Mówisz pizza we Wrocławiu, myślisz Piec na Szewskiej. To miejsce polubiłem od pierwszej wizyty, ich pizzę zdążyłem nazwać najlepszą w mieście, a potem przez dłuższy czas nie odwiedzałem Pieca, głównie z powodu braku czasu. W ostatnim czasie restauracja przeszła mały lifting, powiększając liczbę miejsc dostępnych dla gości, ponieważ od kiedy rozeszła się fama o świetnej pizzy dostępnej na Szewskiej, zdobycie stolika graniczyło z cudem. Lokal się powiększył, a wraz z nim, proporcjonalnie, liczba klientow. Przy drzwiach dalej kłębią się ludzie, choć muszę przyznać, że akurat podczas dwóch wizyt, dzień po dniu, miałem sporo szczęścia, trafiając na wolny stolik od ręki. Był to typowy fart, bo gdybym przyszedł dwie minuty później, odprawiono by mnie z kwitkiem.
Pierwszego dnia, na przekór, zamawiam nie pizzę, a makaron. Szybkie zerknięcie na kartę i już wiem. Wybór ogranicza się do sześciu pozycji, i dobrze.
Zamawiam pozycję numer 26, a więc Penne All’Arrabbiata za 15 zł. Czas oczekiwania – około 15 minut.
W międzyczasie miałem okazję przyglądać się pracy obsługi, która uwija się jak ukropie, ale bardzo sprawnie, starając się, aby każdy z gości był zadowolony.
Makaron otrzymuję na sporym talerzu, i co tu dużo pisać – wygląda obłędnie. Dużo parmezanu, dużo pietruszki i genialnie czerwony sos pomidorowy. Penne ugotowane w punkt, delikatnie twarde, a sama kompozycja smakowa powala na kolana. Lekko słodkawy sos, który nie występuje w nadmiernej ilości, świetnie współgra z słonawym parmezanem, a charakteru całej kompozycji nadaje połączenie czosnku, chili i pietruszki. W tej cenie jest to makaron wybitny.
Skoro tak dobrze poszło za pierwszym razem, niewiele myśląc, udałem się do Pieca na Szewskiej raz jeszcze nazajutrz. Teraz jednak w jasno określonym celu – ponownie spróbować tej świetnej pizzy, no i sprawdzić czy dalej jest faktycznie świetna.
Nie kombinowałem, wybrałem margheritę, jedynie z dodatkiem chili. Kelner od razu poinformował mnie, że mogę czekać nawet do 30 minut, co jednak niespecjalnie mnie zraziło. Miałem pod ręką dobrą lekturę, na zewnątrz świeciło słońce, a dodatkowo byłem już po pracy, więc niezbyt się śpieszyłem.
Po rzeczonych 30 minutach na stoliku wylądował talerz, na którym była pizza z bulgoczącym jeszcze serem i sosem, wyjęta przed kilkoma sekundami z pieca. Fajnym pomysłem jest dołączenie do koszyka ze sztućcami także okrągłego nożyka, aby samodzielnie pokroić pizzę według uznania.
Brzegi zostały delikatnie przypieczone, co akurat w moim przypadku poczytuję za plus. Wolę właśnie taką wersję, wzbogaconą o delikatnie dymny posmak ciasta, a przy tym z dobrze wypieczonym, chrupiącym plackiem od spodu. Smak? Dokładnie taki, jak zapamiętałem z poprzednich wizyt. Genialna, naprawdę genialna pizza na cieniutkim cieście z nieco grubszymi rantami. Dobrze wypieczona, bez przesadnej ilości sosu i sera. Klasyka w najlepszym wykonaniu.
Po dwóch wizytach mam spory dylemat, polegający jednak nie na tym czy wrócę, ale co wybrać podczas kolejnej wizyty – makaron czy pizzę. Obie pozycje do bólu standardowe, włoskie i smaczne. Miano najlepszej pizzy we Wrocławiu, przynajmniej w moim mniemaniu, zdecydowanie potwierdzone. Do Pieca na Szewskiej można wracać codziennie. Niech nie zniechęcą was kolejki i czas oczekiwania. Warto poświęcić godzinę, aby spróbować czegoś tak dobrego.
Piec na Szewskiej
ul. Szewska 44-46
Ale jesteś konsekwentny. Pizzasso przyjarany ser – źle. Piec na szewskiej przyjarane brzegi – dobrze. Byłem w piecu, pizza naprawdę dobra, ale przyczepianie jej miana najlepszej w mieście jest jakimś hipsterskim pędem. Jest wiele pizzeri stojących na tym samym poziomie.
