Po moim rankingu burgerów w komentarzach pod wpisem sporo osób podpytywało mnie, dlaczego pominąłem Rock Burgera. Przyczyna była prozaiczna – jadłem w tym miejscu raz, ale smak burgera kompletnie nie pasował do poziomu granej w lokalu muzyki. Gdzie Jim Morrison, a gdzie tamten burger. Zresztą zobaczcie sami jak wyglądał ten sprzed niemal roku.
Fakt, że były to początki Rock Burgera, ale mięso, w którym czułem tylko smak musztardy, zdecydowanie zniechęcił mnie do kolejnych odwiedzin. Dodatki, których było niewiele, też specjalnie nie zaskoczyły. Jednak po wielu uwagach, ugiąłem się i postanowiłem odwiedzić ich raz jeszcze, zamawiając tego samego burgera.
Wystrój lokalu się nie zmienił, dalej rządzą tutaj rockowe klimaty, włącznie z głośno – jak dla mnie nieco za głośno – grającą muzyką. Zmieniła się natomiast karta. Nie tyle jeśli chodzi o rodzaje burgerów, ale jej wygląd. Laminowaną, podniszczoną kartkę zastąpiła przyjemna i przejrzysta karta leżąca na każdym z nielicznych stolików.
Duży plus za informację zawartą na pierwszej stronie karty o tym, że mięso w Rock Burger w standardzie smażone jest na różowo, brawo. Jako się rzekło, wybieram ponownie tą samą pozycję co poprzednio, a więc Highway to Hell, którego cena podskoczyła o złotówkę. Domawiam także frytki do zestawu.
Na zamówienie czekałem dość długo, bo ponad 20 minut, mimo że poza mną w lokalu znajdowały się jeszcze tylko dwie osoby. W końcu jednak otrzymuję burgera, który wygląda zdecydowanie okazalej niż w początkowej fazie istnienia Rock Burgera.
Highway to Hell, czyli wołowina, cheddar, ogórki, jalapeno, sałata, chrzan, majonez i sos BBQ. Przy składaniu zamówienia istnieje możliwość wybrania jednego z czterech poziomów ostrości. Bez zastanowienia wybrałem czwarty z nich, dzięki czemu do środka dodano także papryczkę habanero.
Pierwszy gryz zaskoczył mnie bardzo pozytywnie, a największe wrażenie zrobiła bułka. Wieloziarnista, fajnie zgrillowana i mocno trzymająca w ryzach wszystkie składniki. Bardzo smaczna.
Mięso, zgodnie z zapiską na karcie, zostało średnio wysmażone, ciężko mieć tutaj jakiekolwiek zastrzeżenia. Gorzej jednak z jego smakiem. Nie czuć już co prawda dominującej musztardy, ale tym razem wołowina zdecydowanie zginęła w gąszczu mnóstwa innych smaków. Papryczki faktycznie paliły, ale to tylko jedna strona. Druga to taka, że ktoś lekko przekombinował przy komponowaniu dodatków tego burgera. Chrzan wyskakiwał jako lider, a gdzieś obok swoje trzy grosze wtrącały jeszcze majonez i słodkawy sos BBQ. Jak dla mnie za dużo tego, bo ledwie wyczuwalne było mięso. Kiedy jednak spróbowałem samego mięsa, ciężko było się do czegoś przyczepić. Jako całość, zdecydowanie za bardzo pomieszane. Wydaje mi się, że gdyby wyjąć z dodatków chrzan, burger byłby o wiele lepszy, bo ostrość i tak zapewniają nam papryczki.
Rock Burger poszedł w dobrą stronę w ciągu roku swojej działalności i – według mnie – zrobił krok do przodu. Zmieniona bułka, lepiej doprawione mięso i zjadliwe frytki, choć te akurat z mrożonki. Kompozycja smaków w burgerze została nieco przekombinowana, ale nie ma dramatu, a właściwie to wizytę zaliczam na plus. Ceny są znośne, ostrość na poziomie, no i świetna, nie za sucha bułka.
