Wrocławski Bazar Smakoszy powoli staje się instytucją na wrocławskiej scenie gastronomicznej. Właściwie ciężko sobie przypomnieć jak wyglądały niedziele bez Bazaru, bez tego błogiego chilloutu w Browarze Mieszczańskim, tych wszystkich produktów, jakie spoglądają na nas z półek w ciemnych wnętrzach Browaru, jakby chcących powiedzieć – weź mnie. Trzecie urodziny Bazaru minęły, wystartował właśnie już czwarty sezon działalności, stali bywalcy widzą zachodzące zmiany, ale jedno jest stałe – ludzie, którzy przybywają w poszukiwaniu dobrego produktu, odpoczynku i smacznego jedzenia.
Wrocław jest specyficznym miastem, potrzebującym takich inicjatyw jak Bazar Smakoszy, tworzących klimat i tożsamość miasta. Miasta z krótką polską historią, bez interesów przechodzacych z pokolenia na pokolenie od ponad wieku. Ciężko porównać stolicę Dolnego Śląska z Krakowem czy Warszawą, posiadającymi miejsca zakorzenione w świadomości mieszkańców od stu, czasami nawet więcej lat. Wrocławiowi tych miejsc charakterystycznych brakuje, dlatego tak mocno kibicuję wszelkim inicjatywom, mającym na celu zjednoczenie wrocławian oraz wpisanie się na stałe w najnowszą historię miasta.
Przez trzy lata działalności Bazaru zmieniło się tu sporo. Od ilości stoisk wewnątrz zaczynając, po rotację stojących na dziedzińcu food trucków. We wcześniejszych miesiącach „przerobiliśmy” tu m.in. Happy Little Truck, naleśniki z Budka, bywały także Bratwursty i Pasibus, a jeśli pamięć mnie nie myli, również Panczo. Tym razem jednak postawiliśmy na nowinki, aby w upalne niedzielne przedpołudnie odpocząć w towarzystwie ciekawego jedzenia oraz pobawić się z dziećmi na placu zabaw.
Pozwolę się zatrzymać w tym miejscu na chwilę właśnie przy placu wydzielonym dla dzieciaków. Super, że w ogóle jest, ale jednak przydałoby się poczynić pewne inwestycje na rzecz polepszenia standardu mini placu zabaw.
Tyle o dzieciakach, pora na jedzenie. Na dzień dobry podeszliśmy do malutkiego stanowiska tuż przy wejściu, gdzie stacjonują dziewczyny z projektu PieRogi Wegańskie. Pierogi kochają wszyscy, ale głównie kojarzą się nam one z klasycznymi ruskimi lub z mięsem, a tutaj zaskoczenie – PieRogi wegańskie produkowane są bez składników pochodzenia zwierzęcego.
Na Bazarze istnieje możliwość zakupienia całych paczek pierogów w czterech smakach, a także zjedzenia ich na miejscu. Wybieramy oczywiście tę drugą opcję i zamawiamy po jednej sztuce z każdego rodzaju, aby sprawdzić ciekawe na pierwszy rzut oka połączenia smakowe. Cena kompletu – czterech pierogów – to 10 zł.
Na początek pierogi tradycyjne, nazwane przeze mnie roboczo a’la ruskie, bo podejrzewam, że mają stanowić pewien substytut dla tychże. Do przygotowania farszu, zamiast twarogu użyto pieczonych ziemniaków, białej fasoli i cebulki. Właśnie ta ostatnia wiedzie prym i nadaje wyrazistego, słodkiego smaku, balansowanego przez dodatek ziół. Całość jest odpowiednio „mokra”, wnętrze zwarte, ale nie zbite na kamień. Zaskakująco sprężyste ciasto mogłoby być pewnie minimalnie cieńsze, ale i tak wygląda to całkiem nieźle.
Najbardziej urzekają nas pierogi orientalne – z batatem, marchewką, pietruszką i przyprawami, wśród których doszukuję się garam masali. Zaskakują także pierogi rustykalne – z pieczarkami, tofu, pomidorami suszonymi i chrupiącym słonecznikiem, dostarczające dość specyficznych, słodko-słono-goryczkowych doznań. Największym jednak zaskoczeniem są puddingowe– słodko-kwaśne, z ciekawą teksturą, którą zapewnia tapioka oraz musem z malin, mleczka kokosowego i stevii. Pierogi teoretycznie na słodko, ale z przyjemną, orzeźwiającą kwasowością.
Podchodząc do stoiska byłem ciekaw efektu końcowego i muszę przyznać, że przeżyłem bardzo pozytywne zaskoczenie. Tradycyjne były lepsze od 50% pierogów ruskich oferowanych przez wrocławskie bary, a przy pozostałych propozycjach udało się wywołać efekt zaskoczenia, i to jest w tych wegańskich pierogach najlepsze. Oryginalne połączenia smakowe robią robotę.
Tradycyjnie nie mogliśmy nie zameldować się na stoisku Kozackiej Chatki, gdzie zaopatrzyliśmy się w kilka sztuk blinów mięsnych, a tylko moja żona wybrała opcję serową. To stały punkt niedzielnych odwiedzin w Browarze Mieszczańskim. Farsz mięsny, owinięty jedynie delikatnym naleśnikiem, to smak dzieciństwa – jednocześnie lekkość mielonego mięsa oraz wyrazistość przypraw. Uwielbiam tę wersję, szkoda tylko, że w jednym momencie mogę zjeść maksymalnie trzy sztuki, bo więcej po prostu nie dałbym rady.
Do gustu nie przypadły mi z kolei pirożki z mięsem. Smak farszu taki sam, ale sposób podania go w cieście drożdżowym, właściwie pączkowym, sprawia, że całość wydaje się być za sucha, a jednocześnie zbyt ciężka jak na niedzielne drugie śniadanie.
Scenę foodtruckową reprezentowała przyczepa Zacnej Pyry, która na co dzień stacjonuje na Kościuszki. Jako że pieczonych ziemniaków nigdy nie odmawiam, zamawiam pyrę z pulled pork i roszponką (15 zł). Na luzie, bez kolejek znanych ze zlotów. Przygotowanie trwa kilka minut, w międzyczasie dokańczam ostatnie bliny, aż w końcu trafia do mnie kartonowe pudełko.
Pulled pork można ostatnio zjeść już niemalże wszędzie, szarpana moda opanowała zarówno Wrocław, ale chyba także i całą Polskę. Ale zrobić dobrą szarpaną wieprzowinę wbrew pozorom nie jest łatwo, a ta w Zacnej Pyrze spełnia moje podstawowe wymogi – jest miękka, ale z wyczuwalnymi włóknami, smak nie został zabity, a jedynie podbity przez pomidorową salsę. Osobiście podkręciłbym sos jeszcze delikatną ostrością, ale to ciągle bardzo przyzwoite, uczciwe, streetfoodowe jedzenie.
Na zakończenie, lodów o smaku kokosa skosztował Kazik i rozeszliśmy się do domów, na obiad oczywiście. Wrocławski Bazar Smakoszy to ciągle niezwykle kameralna, a przy tym klimatyczna impreza, zachowująca swój niepowtarzalny, rzemieślniczy charakter od samego początku. Lubimy tu bywać, lubimy tu spędzać czas, no i lubimy dobrze zjeść, ale to pewnie już wiecie.
Wrocławski Bazar Smakoszy
Browar Mieszczański, ul. Hubska 44
facebook.com/WroclawskiBazarSmakoszy