Ilekroć przemknie mi przed oczami wiadomość o nowo otwieranej frytkarni, marzy mi się, aby ktoś w końcu stworzył takie miejsce, serwując „domowe” frytki. Krojone na miejscu, smażone dwukrotnie, z chrupiącą, szklistą skórką i mięsiste wewnątrz. Do tej pory sztuka ta nie udała się jeszcze nikomu, i o ile potrafię zrozumieć, że sam proces wytworzenia takich – pamiętanych z dzieciństwa frytek, do najłatwiejszych nie należy, tak brak chęci choćby spróbowania niezmiennie zadziwia. Zwłaszcza w barach nastawionych w 100% na serwowanie frytek. Bo w knajpkach, w których ziemniaczany przysmak traktowany jest jedynie jako dodatek, jestem w stanie na siłę to zrozumieć. Natomiast w sprofilowanych na jeden produkt frytkarniach już nie. I jakoś nie przemawia do mnie fakt, że w danym miejscu sprzedaje się frytki belgijskie. To one nie są z ziemniaków, są dostępne jedynie w postaci mrożonek produkowanych na masową skalę? No nie kupuję tego, choć rozumiem, że komuś mogą smakować.
Ba, w określonych sytuacjach smakują także i mnie. Jak te ze streetfoodowego baru Frytki+sos, który na początku czerwca wystartował na ul. Św. Antoniego. Pomysł tyleż prosty, co wcale niełatwy w realizacji. Bo chyba ciężko znaleźć osobę, która nie lubi frytek. Natomiast mało kto akceptuje te słabej jakości. Chyba, że stołuje się w sieciówkach.
Właściciele wcielają w życie pomysł na frytki Hestona Blumenthala, który zaleca je najpierw wstępnie obgotować, następnie schłodzić i podmrozić oraz dwukrotnie usmażyć, choć coś nie do końca dowierzam, że te przechodzą cały proces na miejscu. Mimo to są faktycznie przyzwoicie wykonane, z puszystym wnętrzem i przyjemnie chrupiącą skórką. Natomiast mam pewien problem z wnętrzem – ta przesadna puszystość nie do końca mi pasuje. Frytka powinna mieć jednak wyraźniej zaznaczoną wewnętrzną strukturę. Tutaj trochę zanika, idąc w stronę niemalże kremowości, choć rozumiem oczywiście, że takie mogło być założenie, które jednak rozmywa się, kiedy zbyt dużo frytek w opakowaniu jest niewielkich, wręcz skrawkowych, bo wtedy czuje się jedynie skórkę, a te powinny być jednak w nieco większym rozmiarze.
Duża porcja w FRYTKI+sos to koszt 9 zł, do tego 2 zł za sos. I przy tej drugiej cenie zapala mi się lampka. 2 zł, naprawdę, za to pudełeczko sosu wielkości paczki od zapałek? No bez jaj. Nie tłumaczy tego fakt, że sosy przygotowywane są na miejscu. Smakowo specjalnie nie powalają, choć ostre chaioli sprawdza się akurat całkiem nieźle. Są dodatkiem, ale tylko dodatkiem. Nie wznoszą jakości frytek na wyższy poziom.
Powiecie, że narzekam, że się czepiam, a przecież taki fajny koncept. No cholera, sorry. Fajny koncept frytkowy byłby wtedy, gdyby nie były to fryty z mrożonki z Belgii, a ktoś na kuchni po prostu kroił je sam. Że więcej roboty? Zdaję sobie sprawę, ale chyba na tym polega prowadzenie tego typu interesu. Nie na chodzeniu na skróty. To nie ma już ziemniaków w Polsce? Czy te frytki z Belgii faktycznie są warte, aby przychodzić specjalnie ich spróbować? Zostawiam Was z tymi pytaniami, jestem ciekaw Waszego zdania, ale ja po prostu czekam na miejsce z prawdziwymi, domowymi frytkami. No i żeby nie było – idźcie, spróbujcie. Nie krytykuję za sam pomysł, bo jest ok. Połączenie frytek z ciekawymi sosami ma potencjał, ale chciałbym, żeby ktoś mnie zaskoczył, a tutaj była pełna przewidywalność. Na koniec – te frytki są i tak lepsze od serwowanych w 90% wrocławskich lokali.
FRYTKI+sos
Św. Antoniego 14
Bo te frytki są od serca z czarodziejskiego ziemniaka 😉
dal tego 3 ziemniaki zamoczone w oleju zalane sosem kosztują 9 zeta 😉
Skoro frytki i sos to sos powinien byc chyba w zestawie? 11 zł za porcje frytek z sosem? Dziękuje, postoje.
Jedyne realne ceny frytek w Polsce są na Alei Frytek w Częstochowie. Nie znam drugiego takiego miejsca w Polsce (o ile jeszcze istnieje, bo daaawno mnie tam nie było…)
bardzo słabo, że w takim miejscu są frytki z mrożonki… zgadzam się z Tobą w 100 %, czekamy na frytki ze świeżych ziemniaków !
Frytki to gatunek ziemniaka plus to w czym się smaży. Robić samemu przy polskiej konfekcji ziemniaków. A majonez jak i czy robią?
Coś Pan krytyk ma nikłą wiedzę i zastępuje barwnym opisem.
Ale nikłą wiedzę w czym?
Może powiesz, że w Polsce nie da się robić samemu frytek?
żeby coś przekąsić i specjalnie się nad tym nie zastanawiać są okej.
Jedyne co zawsze mnie tam zastanawia to ludzie którzy próbują sosów wystawionych na ladzie jednym patyczkiem który przed zamoczeniem wylizują i pchają swoje płyny ustrojowe w kubeczek z drugim sosem – a obsługa nie reaguje. WTF ??????
Akurat niektórzy reagują i proszą o zmienianie patyczków i często wymieniają te sosy, ale tak, niektórzy tego nie robią, a powinni.