Restaurację Le Chef z Więziennej opisywałem już kilka razy. A to przy okazji wieczornego wypadu z tapasami w roli głównej, a to po pysznym śniadaniu, no i oczywiście relacjonując wrażenia z niezwykle udanego menu letniego. Nie mogło mnie zabraknąć także po wprowadzeniu kolejnej sezonowej propozycji, tym razem jesiennej.
Menu jak zawsze – krótkie, treściwe, oparte na wysokiej jakości produktach. Poza zwracającym na siebie od razu uwagę steku z tuńczyka, swoje miejsce znalazł wolno pieczony boczek oraz filet z gęsi i stek z biodrówki jagnięcej. Interesująco wyglądają także przystawki, a pozytywnie zaskakują ceny win.
Na Więziennej zjawiamy się w weekend, na zewnątrz jest już zimno, więc nie ma co liczyć na obiad w jednym z najbardziej klimatycznych ogródków w tym mieście. Siadamy wewnątrz, w przytulnym kąciku z kanapą i niewielkim stolikiem, pośród charakterystycznych gołych, ceglanych ścian.
Studiujemy kartę przez dłuższą chwilę, rozważamy wybór kilku różnych dań, ale ostatecznie decydujemy się na zupę dnia, jedną przystawkę na ciepło i dwa dania główne. Ta pierwsza, razem z przystawką zjawia się po ponad dziesięciu minutach.
Krem z groszku od początku wzbudza pewne obawy. Bałem się zbyt jednowymiarowego dania, a otrzymałem aksamitną, lekko słodkawą zupę, złamaną kwaśną śmietaną, która w dodatku wygląda bardzo dobrze.
Tak popularne ostatnimi czasy poliki wołowe (19 zł) najczęściej występują w postaci pełnoprawnego głównego dania, ale w Le Chef trafiły do grona przystawek, i dobrze. Dzięki temu każdy, kto ma jakiekolwiek obawy przed spróbowaniem tej części krowy, powinien to zrobić jak najszybciej, w dodatku w bardzo przyzwoitej cenie.
Policzki wołowe podane z piklowanymi, lekko ostrymi burakami, zaskakują wielkością porcji. Jest naprawdę spora, a mięso na tyle miękkie i rozpływające się w ustach, dodatkowo zrównoważone przez lekki jak piórko mus z selera, że nie mogę się do niczego przyczepić.
Filet z gęsi podany na risotto z borowikami i brukselką (46 zł) to danie zdecydowanie na czasie, choć nie do końca moje ulubione. Gęsina musi zostać przyrządzona naprawdę z wyczuciem, abym docenił jej walory. Tą z Le Chefa spokojnie mogę do takich zaliczyć. Samo mięso jest aromatycznie i mięciutkie, a jego ilość wywołuje lekkie zawroty głowy. Porcja jest bardzo duża, ale co tam, nie zostawiam ani kawałka, nie mogę, jest za dobre. Ostatecznego sznytu całej potrawie nadają delikatnie winne, wyraziste śliwki.
Stek z nowozelandzkiej biodrówki jagnięcej (36 zł) na pewno nie należy do najlepiej prezentujących się dań w moim życiu. W ogóle odniosłem wrażenie, że kucharze z Le Chef powinni trochę popracować nad ekspozycją talerzy. Najważniejsze jednak, że świetnie odrabiają lekcję przygotowywania potraw. Jagnięcina jest taka, jak być powinna – soczysta, różowa i bardzo wyrazista, ale jej aromat nie przeszkadza. Także za sprawą ostrych, duszonych w pomidorach, warzyw. Obok marchewki, pietruszki i buraka, znalazło się tu także miejsce dla cieciorki, tworząc ciekawą kompozycję.
Le Chef określa się jako Cafe Bistro Bar i, w tym miejscu jest po trochę z każdego z nich. To po części klimatyczna kawiarnia, ale i dobrze wyposażony bar, a jednak nade wszystko, to po prostu bistro, a właściwie restauracja z ciekawym i smacznym menu. Wracam kolejny raz i jeszcze się nie zawiodłem.
Le Chef
Więzienna 31