Uwielbiam zapach świeżo wypiekanego pieczywa. Kojarzy mi się z dzieciństwem, kiedy razem z mamą stawałem w kolejce do piekarni na placu Piłsudskiego, żeby potem od razu rozgryźć jeszcze gorącą, parującą i cudownie chrupiącą skórkę ledwo wyjętego z pieca chleba. To zapach dzieciństwa, obecnie coraz rzadziej spotykany, zastąpiony sztucznymi produktami pieczywo podobnymi z marketów. Całe szczęście, że od jakiegoś czasu do Wrocławia zawitała bardzo fajna moda. Nie lubię tego słowa, nie lubię rzeczy modnych, ale dla tej jednej mogę zrobić wyjątek. Kawiarenki z wypiekanym na miejscu pieczywem, takie jak w Paryżu. Wcześniej coś podobnego poczułem w Charlotte. Jakiego by nie mieć zdania o tym miejscu, to jedno jest faktem – aromat świeżo wypiekanego pieczywa ściągnie tam nawet największego malkontenta. Niedawno znaleźliśmy z żoną kolejne miejsce – Cafe Vincent. W ramach niedzielnej tradycji wychodzenia na śniadanie do centrum, tym razem skierowaliśmy swoje kroki w stronę ulicy Oławskiej, gdzie tuż przy skrzyżowaniu z Szewską znajduje się pierwszy wrocławski lokal tej popularnej w Warszawie sieci.
W zimie nie ma tu za wiele miejsca, na szczęście latem rozstawiony jest ogródek, w którym pośród pierwszych promieni słonecznych można napić się kawy i wybrać jedną z kilkunastu opcji śniadaniowych. W lokalu panuje samoobsługa, co – jak się później okaże – sprawia trochę kłopotów. Konieczność wejścia do środka i ustawienia się w kolejce ma jednak swoje plusy. To właśnie wtedy można rozkoszować się cudownymi zapachami wychodzącymi wprost z widocznej piekarenki na zapleczu.
Zamawiam, informuję, że siedzimy na zewnątrz, płacę i siadam przy stoliku. Na swoje zamówienie czekaliśmy maksymalnie 15 minut, choć w międzyczasie nie obyło się bez pomyłek. Kelnerki nie za bardzo wiedziały kto co zamówił, myliły omlety z jajecznicą, a quiche z naleśnikiem. Na szczęście to przy stolikach obok, my otrzymaliśmy swoje pozycje poprawnie, choć nie wszystkie w jednym momencie.
Na początek croissant z konfiturą malinową (5,50 zł) oraz śniadanie Vincenta (8 zł) składające się z bagietki i miseczki z konfiturą oraz masła.
Oba wypieki są pachnące, chrupiące i imponują świeżością. Mięciutka w środku bagietka smakuje nawet z samym masłem, a puszysty croissant tak po prawdzie rozpływa się w ustach.
Jako że nie należymy do osób, które zadowalają się małymi przekąskami, zamówiliśmy także nieco konkretniejsze dania. Quiche z suszonymi pomidorami i oliwkami (15 zł) mojej żony wygląda świetnie, pachnie jeszcze lepiej, a smakuje wybitnie. To połączenie sprawdza się właściwie zawsze, wprowadzając do delikatnego quiche lekko śródziemnomorski klimat.
Mój tost croque monsieur do najlżejszych nie należy, to oczywiste, ale jak smakuje… Lejący się ser oplata obie podpieczone kanapki, które skrywają wewnątrz sporą porcję pokrojonej w kostkę szynki wraz z beszamelem. To jedna z moich ulubionych pozycji śniadaniowych, która w Cafe Vincent zdecydowanie nie zawodzi.
Cafe Vincent to klimatyczne miejsce, w którym na pierwszy plan wysuwa się świetne pieczywo. Można je zjeść zarówno na miejscu, ale i przyjść, wziąć na wynos i zjeść z domową konfiturą we własnym łóżku. Jest pysznie, jest klimatycznie, a jedyna uwagę mogę skierować w stronę obsługi. Przy obsługiwaniu ogródka warto zapisywać sobie gdzie kto siada, tylko tyle.
Cafe Vincent
Oławska 8
Dla scislosci: tuz przy skrzyzowaniu z Łaciarską 🙂