycja. Doskonałą robotę wykonał w tym wypadku lekko przypieczony boczek, w który zostały owinięte wątróbki. Jego słoność doskonale podkręcała smak wątróbki, a jako miłośnik wszelkiego rodzaju placków, wręcz zakochałem się w tych szpinakowo-kurkowych. Były lekko chrupiące, a ich słodkawy posmak idealnie uzupełniał resztę smaków.
Po przystawkach przyszła pora na zupę, którą – według menu – miała być zupa z polnych grzybów z dodatkiem szalotki i zielonych części pora, serwowana z uszkami z nadzieniem z dziczyzny. Jak się jednak okazało, tego dnia kucharz przygotował inną pozycję, na nasze szczęście. Zgodnie uznaliśmy, że krem z raków z kawałkami sandacza i kluseczkami cytrynowymi, był najlepszą zupą, jaką jedliśmy w naszym życiu. Coś genialnego.
Zupa wybitna, bez dwóch zdań. Niezwykle kremowa, aksamitna, jedynie z delikatnym rybnym posmakiem. Doskonale wyważone smaki, sporo rozpływającego się w ustach sandacza i wyraziste kluseczki, świetna zupa.
Właściwie to już w tym momencie nasze brzuchy były dobrze wypchane, choć początkowo ze sporym dystansem podchodziliśmy do wielkości porcji. Oczywiście szybko się zreflektowaliśmy, a ostatecznie wyszliśmy pełni.
Po zupie przyszedł czas na chyba najbardziej zaskakujący element menu, czyli wytrawny sorbet z pomidorów. Gałka sorbetu miała nas odpowiednio nastroić przed daniem głównym, ale okazała się zbyt wyrazista, słodko-kwaśna, dosyć zamulająca.
Było w tym sorbecie coś ciekawego, ale jak dla mnie okazał się zbyt wyrazisty. Wolałbym przed decydującym fragmentem obiadu zjeść bardziej neutralną przystawkę.
Po zjedzeniu sorbetu mieliśmy kilka minut na przygotowanie się do dania głównego, którym było luzowane udko kacze, duszone w sosie gruszkowo-piernikowym, serwowane z ziemniakami zapiekanymi z kurkami oraz z modrą kapustą z dodatkiem malin.
Porcja, jak na to ile zjedliśmy wcześniej – gigantyczna. Mięso było delikatne, bez problemu rozwarstwiało się, a sos wyrazisty, dobrze komponujący się z udkiem. O dopasowaniu modrej kapusty do kaczki pisać raczej nie trzeba, była mięciutka, lekko słodkawa, idealna.
Przy gratin z ziemniaków pojawiły się lekkie zastrzeżenia. Ziemniaki nie zostały chyba dostatecznie cienko pokrojone, przez co nie upiekły się do końca. Ogólnie jednak całe danie na plus.
Skoro pojawiło się danie główne, musiał pojawić się także deser, a dokładniej kule lodów waniliowo-czekoladowych z bakaliami podane z gorącymi wiśniami z nutą amaretto.
Może nie był to jakiś niezwykle wymyślny deser, dość standardowy, ale bardzo dobry, idealnie podkreślający cały obiad.
Restauracja Wieża Ciśnień wypadła bardzo pozytywnie. Byliśmy pod wrażeniem świetnej obsługi, która do samego końca zachowała klasę. Jeśli chodzi o jedzenie, to może nie była to wybitna kuchnia molekularna z Atelier Amaro, ale bardzo dobrze skomponowane menu z ciekawym jedzeniem. Właściwie wszystkie dania prezentowały odpowiednią klasę, smaki dobrze do siebie pasowały, a sama wizyta w restauracji była przyjemnością. W Wieży Ciśnień można spędzić zarówno romantyczną randkę, a także udać się na rodzinny obiad. Poza menu Gourmet, można zdecydować się na dania z menu A la carte.
W piątym już Tygodniu Restauracji organizowanym przez Groupon możecie odwiedzić sporo innych ciekawych miejsc, jak choćby Restaurację Złotą na Rynku, słynącą z niezłej kuchni francuskiej Le Bistrot Parisien, a także spróbować pysznego jedzenia w Restauracji Steinhaus.
Restauracja Wieża Ciśnień
ul. Sudecka 125 a
Dosc droga przyjemnośc, a,e w sumie niedługo rocznica. Pomyślimy!
Też chcę! Mężu kup mi Groupona!
W Wieży straszne i obrzydliwe rzeczy się dzieją na kuchni – wiem od znajomego pracownika. Wiadomo, że w żadnej kuchni nie jest idealnie, ale w takich cenach lepiej się już wybrać do Piwnicy Świdnickiej albo tak, jak pisałeś teraz – do Siesta Trattoria.
