Wchodzisz na śniadanie, słyszysz „cześć” od uśmiechniętej właścicielki, siadasz przy stoliku i rozpoczynacie konwersację jak gdybyście znali się przynajmniej kilka lat. Opowiada o swoich hummusach, serach, ale i życiowych pomysłach, a w międzyczasie wplata kilka słów o EURO 2016. Hej, to się dzieje naprawdę. Tutaj wchodzisz i czujesz się jakbyś właśnie wpadł na ploty do starej znajomej, która w dodatku częstuje pysznym jedzeniem. A gdzie jest tak dobrze?
W kontakcie to mały lokal na Grunwaldzie, na ulicy Benedykta Polaka, który stanie się hitem, mówię Wam. Industrialne, ceglane wnętrze, mnóstwo ziół dookoła i niski bar, zza którego na nasze stoliki trafiają te wszystkie cuda przygotowywane na miejscu.
Dlaczego w kontakcie? Ano sprawa jest z jednej strony banalna, bo to właśnie w tym miejscu przez lata mieścił się sklep elektryczny, a z drugiej w kontakcie symbolizuje filozofię tego miejsca. Tutaj każdy jest mile widziany, z każdym można zamienić kilka słów i odpocząć na chwilę od swojego ajfona.
Już pierwsza miseczka, która trafia na mój stolik, urzeka mnie swoją prostotą. Groszek, zielony, zwykły groszek. Chrupię ze smakiem, przypominając sobie, że dokładnie to samo robiłem dwie dekady wcześniej na działce u dziadka. Powrót sentymentalny.
Dobrze, ale groszek to dopiero wstęp. Na śniadanie zajadam hummus (14 zł), a właściwie powinienem napisać HUMMUS. Bo to jest hummus przed duże H. Z karmelizowaną cebulką, zatarem i kolendrą. Nie ma lepszego we Wrocławiu i stawiam, że długo nie będzie, bo jest prosty, ale uderza od niego prawdziwość i serce wkładane w przygotowanie. Hummus ma doskonałą strukturę, jest luźny, kremowy i z każdym kolejnym kęsem już wiem, że to po prostu cudo. Cudo na talerzu, genialny smak i atmosfera, która tenże smak podbija.
Co ważne, w kontakcie otwiera się już o 7.30 i za pierwszym razem wpadam właśnie z rana. Poza mną nie ma nikogo, więc śniadanie, które miałem w założeniu spędzić w towarzystwie gazety, przemieniło się w przyjemną, właściwie przyjacielską, kilkudziesięciominutową rozmowę. Jestem pod wielkim wrażeniem, zarówno jedzenia i klimatu. Na tyle, że po pracy wracam raz jeszcze, na późny obiad.
Ale co tu zjeść na obiad, skoro hummus już się skończył. W karcie są jeszcze owsianki, wegańskie pasty, szakszuka i lokalne sery. Wybieram przegląd tych ostatnich (16 zł), podanych z genialnym chlebem wprost z Piekarni Karłowice. Do tego dwie pasty, no i obowiązkowy groszek, a także fantastyczna, kwaśno-goryczkowa lemoniada (10 zł) z pieczonej cytryny. Odlot.
Ponownie czuję się jakbym jadł leniwy posiłek we własnym domu. Znowu zamieniamy kilka zdań z właścicielką, rozmawiamy o pomyśle na to miejsce i przygotowywanych na bieżąco pastach. Ta z figą, nazwaną wegańskim smalczykiem, to tak naprawdę pasta z białej fasoli z figą i ziołami, m.in. majerankiem. Co za połączenie smakowe, co za tekstura. Słodka i wytrawna zarazem, kremowa i grudkowata, świetna. Pesto szczawiowe jest trochę za „zielone”, przydałoby się jakieś delikatniejsze przełamanie, ale doceniam pomysł. Na dokładkę sery z Wańczykówki, trzy, stanowiące niezły przegląd aromatów. Może i to nie taki klasyczny obiad, ale najadam się bez problemu, a do tego najadam się pozytywnym nastawieniem, jakiego tu nie brakuje. Łapię pełnymi garściami, bo nie da się inaczej.
W kontakcie dostaje szóstkę w mojej skali, a właściwie to nawet z plusem, bo takiego miejsca we Wrocławiu jeszcze nie było. W dodatku nie podają tu mięsa, za to genialny, absolutnie genialny hummus. Otwarte od 7.30, z pysznym jedzeniem i doskonałą atmosferą, chyba nigdzie w tym mieście nikt nie połączył ze sobą tych trzech faktów tak udanie. Bądźcie w kontakcie.
w kontakcie
Polaka 12/1b
facebook.com/bedziemywkontakcie
Miło się czyta takie relacje, czasem już miałam wrażenie, że Autorowi nikt i nic nie dogodzi ;).
Proszę nie zrozumieć mnie źle – wiem, że jeśli coś jest kiepskie, to zwyczajnie nie można tego chwalić. Ale bywały relacje z miejsc, które lubię i nie były najlepsze, a to łamało mi serce… 😉
Ale jak widzisz, zawsze opisuję subiektywne odczucia. Jeśli coś jest dobre, to tak piszę, jesli ktoś nawala, nie mogę pochwalić:)
Wygląda bardzo smacznie, ale dobrze liczę, że śniadanie za 30 zł? :O
Hummus 14 zł na śniadanie, 16 zł za sery z pastami na obiad.
Lemioniada za 10 zł? Niezła przebitka…
Jadlam hummus i pilam lemoniade, bo skusily mnie te pieczone cytryny. O ile hummus rzeczywiscie rewelacyjny i wart ceny tak 'lemoniada’ smakowala jak woda ze zlezala cytryna. Do tego 3 listki miety i 10 zeta. Sorki, przegiecie. Wnetrze i menu przygotowane pod szybka konsumpcje, ale czas oczekiwania dluuugi…
hummus jest obłędny. Jadłem z karmelizowaną cebulką i chrzanowy. Takiego czegoś we Wrocławiu brakowało! Lemoniada z cytryny – zgadzam się z autorem. Odlot.