Dekadę temu, kiedy jeszcze zdarzało mi się – z lepszym lub gorszym skutkiek – studiować, wizyty w New York Gyros należały do codzienności. Jeśli nie jadłem na szybko w Tostorii, wpadałem właśnie tam. Od tego czasu minęło jednak dziesięć lat, kubki smakowe są wrażliwsze, a niektóre fastfoody znane sprzed lat należy sprawdzić ponownie, żeby przekonać się czy gyros wtedy był tak dobry, czy smak pozostał ten sam, czy po prostu w latach studenckich wszystko co było fastfoodem i nie kosztowało fortuny było dobre.
Do lokalu mieszczącego się na początku ulicy Kazimierza Wielkiego przyszedłem w piątek, w okolicach 14, a więc w porze mocno obiadowej. Co mnie zdziwiło, to fakt, że w środku nie było nikogo poza obsługą. Nie był to dobry prognostyk, ale skoro przyszedłem, nie wypadało odejść z niczym.
Wystrój wzorowanych jest na amerykańskich barach, ale na słowie wzorowany należałoby zakończyć ten opis. Barowe stoliki z hokerami, kilka miejsc przy ladach przytwierdzonych do ścian i ściany oklejone tapetą ze zdjęciami Nowego Jorku. Mówiąc krótko, nic nie zmieniło się od lat, a stoliki, na których wyryte są dziwne podpisy gości, bardziej przywołują skojarzenia jakiejś mordowni na końcu świata, a nie baru z gyrosem w centrum sporego miasta.
Menu jest krótkie, ale konkretne. Kilka opcji z gyrosem – w bułce, w tortilli i na talerzu. Do tego burger, bo przecież burgerów nie może obecnie zabraknąć w żadnym lokalu gastronomicznym.
Wybieram opcję Manhattan za 12,50 zł, a więc gyros na talerzu z frytkami i surówką. Danie przygotowywane jest w ekspresowym tempie, zaraz po złożeniu zamówienia, pani za barem ścina mięso piekące się na opiekaczu i układa na talerzu.
Ostatecznie na mój stolik trafia niezbyt wielka porcja na talerzyku.
Frytki totalnie standardowe, z mrożonki, ale do takiego dania zjadliwe. Surówka z białej i czerwonej kapusty, cebuli oraz kukurydzy. Świeża, na pewno nie przeszkadzała. Samo mięso niestety bez większych zachwytów. Drobno skrojone, nieco przesuszone z twardymi kawałkami zewnętrznej, przypieczonej skorupy. Przyzwoicie doprawione, całość uratował sos, który nawilżył kurczaka.
Zdecydowanie nie jest to gyros idealny, bliżej mu do tego z Le Gyros, niż Petry. Największym atutem tego mjejsca wydają się być niskie jak na centrum ceny. Osobiście raczej więcej wizyt w NY Gyros nie przewiduję. Można tam zjeść, ale raczej w wypadku ostrego głodu, na szybko.
New York Gyros
ul. Kazimierza Wielkiego 64
Często tam jadam i jedyne co mi nie pasuje to obsługa- jakby pracowały za kare. Zero uśmiechu i życzliwości, wiecznie niezadowolone z życia Panie. Jedzenie jak dla mnie ma idealne porcje – najadam się i nic nie zostaje na talerzu (a wyrzucac nie lubię). Lubie tam wpadać, mimo tej obsługi, bo jest tanio smacznie i blisko 😉