Lubię czasami wbić małą szpileczkę wegetarianom, zdarzy się też polecieć z lekką szyderką w ich stronę, co nie zmienia faktu, że naprawdę ich szanuję. Choćby za to, że wytrzymują w swoich przekonaniach, bo dla mnie nawet zrezygnowanie na jeden dzień ze słodyczy stanowi nie lada wyzwanie. A tak na poważnie, to szanuję ich, bo mają zasady, starają się ich trzymać, a to, że czasami starają się narzucać je innym to temat na inną rozmowę. Zresztą, każdy ma swoje za uszami, bo w odwiecznych dyskusjach na linii wegetarianie-mięsożercy, ci drudzy raczej też nie grzeszą empatią.
Jedzenie wegańskie może nie jest mi nieznane, ale też ciężko byłoby mi uważać się za jego znawcę. Do niemalże legendarnej na wrocławskim rynku Vegi chodzę stosunkowo często, ale w przeciągu ostatnich kilku lat namnożyło się sporo barów oferujących wegetariańskie i wegańskie jedzenie w coraz to wymyślniejszym wydaniu. Są burgery z Złym mięsie, słodkości w Żyznej, no i tortilla w Najadaczach, a od niedawna także hinduskie klimaty w Ahimsie. Właśnie do tej ostatniej trafiłem, choć muszę przyznać, że nieco przez przypadek.
Po południu ruszyłem w stronę Pasażu Pokoyhof, a dokładniej do baru Ślepy Zaułek. Zobaczyłem na ich facebookowym fanpage’u ciekawą opcję lunchową i… mocno się zawiodłem już na miejscu. Z lunchu nie pozostało nic, o godzinie 15, szkoda. Lekko poirytowany wróciłem do auta, wsiadłem, po czym za chwilę wyszedłem ponownie. Stałem dosłownie obok drzwi wegańskiej restauracji Ahimsa. Sporo dobrego o nich słyszałem, ale dalej w głowie świtała myśl – przecież to wegańska knajpka, bez mięsa. Wszedłem.
Na wejściu witają mnie uśmiechnięte twarze pań zza baru, a na sali kilka zajętych drewnianych stolików. Wnętrze jest do bólu surowe, ale w sumie raczej pasujące do całego pomysłu na Ahimsę, a ten jest ciekawy. Właścicielami są założyciele Najadaczy, a Ahimsa to z założenia restauracja wegańska, oferująca dania roślinne, ale głównie w hinduskiej koncepcji.
Menu zmienia się codziennie, ale jej podstawę stanowią te same dania, jedynie z innymi składnikami. Są dania z Bliskiego i Dalekiego Wschodu, są wegańskie fastfoody, a także niewielkie przekąski. A, no i rzemieślnicze piwo z wrocławskiego Browaru Profesja.
Po zerknięciu na menu, imponuje mi pomysłowość, jaką popisują się właściciele lokalu i kucharze. Ciężko tu o nudę, a wybór nie jest łatwą sprawą. Nie jestem wielkim znawcą wegańskich dan, więc o radę proszę kelnerki, które od ręki proponują mi Thali dnia. Wierzę, że nie tylko ze względu na cenę. Decyduję sie na Thali, a także dodatkowe dwa falafele.
Thali to danie, którego nazwa odnosi się bezpośrednio do metalowego talerza, na którym jest podawane. Całość kosztuje 25 zł, ale porcja jest naprawdę ogromna. Na moje thali złożyły się tak naprawdę cztery różne dania, wzbogacone dodatkowo o ryż i papadam.
Ciekawy jest dhal z soczewicy, szpinaku i tofu, posypany jeszcze dymką. Początkowo może wydawać się, że smak jest nieco mdły, ale okazuje się tak naprawdę bardzo głęboki. Stanowi doskonały dodatek do ryżu.
Zdecydowanie na czoło wybiegają falafele. 1,50 zł za sztukę. Miękkie, wyraziste i dobrze przyprawione, a do tego chrupiące na zewnątrz.
Nie do końca podeszła mi masala z okry. Jak dla mnie nieco zbyt goryczkowa, za bardzo jednowymiarowa. Za to pyszny był podany w towarzystwie ostrego sosu kotlecik z fasoli mung.
Na tacce nie zabrakło także niewielkiego deseru, którym była Halaba z marchewki. Nie zjadłem całej, ponieważ była nieco za słodka.
Większość dań stanowiło dla mnie dużą niespodziankę. Zaimponowały mi głębią smaku, dobrym doprawieniem i pomysłowością. Jak się okazuje – istnieje życie bez mięsa. Ahimsa Restaurant & Club to udowadnia i sprawia, że w najbliższym czasie wybiorę się do innych wegańskich knajpek.
Ahimsa Restaurant & Club
Św. Antoniego 23
Eeee, yyy… Że wegetarianie i weganie trzymają się zasad, czy swoich postanowień? Aha. A niektórzy zwyczajnie nie lubią mięsa, ale podziw dla nich. 🙂 Takie dziwne myślenie. 🙂
Tu bym chyba nie zaszła. Ale też ze względów iż specjalizuje się w konkretnej kuchni. Dla mnie lepiej wyglądają zdjęcia na FB dań właśnie z tych innych wege i weganskich barów /restauracji (i do których zamierzam się wybrać). Idę zobaczyć czy jest jakaś relacja z Vegi. Byłam wieki temu.
Nie znam może badań, ale raczej odsetek tych, którzy po prostu nie lubią mięsa jest raczej niewielki. Reszta przechodzi na weganizm z powodu pewnych zasad.
Potwierdzam, idź do Żyznej. Klekniesz przed dziewczynami, serio 🙂
Skoro tak mówisz, chyba pora się wybrać:)
Żyzna zdecydowanie niewspółmiernie droga do tego co oferują no i ta obsługa… jakby z wiecznym fochem. Fajnie, że Latająca Kuchnia wylądowała ale wolę inne miejscówki.
Wrocławskiemu jedzeniu polecam tour po wegańskim Wrocławiu. Żyzna->Najadacze->Vega-Machina->The Root->Ahimsa->Batat. W międzyczasie duży sklep URBAN VEGAN.
Poza Warszawą najlepsze miejsce w Polsce dla wegan.
Vega już zaliczona. Resztę mam na liście, ale daj trochę odpocząć:)
Tak, Zyzna bije na glowe wiekszosc wegansko wegetarianskich knajpek. Tylko trzeba zarezerwowac sporo czasu bo 'slow food’ odnosi sie taze do obslugi. Ale warto! Pieknie wyglada i cudownie smakuje.
oj „Marta”:
http://www.hdtv.com.pl/forum/o-wszystkim-i-o-niczym/105040-marketing-szeptany-sztuczne-kreowanie-wizerunku-marki.html
według mnie wśród wymienianych najlepszych wege knajpek we wrocławiu zabrakło Baszty – tajska kuchnia wege, summer rollsy, phad thai z tofu, zupa miso – dla mnie genialne. obsługa przemiła, ceny niewygórowane i bardzo klimatyczne miejsce 🙂
Dzisiaj jadłam sizzlera z wegańską kaczką (wiem, że nie rozumiesz tego nazewnictwa, ale podaję nazwę potrawy) – było bardzo smaczne, rzadko kiedy trafia się tak dobrze zrobiony seitan.