Nie sądziłem, że wrzucając na facebookowy fanpage fotkę rolki z Sushirolki, wywołam małe zamieszanie. W komentarzach pod wpisem wybuchła gorąca dyskusja na temat tego czy to godnie podawać sushi w postaci streetfoodowego posiłku. Hit czy kit, profanacja czy po prostu pomysłowy koncept? Pojawiły się m.in. nazwy takie jak sushikebab.
Sam pomysł przywędrował do Polski z Australii, gdzie taka forma serwowania rolek sushi nikogo nie szokuje. Wręcz przeciwnie, jest to niezwykle popularna opcja wśród osób, które nie posiadają nadmiaru czasu i potrzebują zjeść coś na szybko. Zresztą, w samej Japonii handroll nie jest czymś nieznanym.
Sushirolka zajmuje przyjemnie wykończony, jasny lokal naprzeciwko Misia, co samo w sobie stanowi także ciekawe zderzenie dwóch epok. Bar mleczny i sushi, w dodatku w formie streetfoodowej. W środku znajduje się kilka miejsc, aby zjeść na miejscu, ale leżące w ladzie chłodniczej rolki przypominają, że to jednak opcja na wynos.
Co mnie mocno zastanawia, to właśnie fakt, że rolki nie są kręcone na bieżąco, a już czekają na klienta. Niestety zagadką pozostaje jak długo owa zawijka leży w ladzie. Wiecie jaki mam stosunek do jedzenia z bemarów, a to, jakby nie było, podobna sytuacja.
Do wyboru mamy osiem opcji – wege, z tuńczykiem, krewetką w tempurze, kurczakiem z mango, dorszem w tempurze, paluszkiem krabowym z imbirem, philadelphia i z łososiem. Ceny wahają się od 9 do 10 zł.
Szybka akcja – zamawiam, płacę, zabieram swoja paczuszkę z dwoma rolkami i ruszam na ławkę przy ulicy Szewskiej, aby spróbować tej ciekawostki. Wybrałem wersję z krewetką w tempurze oraz dorszem, obie za 10 zł.
Sama rolka nie jest ogromna, to tak na oko pięć kawałków sushi, gdyby pociąć ją w tradycyjne krążki. Krewetka w tempurze z ogórkiem, sałatą i majonezem to propozycja bardzo delikatna, poprawnie zawinięta i z odpowiednim stosunkiem ryżu do reszty składników. Starcza tak akurat na pięć kęsów, idealnie w drodze z lub do pracy. Dorsz w tempurze ze słupkami papryki oraz ogórka, a także sałatą sprawia wrażenie bardziej napakowanej rolki, bo i kawałek ryby jest całkiem spory. Minusik za niezbyt dobrze odsączoną z tłuszczu panierkę, ale ogólnie to pozytywna ciekawostka. Dorsz jeszcze chrupie, nie jest przesuszony, a świeże warzywa dostarczają przyjemnego orzeźwienia.
Czy Sushirolka faktycznie profanuje cały proces przygotowania i spożywania sushi? Nie odniosłem takiego wrażenia. Wchodząc do środka zaakceptowałem streetfoodowy koncept i mimo, że nie jestem wielkim fanem japońskiego specjału, taka forma podania do mnie trafiła. To opcja na szybki posiłek w biegu, niezbyt ciężki i jednak w przystępnej cenie, choć faktycznie, aby zaspokoić głód, wypada zjeść przynajmniej dwie.
Dla mnie to swego rodzaju ciekawostka gastronomiczna, urozmaicająca wrocławski rynek. Im więcej oryginalnych, ciekawych pomysłów, tym lepiej. Oceniając to miejsce należy nieco przymknąć oko na nieprzesadnej jakości, aczkolwiek świeże produkty, a także nabrać trochę dystansu. Tutaj nie siedzi się przy barze, spoglądając na ręce sushimastera. W Sushirolce bierze się co dostępne i leci do pracy lub na zajęcia.
Sushirolka
Kuźnicza 25
Nie profanuje. W Japonii można też takie znaleźć.
Co prawda na ręce sushimastera patrzeć nie ma jak, bo przebywa on raczej za drzwiami, ale trafić na świeżo zrobione sushi już nie tak trudno – w ciągu dnia koszyczki z sushirolkami często stoją puste i trzeba zaczekać te kilka minut, aż dorobią akurat zamówiony smak 🙂
Druga rzecz, co mogło Ci oczywiście umknąć przy pobieżnym przeczytaniu menu, któraś opcja, chyba wege, była nawet za 8 zł.
Boli mnie niestety ilość wasabi, który się dostaje w pojemniczku. Nie zaszkodziłoby podwoić tej ilości, tak na moje oko, bo wiecznie mi go tam brakuje.
Poza tym, jak napisałeś, ciekawy i wygodny pomysł na sushi, dużo przystępniejsze miejsce niż wszelkie sushi restauracje, a z drugiej strony niewątpliwie świeższy produkt niż marketowe przysmaki.