Kuchnia na platformie w samym środku restauracji, widowiskowe czary kucharzy za pomocą woka i dużego ognia. Ten koncept był od początku znakiem rozpoznawczym sieci restauracji Wook. Ale coś, co miało być atutem restauracji, może stać się ich przekleństwem. Ten lokal był smaczny jakieś 6 lat temu, stołowali się tam nawet Chińczycy. Z upływem czasu było coraz gorzej.
Otrzymałam sygnał, że w Wooku we Wrocławiu nie ma już chińskich kucharzy. Jak to nie ma chińskich kucharzy?. Czyżby wizytówka tej knajpy miała już dość niewolniczej pracy? Postanowiłam to sprawdzić. Obładowana torbami z zakupami trafiłam w końcu do Wooka w Pasażu Grunwaldzkim. Po kucharzach z Chin faktycznie ani śladu.
Pytam zatem uprzejmego kelnera gdzie są chińscy kucharze? – W Chinach– odpowiada lekko ironicznie kelner. Dowiedziałam się również, że kucharzy nie ma już od ponad roku, a z Chin już nie wrócą. Podobno jednak przed wyjazdem nauczyli swoich polskich następców gotować po chińsku. Sama jestem przykładem tego, że Polka może gotować smacznie w chińskim stylu zatem dajmy polskim kucharzom szansę. Ponadto kuchnia Wooka jest wolna od glutaminianu sodu.
Zobaczywszy rozbudowaną kartę drinków zwątpiłam czy aby na pewno jestem w lokalu gastronomicznym z chińskim jedzeniem, czy w klubie muzycznym. Do tego muzyka a’la hity na czasie – zero chińskiej muzyki (nawet Jay Chou ;( ), zero Chińczyków, zero chińskiej atmosfery. Nawiasem mówiąc, Chińczyk nie zaprosiłby do swojego wnętrza koloru czarnego bowiem kolor ten symbolizuje śmierć i przynosi pecha.
Na pałeczkach oraz serwetkach echo przeszłości – dawny slogan Wooka – Authentic taste of China, na menu natomiast nowe hasło – Inspired by Asia. Faktycznie – karta z głównie chińskimi pozycjami została przeistoczona w menu ogólnoazjatyckie. W poszukiwaniu chińskich smaków postawiłam na pierożki guiye oraz wieprzowinę po syczuańsku z ryżem.
Siedem zgrabnych pierożków, lekkich, chrupkich lecz za suchych, kryło w środku nijaki smakowo warzywny farsz (biała kapusta, marchew, pieczarki, zielony groszek). Sos serwowany do pierożków to raczej popłuczyny po sosie Bez smaku, rozwodniony – trzeba naprawdę nie mieć wstydu podając klientom taki sos.
Na szczęście na stole pojawiła się już moja wieprzowina po syczuańsku. Jako klient mogłabym być niezadowolona ponieważ w opisie dania nie ma słowa o obecności bambusa. Ja osobiście lubię ten dodatek, więc ucieszyłam się na jego widok. Nie zmienia to faktu, że danie powinno nazywać się wieprzowina z bambusem i grzybami Mu na ostro. Jeżeli chodzi o smak to gdzieś kucharzowi dzwoni, ale nie wiadomo, w którym woku. Zalety tego dania to na pewno dodatek posiekanego świeżego czosnku i imbiru oraz odpowiednia konsystencja i poziom ostrości – a to już jest dobry kierunek. Niestety, jakość mięsa pozostawia wiele do życzenia – kawałki mięsa poprzerastane tłuszczem, suche i gumowate, brak im delikatności i soczystości. Ze strukturą grzybów Mu też było coś nie tak – powinny być chrupkie, a jednocześnie miękkie tymczasem były one twarde i pozbawione przyjemności konsumpcji. To już prawdopodobnie kwestia nieprawidłowej obróbki przed gotowaniem.
Restauracja Wook serwuje jedzenie tylko inspirowane chińskim smakiem, a po chińskiej restauracji zostało zaledwie wspomnienie. Koncepcja lokalu wyraźnie się rozmywa i chyba wymyka właścicielom spod kontroli – w Warszawskim Wooku podaje się już dania Kuchni Świata, czyżby tonący brzytwy się chwytał?
Relację nadesłała Joanna z bloga Kuchnia chińska w Polsce.
Restauracja WOOK
Pasaż Grunwaldzki
www.wook.pl
Te grzyby to mun, a nie mu;)
Mój maz Chińczyk jest ciekaw w jakim języku „mun” – bo to napewno nie w chińskim 😉
W Chińskim to chyba Mu Er (nie wiem jak to zapisać poprawnie), ale u nas powszechna jest nazwa Mun, ale masz rację, Mun to na pewno nie po chińsku 🙂
Swoją drogą, masz męża Chińczyka i zamiast go do kuchni zapędzić to męczysz się jedząc w Wooku, który jest drogi i niespecjalnie dobry? 😉
Można we Wrocławiu zjeść gdzieś porządne chińskie dania?
Maz gotuje i uczy – teraz i ja gotuje po chińsku. Zapraszam na http://www.facebook.com/polkagotujepochinsku . Czasami by napisać rzetelna recenzje należy sie poświecić 😉 obawiam sie,ze wrocławski świat gastronomiczny nie może pochwalić sie dobrym chińskim jedzeniem. Więcej relacji chińskich knajp już niebawem na kartach Wrocławskich podróży kulinarnych 🙂
W takim razie grzyby mu err 😉
Mnie bardziej interesuje dlaczego napisano w recenzji, że kolor czarny symbolizuje w Chinach dokładnie to samo co na zachodzie. Spotkałem się wielokrotnie z opisami, jakoby czarny symbolizowal ziemię i życie, nie zaś pecha i śmierć.
Czarny symbolizuje pecha i smierć – każdy Chińczyk to potwierdzi. To pewne jak to, ze czerwony oznacza szczęście i jak to, ze 8 „przynosi” bogactwo 😉