Dobre meksykańskie jedzenie chodziło za mną od dawna, tyle że Wrocław właściwie nie posiada prawdziwie meksykańskiej restauracji. Mexico Bar i Mexican to nawet nie bary z tex-mexem, a po prostu podające jedzenie wzorowane na tym z Meksyku, ale kompletnie go nie przypominające. Małe światełko nadziei zapaliło się, kiedy to na Placu Społecznym stanął food truck Panczo. Miało być po meksykańsku, było smacznie, ale jednak daleko od oryginału.
Mając w pamięci, że jedzenie w Panczo było mimo kilku niedoróbek smaczne, nie mogłem odpuścić pierwszego Taco Fest organizowanego w słoneczny piątek tuż obok rozkładającego się niedaleko Impartu cyrku.
Teren wokół Panczo jest ciekawie zagospodarowany, można wyłożyć się na leżakach lub usiąść przy wykonanych z palet stolikach. Jednak nie to jest najważniejsze. Ważniejszy był sam pomysł właścicieli food trucka na zorganizowanie Taco Fest, czyli w skrócie – festiwalu tacos, których we Wrocławiu ze świecą szukać.
Jeden placek z dowolnie wybranym mięsem lub w wersji wege kosztował 6 zł, a wyłożone na ladzie dodatki można było dobierać wedle własnego uznania. Udało nam się spróbować wszystkich opcji, niektórych nawet podwójnie i potrójnie.
Duży plus stanowiły prawdziwe kukurydziane tortille, słusznych rozmiarów, wcześniej grillowane, pochodzące od jedynego w Polsce producenta oryginalnych placków. Ciekawym dodatkiem, zwłaszcza dla fanów ostrości, były wystawione świeże papryczki o różnym stopniu ostrości. Od jalapeno do naga jolokii, której oczywiście nie omieszkaliśmy spróbować, ale o tym później.
Najbardziej do gustu przypadło nam zestawienie wołowiny z grillowanym jalapeno. Doskonałe połączenie, niezwykle aromatyczne mięso dodatkowo obficie posypane orzeźwiającą kolendrą, leciutko ostrym jalapeno i polane ostrzejszym sosem. Niebo w gębie, streetfoodowa klasyka.
Dziewczyny zdecydowały się na wersję wege z dynią i kolendrą oraz guacamole. To taka opcja także dla lubiących słodkości. Ja raczej wybieram zawsze opcje mięsne, więc razem ze szwagrem kontynuowaliśmy testowanie, zamawiając kolejne pozycje.
Świetna było także taco z pulled pork i grillowanym jalapeno. Po dodaniu kolendry, fasolki i chrupiącej czerwonej cebuli oraz ostrego sosu z kuminem spokojnie można było stwierdzić, że kompozycja jest kompletna. W ogóle samo dobieranie składników, polewanie sosami, dodawanie papryczek, było doskonałą zabawą, umożliwiającą wybór ulubionych składników do swoich tacos.
Pewną ciekawostką okazało się zestawienie niemalże rozpadającego się, ale mocno soczystego kurczaka i smażonej sałaty, która dobrze neutralizowała ostrzejsze nuty.
Na koniec, wracając do wołowiny z jalapeno, zdecydowaliśmy się na ostrzejsze doznania. Poprosiliśmy o skrojenie solidnej porcji naga jolokii, a więc papryczki mocno wypalającej kubki smakowe. Do całości dodaliśmy jeszcze sosu z kuminem, cebulkę, fasolę i pomidorową salsę. Piekło, momentami potwornie, ale do takich ostrości jesteśmy już przyzwyczajeni, więc… zamówiliśmy po jeszcze jednej porcji. Co ważne, naga jolokia dawała się mocno we znaki, ale nie zabijała pozostałych smaków. Dominowała, ale jednocześnie współgrała z lżejszymi dodatkami.
Ostatnio miałem do Panczo kilka zastrzeżeń, ale widać, że to ambitna ekipa, biorąca sobie do serca uwagi i przede wszystkim wyciągająca wnioski. Tym razem było dużo kolendry, trochę kuminu, mnóstwo ostrości i nade wszystko dużo, dużo ciekawych zestawień w tortillach i pysznego, przygotowanego z sercem mięsa. Pomysł Taco Fest uważam za genialny. Tacos w końcu pojawiły się we Wrocławiu, póki co tylko okazjonalnie, ale teraz chcemy więcej. Czekamy na tacos w stałej ofercie Panczo.
Panczo Food Truck
Mazowiecka 17
I to jest kolejne miejsce które będe chciała odwiedzic:)