Przyjarany ser, a mocno wypieczone ciasto to jednak dwie różne sprawy. Dużo można mi zarzucić, ale nie być hipsterem:)
Każdy hipster tak mówi 😛
A do pieca muszę wreszcie zajść… ale fakt, że ciężko tam zaparkować samochodem, sprawia że jest mi jakoś nie po drodze 😉
Akurat samochodem można tam zaparkować bardzo łatwo – na tym parkingu płatnym przez 24h 😉
Najlepsza z najlepszych z najlepszych! <3 wielka miłość już na zawsze!
Najlepsza <3
Jest lepsza niż w Tutti Santi?
Jak dla mnie, o wiele lepsza:)
a byłeś w pappatore? też super pizza, fajny lokal
Do nich wybieram się od dłuższego czasu, tylko nie mogę dotrzeć. Raczej nie na pizzę, a jakieś poważniejsze dania:)
polecam penne carbonara, jest obłędne
Zachęcona opiniami o najlepszej w mieście pizzy, ze sporymi oczekiwaniami wybrałam się do Pieca (jeszcze przed powiększeniem) i zawiodłam się sromotnie – było ciasno, duszno, a pizza z niesmacznym serem i zjarana wręcz na brzegach. Lubię, jak jest wypieczona, ale zapach spalenizny nie dodaje smaku. Może tak trafiłam, ale w Tutti Santi jak dla mnie o niebo lepiej.
polecam penne carbonara, jest obłędne 😉
Wszyscy, którzy mówią że Piec Na Szewskiej to jakiś „hipsterski pęd” – proszę, nie ośmieszajcie się. Nie wiem skąd się wzięła ta opinia. Po prostu pójdźcie tam i posmakujcie tej pizzy, która po prostu urywa d**ę.
Knajpa ani nie ma hipsterskiego wyglądu, ani jakieść supermodnej nazwy, pizzmeni nie noszą raybanów a przed wejściem nie są przypięte Gazele i Herkulesy.
Pizza faktycznie dobra, ale moim zdaniem trochę lepsza jest w Tralalala.
Hmmm, wzór,… wzór, a więc…;
Z tematem pizzy obcuje już ługo (licząc tylko zawodowo ponad dekadę), wypiekałem pizzę na piecach elektrycznych, gazowych, tunelowych i opalanych drewnem również i o ile z dwóch pierwszych różnice są wręcz minimalne to już między elektrycznych (bez znaczenia czy tunel czy klasyczny bo na rynku również są dostępne piece transmisyjne z podłożem szamotowym) a „tradycyjnie opalanym” różnica jest spora.
Ostatnio jest bum! na piece na drewno – reklamuje się jako jedyne, niepowtarzalne,.. itd…
Jednak prawda jest taka że pizza ma tyle twarzy dla przykładu co polski bigos.
Nie da się ujednolicić jedynej żelaznej reguły przyrządzania. Co prawda jest opatentowana typowa Margarita gdzie ciasto musi mieć tyle i tyle, sosy z pomidorów dojrzewających na zboczach Wezuwiusza oraz ser z mleka bawolic oraz całość wypiekane nie dłużej niż 90sec. w temperaturze koło 450st, które aromtycznie daje dany gatunek drewna – wówczas mamy do czynienia z ORYGINAŁEM Neapolitańskim udokumentowanym prawnie.
Jaka jest jednak rzeczywistość? będąc we Włoszech po raz pierwszy gdy spróbowałem słynną wręcz będącą świętym Grałem włoską pizzę z pizzeri L`Antica przy Via Cesare Sersale w Neapolu mocno się zdziwiłem.
Pod względem estetycznym nie, bo wygląd i przyrządzenie było mi dobrze znane, ale mały szok smakowy. Ciasto miękkie, miejscowo zwęglone (jak na zdjęciu powyżej, nawet bardziej) tam gdzie są co większe pęcherzyki w cieście po CO2 się wegli w i rady nie ma, ciasto mało słone, na górze kwaskowate ostre w smaku rozdrobnione pomidory oraz miejscowo obłożony w zasadzie bez smakowy stopiony ser, a jedyne przyprawy spajające całość to sól pokruszona przed piecem oraz trzy listki bazylii. Dobre, nie można powiedzieć że nie dobre, ale surowe w wyrazie, proste – biedne, bo to biedne danie, taka jest jego geneza i założenie, było to danie „na przeżycie”, ciasto i pomidory, czego w kryzysie nie brakowało, ser występował co bogato i nie zawsze.
