Na temat ołtaszyńskiej restauracji Kokoya słyszałem od dawna sporo dobrego, zachwalał mi ją m.in. znajomy Koreańczyk, a znajomi opowiadali jakoby podczas ich wizyt w tym miejscu widok Polaka stanowił raczej rzadkość. Większość klientów rzekomo stanowią Azjaci, choć akurat podczas moich dwukrotnych odwiedzin na nich nie trafiłem.
Zarówno z zewnątrz, jak i w środku Kokoya nie wyróżnia się niczym specjalnym. Dość ciemne wnętrze z kilkoma azjatyckimi ozdobami, drewniane stoły i niewielki bar, za którym sushimaster kręci rolki. Ot, jedna z wielu podobnych restauracji w nowym budownictwie. Wyróżnikiem niewątpliwe jest kuchnia – we Wrocławiu odosobniona, nieco ginąca pośród zalewu tanich budek z wietnamsko-chińskim jedzeniem.
Kiedy przybywam do restauracji w porze obiadowej zajęty jest jeszcze tylko jeden stolik. Siadam, wertuję kartę opartą na koreańskich specjałach i sushi, no i wybieram – fried mix (17 zł), ramen (12 zł), bulgogi (39 zł) i chicken teriyaki (34 zł). Ceny niewątpliwie wyższe od tych znanych z „chińczyków”, co jednak niespecjalnie mnie dziwi, zważając na ich oryginalność.
Ciężko rozpocząć koreański posiłek bez największego specjału tej nacji, a więc kimchi, które podawane jest tutaj każdemu na samym początku. Malutka miska fermentowanej kapusty z dodatkiem chili przyjemnie rozgrzewa i podkręca apetyt przed kolejnymi daniami.
Fried mix składa się z sajgonek z delikatnym warzywnym farszem, cudownie miękkich kalmarów i krewetek, które znikają w ekspresowym tempie.
Zerkając w menu na cenę ramenu lekko się skrzywiłem, bo choć ceny tej popularnej ostatnio zupy zostały wywindowane do nieziemskich wartości, to jednak akurat 12 zł wydało mi się podejrzanie niską wartością. Okazało się, że miałem dobre przeczucie, a ramen był mało esencjonalnym, zbyt słonym wywarem z najprostszym makaronem i kilkoma warzywami w środku. Nie ratują go także podane w zestawie sajgonki.
Za to spokojnie daniem popisowym w restauracji Kokoya mogę nazwać bulgogi. Pysznie miękka, słodkawa, ale i ze słonymi, pochodzącymi od sosu sojowego, nutami, wołowina rozbiła bank. Pozornie niewielka porcja sprawiła mi niemałe problemy z jej dokończeniem. Świetnie doprawione i przygotowane mięso oraz idealnie ugotowany ryż potrafią wprawić w doskonały humor. Oby więcej takich dań jak bulgogi.
Chicken teriyaki to kolejna klasyka, kolejna udana klasyka na Ołtaszynie. Smażony w sosie teriyaki kurczak został podany z warzywami oraz ryżem, a jego smak zwyczajnie powala. Idący w stronę słodkiego, ale z wyraźną słono-sojową kontrą i orzeźwiajcym imbirowym przełamaniem. Sosu jest minimalnie za dużo, bo danie trochę w nim „pływa”, ale poza tym wszystko gra tak, jak powinno.
Nie będę opisywał jak bardzo zachwycony wyszedłem z Kokoyi, bo tak nie było. Wkurzył mnie ten ramen, ramenem raczej niebędący, za to absolutnie urzekły tak dobrze zgrane smakowo dania główne, no i odpowiednio aromatyczne kimchi. Nie wyskoczyłem z butów, ale jeśli będę miał komuś polecić azjatyckie jedzenie we Wrocławiu, to Kokoya znajdzie się na pewno w pierwszej trójce najlepszych miejsc.
Kokoya
Ołtaszyńska 92 e/8
Spróbuj ich champonga, lubisz pikantne to ta zupa powinna Ci się spodobać 🙂
Na pewno!
Z tym ramenem to jednak bardziej skomplikowane. Ramen to generalnie zupa, tylko naszym lokalnym przyzwyczajeniem jest, że musi być w niej mnóstwo składników, a cena powinna wynosić co najmniej 25 złotych. Nawet wikipedia jest „toleracyjna” co do tego, czym ramen jest: https://pl.wikipedia.org/wiki/Ramen Spotkałem się nawet z określeniem instant ramen opisującym coś co nazwalibyśmy najprędzej zupką chińską (taką z torebki).
Kokoya w Ołtaszynie to prawdziwa perełka! Choć z zewnątrz i w środku może wydawać się zwyczajna, to kuchnia robi ogromne wrażenie. Polecam spróbować!