Kaukaskie smaki należą zdecydowanie do moich ulubionych, niestety wrocławska gastronomia jest uboga pod względem miejsc oferujących taką kuchnię. Armine ostatnio mnie zawiodło, U Gruzina jest pysznie, ale to jednak tylko niewielki bar. Niedawno w internecie buchnęła informacja, że tuż przy Narodowym Forum Muzyki, na Placu Wolności, powstaje restauracja Chinkalnia. Sama nazwa naprowadza na kierunek kulinarny, a nieodzowny w takich wypadkach wujek google podpowiada, że to pierwszy w Polsce lokal pod tą nazwą. Trzy pierwsze cieszą się dużą popularnością na Ukrainie. Oczy zapaliły mi się mocniej. Postanowiłem czym prędzej przetestować jedzenie na miejscu.
W środku jest dość surowo, ale od drzwi wita przyjemny zapach wypiekanego chaczapuri. To po prostu zwyczajny wystrój, łączący w sobie drewnanie elementy, a miłą atmosferę tworzy sącząca się z głosników gruzińska muzyka.
Przywitanie jest przyjemne, obsługa – może trochę zagubiona, ale miła i pomocna przy wyborze dań, których w karcie nie znajduje się przesadnie dużo. Ot, gruzińskie standardy.
Na czoło wybijają się pierożki chinkali, nazwane miejscowym specjałem. Wielkiego wyboru farszu nie mamy, natomiast pozytywnie zaskakuje możliwość zamówienia zarówno porcji degustacyjnej w ilości trzech chinkali, jak i typowo obiadowej, na którą składa się dziewięć sztuk. Dalej jest kilka rodzajów chaczapuri, zupy i szaszłyki.
Na początek espresso na pobudzenie, a po chwili czas na pierwszą potrawę.
Tradycyjna gruzińska zupa charczo zachwyca mnie od pierwszego momentu. Ugotowana na wołowinie, z ryżem, pomidorami, doprawiona świeżą kolendrą i adżyką, jest lekko pikantna, nie wypala kubków smakowych i doskonale uwydatnia aromaty wszystkich przypraw. W zupie pływają spore kawałki miękkiej wołowiny, co sprawia, że już pierwsze danie jest niezwykle sycące, a to wszystko za 14 zł.
Chaczapuri po Mengrelsku w wersji małej za 14 zl to placek podany w podobny sposób jak pizza, w trójkątnych kawałkach, nadziewany trzema rodzajami sera. Choć pewnie Gruzini mogliby się obrazić za porównanie do włoskiego specjału. Ma ciekawą strukturę, jest doskonale wypieczone, a obfite serowe wypełnienie sprawia, że to proste w sumie danie zmienia się w świetnie smakującą przekąskę.
Jadłem już wcześniej chaczapuri bardziej wyrośnięte, drożdżowe, ale właśnie to w cieńszej wesji bardziej mi odpowiada, lepiej oddając słonawy smak sera.
No i niejako na deser najważniejsza pozycja w menu Chinkalni – chinkali z ziołowym farszem, której jedzenie musi być poprzedzone przeczytaniem niezwykle barwnej i pomysłowej instrukcji obsługi. Spore sakwy z aromatycznym, mocno doprawionym mięsem wieprzowo-wołowym, po uchwyceniu za górną część zawiniątka i wgryzieniu się w jego bok uwalniają mięsno-ziołowy zapach. Jednocześnie ze środka pieroga wypływa gorący rosół, który trzeba czym prędzej spić, a następnie wyjeść wraz z ciastem podkręcony kolendrą farsz. Cieniutkie, sprężyste i świeże ciasto, idealnie doprawione mięso i wypływający ze środka wywar. Kulinarny odlot.
Może jeszcze nie wszystko w Chinkalni jest już idealne, ale to miejsca ma sobie pozytywną energię, pozwalającą mi sądzić, że będzie to hit na kulinarnej mapie Wrocławia. Zapachy każdego dania sprawiają, że można się od nich uzależnić, ale oby więcej takich uzależnień.
Chinkalnia
Plac Wolności
facebook.com/ChinkalniaWroclaw
Muszę wlać tutaj łyżkę dziegciu. Otóż starałem się zjeść dzisiaj w Chinkalni moje ulubione Chinkalni (mój największy przysmak przywieziony po wyciecze do Gruzji). I co się okazuje – przed 17-stą (lokal czynny do 23) i brakuje jedzenia (nie dano szansy nawet poczekać). Szczerze – dla mnie nie wyborażalna sytuacja, zwałaszcza na otwarciu – gdzie należałoby się pokazać.
Byłem dzień wcześniej – i wtedy koło godziny 19 brakło składników. Po rozmowie z kelnerem wyszło, że wszystko jest spowodowane tą relacją na blogu, bo po prostu nie szacowali, że aż tylu gości będą mieć. Klasyczna klęska urodzaju…
Byłem dzisiaj. Ludzi od groma. czas oczekiwania około godziny. Fakt smacznie ale szkoda że do takich dan nie ma gruzińskiego wina (w ogole nie ma) Ogolnie na plus tylko widac ze te tłumy ich trochę przerosły. Kelnerzy załamani. Mówili że jak dorwą gościa który to rozdmuchał (tu chyba mowa o to tobie 🙂 to sprawią mu kolumbijski krawat 🙂
Hehe, czyli chyba nie mam do nich wstępu:) Z drugiej strony, powinni się cieszyć, bo mogą zarobić.
O, czekałem na otwarcie i przegapiłem.
Co do tego „to pierwszy w Polsce lokal pod tą nazwą. Trzy pierwsze cieszą się dużą popularnością na Ukrainie”, to około miesiąca temu sprawdzałem i na stronie mieli podane namiary na cztery swoje restauracje, wszystkie na Ukrainie. Jeszcze dwa tygodnie mieli tam na pewno adresy czterech. Teraz widzę ich aż siedem. Polskiej na razie nie ma.
Rozczarowanie.Wygląda to jedzenie po gruzińsku ale niestety smakowo nawet przy nim nie stało. Do tego zupki zimne, jałowe , bardziej przypominają w smaku te przedszkolne niż wysublimowane gruzińskie a sery w chaczapuri to już bardziej do pizzy się nadają. Wygląda po gruzińsku ale jeśli ktoś chce skosztować gruzińskich smaków to na pewno nie tam. Gdzie się podziała kolendra i inne przyprawy, gdzie sos mirabelkowy???
Podczas mojej wizyty smak kolendry wydobywał się niemal zewsząd. Mi smakowało, nawet bardzo i jednak jest tu sporo gruzińskich klimatów na talerzu.
Dotarłem.
Kelner sympatyczny, ale średnio zorientowany, przyniósł mi cudze zamówienie, a na koniec lekko pomylił się w rachunku.
Niestety mają tam zwyczaj przynoszenia jedzenia wtedy, gdy jest, więc ja dostałem drugie danie, zanim zjadłem choćby połowę zupy, natomiast partnerka na drugie czekała jeszcze przez kilkanaście minut po zjedzeniu pierwszego.
Jak już ktoś napisał, muzyka trochę za głośno.
Samo jedzenie (czaszuszuli, charczo, chaczapuri) oceniam pozytywnie, tylko lobiani wydało mi się trochę zbyt mączne.
Byłem tutaj ostatnio. Faktycznie, bardzo dobre jedzenie. Szkoda, że zdjęcia nie można dodać bo kilka zrobiłem 🙂 Dania są pyszne, a knajpka przytulna 🙂
Byłam w restauracji tej sieci we Lwowie i zakochałam się w gruzińskiej kuvchni!