Jak to w kuchni bywa najprostrze i z biedoty świat podbiło i to w niezliczonych wariacjach, co ciekawe ta Neapolitaska oryginalna wcale nie dominuje czy to za oceanem czy to w samych Włoszech! Włacznie. Może wydać się to niedopomyślenia ale jeszcze do nie dawna, bo jakieś 50-60 lat temu przed ekspanją marketingową i całym „multi-kulti turystyką” pizza jako taka oryginalna na północu włoch praktycznie nie występowała. Turyn, Bolonia, Mediolan, tam jadano grubsze placki, obłożone mięsnym Ragout, bardziej przypominające dzisiejsze amerykańsie sieciówki niż „oryginał”, Rzym i to z koleii również grubsze ciasto, ale wręcz pół-kruche za sprawę zwierzęcego tłuszczu, Neapol to ów dzisiejszy oryginał, a Sycylia to również cienki placek lecz w wersji morskiej – czyli dzisiaj w nazewnictwie Marinara; ciasto, oliwa z oliwek z czosnkiem i Anchois czy inne drobne dary morza. Cały czas mówię o latach międzywojennych i po wojennych, choć i dziś pomijając turystyczne pizzerie w tradycyjnych domach tak się jada.
Do czego zmierzam, Włosi są konserwatystami jeśli chodzi o dopuszczanie do swojej kuchni zmian i innowacji, było biednie z przymusu – dziś nie trzeba, ale biedota musi być dalej i całkiem nieźle opatentowują tą biedotę i odpowiednio reklamując za sprawę otwartych granic szczególnie na tym wyszli. Będąc w różnych rejonach włoch spotykałem pizzerie wypiekających na leciwych elektrykach, gdzie stołowowali się lokalni mieszkańcy wcinając placki bardziej przypominające te z NYC niż z pizzeri, której dotyczy tem post. Będąc przy Ameryce,… Włoscy imigranci zawieźli do nowego świata przepis na podpłmyk z pomidorami i serem, a z bigiem czasu dostosowali ów danie do potrzeb nowego rynku; czyli ubogacili i tyle. Taka pizza typowo Nowojorska to nic inne jak stuningowana Neapolitańska Margraita pieczona w elektrykach, gdzie do ciasta, które także dojrzewa najlepiej kilkadziesiąt godzin doszła oliwa i tez się zdarza cukier, a na wierzch do pomidorów przyprawy, na wierzch żółty tłusty ser zamiast chudej bezsamokowej lecz miejscowej we Włoszech i taniej Mozzarelli i co? gorsza – nie, po prostu inna, aromatyczniejsza, ciasto pod spodem i na brzegach zbrązowione niczym nasza skórka chleba tyle że miększa, a na górze więcej wg ichni języka topping`s. Tyle.
I kończąc. O ile za ameryakanami i ich kuchnią, oraz kulturą i w ogóle nie przepadam (oprócz stanu Teksas) to własnie ta wersja mi najbardziej smakuje, nie oryginał a właśnie zzaatlantycki klon a dokładniej wypracowany przeze mnie komprmis między surową wręcz ortodoksyjną mało aromatyczną oryginalnoscią włoską a amerykańskim kalorycznym i aromatycznym tuningiem.
Obserwując ten pędzący trend wręcz hispterski trend na ów opalanie drewnem dymienie przypalanie, ceremoniowanie półek z puszkami gdzie rzekomo spoczywają włoskie pomidory, tak diametralnie zmieniające smak oraz włoszczenie wszystiego niż bardziej włoskie zastanawiam sie do czego to finalnie doprowadzi.
Dobry komentarz, a więc zapraszam do Kuźni Smaku (dawne oregano) na pizzę.
Pablo, możesz się ze mną skontaktować? maciej.m.podgorski@gmail.com albo fb.com/ogorrr
Powedziałeś wszystko i nic.
Byłam wczoraj i uważam, że to absolutne mistrzostwo świata. Najlepsza pizza jaką jadłam. Trzeba było chwilę poczekać na wolny stolik (ok.15 minut), ale naprawdę warto, w międzyczasie można podumać nad menu 🙂 Próbowałam 4 różnych smaków: margarita – cud klasyki, cztery sery – ten aromat…, z szynką i kukurydzą – była dobra, ale bez fajerwerków, salami na śmietance – FENOMENALNA! Nie mogę się doczekać kiedy znowu tam wpadnę. Duży plus za przemiłą, sprawną i szybką obsługę 🙂