Przebywam właśnie na wakacjach w Barcelonie i od kilku godzin zastanawiam się, którą relację wrzucić na blog jako pierwszą – tą ze stolicy Katalonii czy z wrocławskiego Le Chef. Wklepuję kolejne słowa ratując się delikatnymi powiewami wiatraka, ponieważ Barcelona ze względu na upały w okresie wakacyjnym jest nieznośna, oczywiście przy swoim całym uroku. Pomiędzy tymi dwoma miejscami znajduję jednak jakiś wspólny mianownik, a mianowicie charakter ulicy Więziennej, stwarzający we Wrocławiu namiastkę barcelońskich uliczek z niezliczoną ilością otwartych do późnych godzin wieczornych knajpek. Niewiele jest bardziej klimatycznych miejsc w naszym mieście.
Le Chef zachęca nie tylko swoimi pysznymi śniadaniami i tapasami, ale i ciekawymi opcjami obiadowymi. Po wcześniejszych, dobrych wspomnieniach z tego miejsca, nie zastanawialiśmy się długo podczas wybierania miejsca na obiad. Menu skrócone do minimum, ograniczone do dwóch zup, kilku tapas i sałatek oraz czterech dań głównych. Ceny na pewno nie studenckie, ale biorąc pod uwagę lokalizację, ciężko mieć o nie pretensje.
Siadamy na zewnątrz, słoneczko przyjemnie oświetla wąską uliczkę, a po chwili podchodzi kelnerka, która proponuje napoje i ciekawie opowiada o dostępnych daniach. Decydujemy się na zupę dnia – fasolową (10 zł), a także perliczkę (36 zł) oraz sandacza smażonego na maśle (32 zł).
Na początek zupa fasolowa, ale znacznie odbiegająca od tej, którą znamy z naszych polskich stołów. Z dużą ilością czerwonej fasoli, ostrą, nieco orientalną. Spodziewałem się czegoś banalnego, a otrzymałem pełnowartościowe danie, z którego byłem w 100% zadowolony.
Perliczka w towarzystwie grillowanej polenty z tymiankiem cytrynowym, szafranowym demi-glace, marchewką i rukolą, to danie niezwykle rzadko spotykane we wrocławskich restauracjach. Mięso jest bardzo delikatne, mięciutkie, świetnie komponuje się z dość neutralną polentą i wyrazistym sosem. Danie warte swojej ceny, zdecydowanie.
Sandacz smażony na maśle jest również delikatny, a zarazem mięsisty, z lekko przypieczoną, chrupiącą skórką. Podany z puree z topinambura, pieczonym słodkim burakiem, pędami groszku, rzodkiewką i botwinką, zachwyca od pierwszego kęsa. Prosty burak stanowi niebanalne przełamanie i idealnie dopełnienia smak ryby. Bardzo udana kompozycja.
Mimo że byłem w Le Chef już kilka razy, to po raz kolejny zostałem zaskoczony, pozytywnie zaskoczony, a obiad wywołał u mnie entuzjazm. To miejsce ma swoje serce, które bije bardzo mocno i smacznie, podobnie jak cała ulica Więzienna.
Le Chef
Więzienna 31