Rock Burger
ul. Szewska 27-27A
Nie pamiętam już dokładnie, co mi nie odpowiadało w smaku podczas mojej tam wizyty parę miesięcy temu, ale do dziś tam nie wróciłem. Ponadto po prostu nie dla mnie taka forma jedzenia: na desce, na którą coś z burgera wycieka. Przydałoby mi się też szkolenie, w jaki sposób się coś takiego je, bo przecież nie jak kanapkę.
Mi nie odpowiadał posmak gorczycy, ale to już się zmieniło.
3x dawałem im szansę i na czwartą nie ma szans, gorszy jest tylko Streetburger, bo nazywanie tego czegoś z musztardą co podają burgerem to mocne nadużycie 😉
A mi bardzo smakują burgery w Rock Burger. Mięso jest dobrze przyprawione, ma swój wyjątkowy smak, jest świetna bułka i sporo dodatków. Nie rozumiem tego czepiania się smaku i sposobu podania.
Chyba by mnie musiało zdrowo pokopać, żebym dał 20 złotych za wątpliwej (ze względu na kombinację dodatków) jakości burgera… No ale to może kwestia, że przywykłem do jedzenia za ~4 euro na znacznie lepszym poziomie.
Plus dla autoraza wysiłek i weryfikację testu. Co do smaku mięsa każdy ma swój gust i trudno tu dyskutować. Mnie pasuje, w innych miejscach czasami człowiek otrzymywał od spalonej podeszwy po tatara. Akurat w Rock Burgerze nie ma niespodzianek pod tym względem. Są za to niespodzianki innego rodzaju: burgery okazyjne (czasami dostępne niestety tylko jeden dzień albo weekend 🙁 ), ekipa dodaje również różne dodatki do zamówienia w ramach promocji czy testowania nowych past itp.
Dodać można, że Rock Burger jest w Kekemeke. (http://kkmk.pl/). Z wrocławskich burgerowni to chyba jedna z dwóch, która dla stałych bywalców ma coś dodatkowego.
Można wejść również z psem ale w moim odczuciu ze względu na wielkość lokalu lepiej nie zabierać psa wielkości bernardyna. 😉 No i zdecydowanie lepiej z psami zaglądać w lecie kiedy jest „ogródek” na zewnątrz albo przynajmniej w godzinach kiedy nie ma tłumów.
PS Rock Burger otwiera również lokal w Legnicy.
Mięso – kwestia gustu. Mi osobiście bardzo w Rock Burgerze smakuje. Jeśli mam być szczery to po spróbowaniu burgerów w kilku miejscach we Wrocławiu Rock Burger wciąż jest u mnie numerem 1. Może zmieni się to, kiedy w końcu uda mi się wybrać do Pasibusa. Do tego czasu ani BurgerLove, ani Moa Burger, ani tym bardziej Grillburger nie przebiją smaku Highway to Hell.
W końcu dzisiaj dotarłam do RockBurgera i… klapa. Także zdecydowałam się na Highway to Hell, chociaż w mniej hard core’owej wersji, bo ostrość poziom 2. Tak jak wskazał autor – chrzan, chrzan, wszędzie chrzan. Żałuję, że nie zrezygnowałam z niego przy zamawianiu. Majonez i sos BBQ – zazwyczaj moje ulubione połączenie sosów – wypadły nieźle, ale to wszystko, bo temu drugiemu zabrakło wyrazistości. Mięso może i było trochę różowe w środku, ale jak dla mnie i tak za długo leżało na grillu, bo było po prostu suche. Albo ktoś przyciskał je do grilla. Papryczki i ogórki ok, ale pojawił się inny problem… ktoś chyba zapomniał o cheddarze w moim burgerze, bo po kilku kęsach nie znalazłam go i chociaż nie ustawałam w wysiłkach, nie udało mi się do niego dotrzeć…
Raczej do nich nie wrócę, burger kosztował 19 zł, co może nie jest ceną powalającą, ale za taką kwotę chciałabym czuć coś więcej niż chrzan.