Niesamowite jest to, że dotarliśmy do momentu, w którym wizyta w Piecu na Szewskiej nie wywołuje specjalnych emocji, a narzekanie na pewne niedociągnięcia w tutejszej pizzy nie powinno dziwić. Wrocław pizzeriami stoi i ciężko tej opinii zaprzeczyć. Tylko w ostatnim czasie na rynku pojawiły się Pizzeria Si oraz Niezły Dym, a wydaje mi się, że moda na pizzę z pieca opalanego drewnem dopiero nadchodzi.
Z jednej strony to tylko pizza, nie powinniśmy się specjalnie podniecać, ale jednak, to jest pizza. Pizza, jedna z najpopularniejszych potraw na świecie, wzbudza emocje, bo lubi ją chyba każdy. Każdy, bo przynajmniej osobiście nie znam osoby, która jej nie lubi. W stolicy Dolnego Śląska poziom pizzerii jest zróżnicowany do granic możliwości, a związane jest to zarówno z ilością samych przybytków serwujących włoski specjał, jak i wymaganiami klientów. Przez lata wrocławscy studenci przyzwyczajali właścicieli, że pizza ma być duża, napakowana serem, no i przede wszystkim tania, a co za tym idzie, niezbyt jakościowa. Świat jednak nie stoi w miejscu i faktycznie od pewnego czasu zauważalny jest trend, aby pizza smakowała, a nie tylko zapychała, a zapoczątkował go Piec na Szewskiej, do którego udaliśmy się z rodzinką na wczesny niedzielny obiad.
Na Szewskiej zjawiamy się chwilę po trzynastej i już na wejściu trochę się dziwimy. Ostatnio byłem tutaj dość dawno, ale zazwyczaj musiałem swoje odstać w kolejce po stolik, tymczasem tym razem wybieramy jeden z kilku wolnych. Obrażać się nie zamierzamy, tym bardziej, że i obsługa działa ekspresowo. Bah, bah, zamówienie, około 20 minut oczekiwania i na nasz stół trafiają wszystkie dania.
Mój makaron penne alla diavola (19 zł) jest idealnie ugotowany, świetnie łączy w sobie kremowość sosu, ostry i bardzo wyrazisty smak pecorino oraz rozgrzewającą ostrość. Prostota i klasyka w jednym, a przy tym poprawne wykonanie i cena, w której na Rynku makaronu się raczej nie zje.
Makaron to jednak przystawka, bo poza nim zamówiliśmy jeszcze cztery pizze. Klasyczna margherita (15 zł) to najbardziej standardowe połączenie smaku, a przy tym po prostu udane. Chrupiące, nieco grubsze ranty i to niemalże papierowej grubości ciasto po środku, które miesza się z neutralnym, lekko słodkim sosem pomidorowym oraz delikatną mozzarellą. Cztery sery (25 zł) z dodatkowym chili rozgrzewa w odpowiedni sposób, a przy tym zapewnia sporą gamę smakowych doznań, pochodzących od najwyraźniej zaznaczonej w aromacie gorgonzoli, a także pecorino, mozzarelli i parmezanu. Italiana (21 zł) to z kolei pizza z dodatkiem sera mascarpone, którego kremowa tekstura jak mało co pasuje do lekkiego szpinaku. Z kolei połączenie contadiny (23 zł) i romany (17 zł) dostarcza najwięcej wrażeń. Z jednej strony wytrawne oliwki, zaraz obok chrupiąca i aromatyczna kiełbasa, a także anchois.
Niesamowite jest to, że nasze pizze nie miały właściwie słabych punktów, były bardzo udane, ale wyszedłem z poczuciem, że jednak jest we Wrocławiu ktoś, kto robi to lepiej. Porównując jeden do jednego pizzę z Pieca i z Happy Little Truck, to jednak stawiam na tą drugą. Za lekkość i genialny sos, i chyba jednak minimalnie lepsze, bardziej wyraziste ciasto. Cieszy fakt, że mamy już kilka miejsc w mieście, gdzie można wyskoczyć na pizzę, będąc pewnym jej jakości. I zaskakujące jest też to, że wychodząc z Pieca na Szewskiej nie miałem wypieków na twarzy jak to miało miejsce kiedyś. Pizza jest taka sama, świetna, tylko ilość dobrej pizzy we Wrocławiu chyba nas trochę rozpieszcza.
Piec na Szewskiej
ul. Szewska 44-46
Póki co PIEC NA SZEWSKIEJ nie ma konkurencji! Pizza jest o niebo lepsza niż w pozostałych restauracjach wliczając w to niezły dym (który jest beznadziejną restauracją z racji na zaledwie kilka pizz do wyboru i nic poza tym!).
W Piecu pizze są doskonałe tak samo jak pozostałe dania szczególnie makarony! Żałuję tylko, że byłem w dymie dwa razy i cały czas się oszukiwałem, że jest to tak samo dobra pizza jak w piecu. Mnie już tam raczej nie zobaczą a szkoda bo system zamawiania pizzy bardzo mi się tam podoba.
Piec na szewskiej wygrywa! 🙂
Pizze zjadacie całe czy zwęglone brzegi (których mieliście chyba stosunkowo mało) zostawiacie na talerzu?