Byłam dziś z Mężem i Córką na gourmet zakupionym na grouponie i szczerze powiedziawszy mocno się zawiodłam. Wcześniej byłam bodajże 3 razy w tej restauracji, ale zawsze tylko na jednym daniu i to w przelocie. Dzisiaj niestety dało się odczuć, że jako klienci z groupona jesteśmy „klientami drugiej kategorii”. Pomijam, że jedna kobieta miała za zadanie obsłużyć całą salę, ale przerwy między poszczególnymi daniami były zbyt duże. W czasie, gdy my otrzymaliśmy jedno danie, ludzie z sąsiednich stolików dostali już po dwie pozycje. I tym sposobem spędziliśmy w restauracji 2 godziny i 10 minut. Jedynym plusem tej sytuacji była możliwość spokojnego posiedzenia z Rodzinką. Co do dań… Hmmm, nasz buraczek wyglądał trochę biedniej, niż Twój, całe 4 plasterki. Smak poprawny, ale to wszystko. Wątróbka z królika na racuszkach to najmocniejszy punkt menu. Mimo że nie przepadam za wątróbką, to w tym daniu wszystko grało ze sobą idealnie. Zupa z grzybów smaczna, aczkolwiek za słona. A uszka niestety miały zbyt twarde ciasto. Sorbet z pomidorów ? Hmmm, byłam w stanie zjeść tylko 2 łyżeczki. Zdecydowanie zbyt słodki, brakowało ostrości i charakteru. Kaczka bardzo smaczna (Mąż ocenił ją nieco niżej) ze świetną kapustą i przeciętnymi ziemniakami. O ile moje były dobrze wypieczone, o tyle w smaku zupełnie bez wyrazu. Deser lodowy był zupełnie inny od tego, który powinniśmy otrzymać. Dostaliśmy trochę lodów czekoladowych ze śmietaną i kapką sosu. Poprawne w smaku, ale bez szaleństwa, no i minus za brak informacji o tym, że zaserwują nam inny deser. Ja np. czekoladowych lodów nie lubię… Szczerze zawiodłam się bardzo, gdyż wcześniej miałam raczej całkiem dobre wspomnienia z tą restauracją, a dzisiejsze menu szału nie robiło. Ponadto ta wizyta potwierdziła opinię wielu osób, że klienci z groupona są gorzej traktowani. Oczywiście spotkałam się też z poglądem, że wiele restauracji inaczej traktuje osoby, które godzą się na napisanie recenzji wzamian za zafundowanie kolacji przez groupona, niż pozostałych „grouponowiczów” i pewnie dlatego wolę sama za wizytę zapłacić i móc później napisać lub nie o konkretnym miejscu. I jeśli czasu mi starczy, to pewnie niedługo skrobnę kilka zdań u siebie, bo jeszcze niespełna 200 zł za tę kolację przeżyję, ale gdybym miała dać w normalnych cenach 400, to chyba bym się załamała.
Dzięki za opinię. My mieliśmy inną zupę, ktora robiła wielką różnicę. Nasza była genialna. Ogólnie przy ocenie tak drogie restauracji na pewno wpływ mają oczekiwania, jakże inne od tych, kiedy idziemy do knajpki, w której obiady są w granicach 3o zł. W Wieży Ciśnień dania są poprawnie wykonane, ale pewnie w związku z ich ceną, oczekujemy czegoś wielkiego. Jak dla mnie ceny są wysokie, to oczywiste, ale i też jakość mnie zadowoliła.
Wiesz, będąc tam wcześniej kilka razy liczyłam na coś lepszego. Nie dlatego, że ceny są, jakie są, ale dlatego, iż wcześniej było faktycznie „poprawnie”. Wczorajsza wizyta była rozczarowująca pod wieloma względami. Nie tylko bardzo średniego jedzenia, ale i choćby obsługi. Rzadko jadam w knajpach, w których obiady są w granicach 30 złotych (oczywiście pomijam tutaj lunch w pracy). Idąc z Rodziną wolę zapłacić ciut więcej, ale być pewna jakości. I na pewno wczoraj nie oczekiwałam „czegoś wielkiego”, ale po prostu smacznego i się zawiodłam. Tu nawet nie chodzi o to, że w cenie 400 złotych za 2 osoby można w większości knajp we Wrocławiu zjeść 100 razy lepsze jedzenie i czuć „opiekę” kelnera, ale że już za 200 złotych, które miały być taką super ofertą groupona, ciężko znaleźć restaurację, w której pobyt byłby aż tak rozczarowujący, jak ten w Wieży. I choć to nie była moja pierwsza wizyta w tej restauracji, to raczej na pewno ostatnia.