Jeszcze sześć lat temu podniecaliśmy, kiedy w niektórych knajpach wrzucano na kran czeskie piwa z mniejszych browarów, cieszyliśmy z picia super ekstra goryczkowych lagerów, co to różniły się od naszego Tyskacza, choć wcale nie tak bardzo. Prawdziwa rewolucja nadeszła w 2011 roku, piwna rewolucja, choć zanim na dobre dotarła do pubów, musiało minąć kilkadziesiąt kolejnych miesięcy. A teraz? Zanim się obejrzeliśmy, a we Wrocławiu powstało kilka specjalistycznych multitapów, piwa rzemieślnicze można kupić nawet w podrzędnych barach, ale i lepszych restauracjach. Każdy chce mieć dobre piwo, bo wypada, bo gość wymaga, bo smakuje, po prostu.
Jednak kompletną nowością są lokale otwierane przez same browary. Pierwszym takim we Wrocławiu jest pub AleBrowaru, drugiego po Pincie najstarszego polskiego browaru rzemieślniczego. Kilka miesięcy wcześniej AleBrowar ruszył z podobna inicjatywą w Gdyni, bo z Trójmiasta pochodzi główny piwowar Michał Saks. Wrocławskie korzenie ma z kolei drugi udziałowiec – Bartek Napieraj, a mnie to połączenie podoba się podwójnie, bo Wrocław z Gdynią splatają się w moim życiu dość często. W końcu moja żona pochodzi właśnie z tego nadmorskiego miasta. I to właśnie w Gdyni byłem w momencie, kiedy wrocławski AleBrowar rozpoczynał działalność. Aby złączyć się choćby myślami z Wrocławiem, podeszliśmy na dwa piwa do AleBrowaru Gdynia, gdzie potraktowałem swój przełyk lekkim, acz niezwykle goryczkowym piwem Roo Ride. Przy okazji skusiliśmy się na świetną pizzę z sąsiadującego Czerwonego Pieca.
Natomiast do wrocławskiego AleBrowaru trafiłem w końcu po miesiącu od startu projektu. Wcześniej, w zajmowanym przez pub lokalu, znajdował się przez wiele lat zakład pogrzebowy, ale obecnie wielu nawiązań do tej profesji wewnątrz nie znajdziemy. AleBrowar został urządzony w minimalistyczny, ale przemyślany sposób. Przeważające drewniane elementy dobrze łączą się z różnokolorowymi krzesłami, a także żółtymi oknami. Centralną część stanowi niski, drewniany bar z oryginalnie zaprezentowanymi piwami. Dostępne piwa nie są wypisane – jak to zazwyczaj bywa – na tablicy, a na pojedynczej desce osobno, która kończy się fiolką, ukazującą barwę danego piwa. Pomysłowe i efektowne. O tym, że diabeł tkwi w szczegółach wie każdy projektant wnętrz, a te w AleBrowarze dopracowane są doskonale. Stojące lampy z Petainerów, wiszące z kegów i alebrowarowe grafiki na ścianach. Wizualnie wszystko gra jak trzeba.
Kranów w sumie jest 13, z czego przynajmniej 11 zajmowanych przez piwa AleBrowaru. Akurat w trakcie mojej wizyty na dwóch nalewakach znajdowały się jeszcze piwa z Browaru Nepomucen, będące pozostałością po weekendowym kranoprzejęciu. Podobne imprezy, a także warsztaty i szkolenia, mają odbywać się cyklicznie, a pub ma pełnić rolę edukacyjną oraz promować piwowarstwo rzemieślnicze.
Do AleBrowaru wstąpiłem na chwilę, ale udało mi się spróbować trzech piw, z których dwa znałem już wcześniej. Piwa dostępne są w dwóch pojemnościach 0,25 l i 0,5 l, a ceny wahają się od 6 zł do 22 za imperialną wersję Smoky Joe.
Na pierwszy ogień poszedł Roburst Porter z Nepomucena. Przyjemnie palone, mocno nachmielone piwo z dość wysoką goryczką narobiło mi ochoty na coś jeszcze. Powróciłem więc do dawno niepitego American Pale Ale – King of Hop. To trunek o cytrusowym aromacie, nieprzesadnie wysokiej goryczce, a przy tym dość słodki. No i na koniec jedno z moich ulubionych piw z AleBrowaru – Be Like Mitch. Nieprzypadkowo umieściłem to American Wheat na liście 8 piw na lato. Wtedy napisałem o nim tak: od pierwszej chwili uderza po nosie tropikami, a także, gdzieś w tle leciutkim brzoskwiniowym, może morelowym aromatem. W smaku, pośród tych wszystkich owocowym akcentów nieco ginie pszenica, ale żadna to dla mnie wada, bo owocowa lekkość sprawia, że chce się to piwo pić jedno za drugim. I w sumie niewiele więcej mogę dodać, bo to po prostu dobre piwo jest.
Ascetyczny wystrój AleBrowaru najbardziej na myśl przywodzi mi – z wrocławskich multitapów – urządzony w podobnym klimacie 4Hops, gdzie niedawno na stałe zadomowiła się zapewniająca pożywienie do piwa, foodtruckowa ekipa PANCZO. Póki co na Włodkowica nie zjecie nic, ale właściciele „zadbali” o odpowiednie towarzystwo, bo w przeciągu kilku tygodni, w lokalu obok, swoją stacjonarną miejscówkę otwiera Osiem Misek. Ale nawet bez ich jedzenia warto wpaść do AleBrowaru, jeśli zwracacie uwagę na smak i wartość tego, co pijecie. To luźne miejsce na piwo ze znajomymi zarówno popołudniu, jak i wieczorem.
AleBrowar Wrocław
Włodkowica 27c/1
Może na Włodkowica słabo z jedzeniem, ale na Św. Antoniego jest o wiele lepiej.
Obok z kolei jest jeszcze Ambasada Śledzia która jest w przyrządzaniu tytułowej ryby bardzo dobra i KRVN (karavan) bar, więc z jedzeniem luz, zwłaszcza przy śwAntoniego.
Na Włodkowica jest przynajmniej 4 miejsca gdzie mozna dobrze zjesc 😉
To był skrót myślowy – Włodkowica w sensie AleBrowaru:)
😉