14 C
Wrocław
wtorek, 26 września, 2023

8 restauracji, których brakuje we Wrocławiu

Od dawna zabierałem się do napisania tego tekstu. Od tak dawna, że w międzyczasie kilka nowych restauracji się otworzyło, przez co ich nieobecność okazała się nieaktualna. W ogóle, przyglądając się wrocławskiej gastronomii od kilku dobrych lat, widząc jak się rozwija, jestem pod ogromnym wrażeniem, bo postęp, jaki został w tym okresie poczyniony, jest ogromny. Żeby jednak nie było tak kolorowo, zdaję sobie sprawę, że niektóre kuchnie w stolicy Dolnego Śląska dalej traktowane są po macoszemu, a wręcz pomijane. Jeśli czegoś jeszcze brakuje Wam we wrocławskiej gastronomii, dajcie znać. 

Uprzedzając pytania – wiem, że dostępność pewnych produktów w Polsce sprawia problem, ale cholera – mamy 2016 rok, globalizacja wpłynęła także na rozwój gastronomii i zwyczajnie przestają do mnie trafiać uwagi na temat braku świeżych owoców morza w kraju. Trzeba chcieć i nie ułatwiać sobie, przygotowując dania na modłę polską.

Meksykańskiej

Bardzo się cieszę, że mamy tex-mexowe Panczo, ale to projekt zdecydowanie streetfoodowy. Poza tym na rynku od lat działają restauracje Mexican i Mexico Bar, ale serwowana w nich kuchnia bardziej przypomina polską, aniżeli meksykańską. Bo jak wytłumaczyć niekorzystanie z dobrodziejstwa takich przypraw jak kumin czy kolendra, wiecie? Ja też nie. Dlatego z utęsknieniem od lat wyczekuję prawdziwie meksykańskiej knajpki. Takiej z aromatami uderzającymi już na wejściu, daniami oczywistymi, jak burrito oraz tymi nieco mniej, jak choćby ceviche. Aromatycznie, świeżo, z dużą ilością kukurydzianych placków, tego nam trzeba.

11998048_1740026612918787_75370111_n

Izraelskiej

Uświadomiłem sobie to prawdopodobnie dopiero po ostatniej wizycie w Warszawie, kiedy odwiedziłem świetną izraelską knajpkę Shipudei Berek. To w ogóle świetna myśl na knajpkę – luźny, niemalże barowy klimat, świetny hummus, duży wybór mezze i aromatyczna jagnięcina. Tak, zdecydowanie takiego miejsca mi brak we Wrocławiu.

FullSizeRender (1)

Arabskiej

Kuchnia arabska w oczywisty sposób łączy się z izraelską, ale marzy mi się taka restauracja, będąca miksem dań z kilku krajów krajów tej części świata, bo jednak mimo pewnych podobieństw, kuchnia z Maroko, Libanu czy Egiptu różni się znacznie. Taka mieszanka wybuchowa mogłaby ściągnąć tłumy wrocławian.

Polskiej

Może i niektórzy się obruszą, ale tak, zdecydowanie brakuje mi restauracji z tradycyjną kuchnią polską, do której nie wstydziłbym się zabrać znajomych zza granicy. Bo obecnie, w momencie kiedy pada pytanie – gdzie idziemy? – zapada wstydliwa chwila konsternacji. Owszem, pyszne polskie dania można zjeść w kilku barach osiedlowych, ale one najzwyczajniej w świecie nie do końca pretendują do miana okna wystawowego dla gości spoza kraju. Doskonałe pierogi, treściwie zupy, pieczenie, elementy poszczególnych kuchni regionalnych, tego oczekuję, a nie jestem w stanie otrzymać w żadnej z restauracji na wrocławskim Rynku, do których biją tłumy obcokrajowców, prowadzone przez przewodników turystycznych.

domowe obiady 2

Hiszpańskiej

Przez kilka lat na Rynku mieściła się restauracja Espanola, i o ile na początku jeszcze trzymała poziom, tak ostatni jej okres to równia pochyła, zakończona spektakularnym upadkiem. Były też podejścia do barów z tapasami, ale zakończone jeszcze większymi fakapami. Chciałoby się u nas restauracji z pełną gamą świeżych owoców morza, szybkimi tapasami i cavą.

zdjecie 3

Chińskiej

Jakiś czas temu na blogu pojawił się tekst na temat tego, że znane nam powszechnie dania z „chińczyków” mają tyle wspólnego z chińską kuchnią, ile ryba po grecku z Grecją. Niestety, wrocławianie nie mieli okazji poznać chińskiej kuchni z prawdziwego zdarzenia, za którą tęsknię za każdym razem, kiedy przypomnę sobie kilka knajpek w londyńskich Chinatown. 

Japońskiej

W mniemaniu wielu osób kuchnia japońska ogranicza się do sushi i ostatnio ramenu, ale prawda jest zupełnie inna. To przede wszystkim całe bogactwo świeżych składników, przypraw, ale i prostota oraz pewna estetyka podania, a także przygotowania. Mniej sushi, więcej konkretów – okonomiyaki, takoyaki, onigiri, oczywiście przy użyciu jak najświeższych produktów.

Z kanapkami premium

Od dawna wyczekuję takiego punktu i mówię z dużą stanowczością, że ktoś, kto otworzy taki bar czy restaurację z kanapkami premium – przy użyciu świetnego pieczywa, z podrobami, pastrami – rozbije bank, bo skoro wrocławianie pokochali burgery, muszą pokochać także tego typu kanapki, a przykładem do naśladowania niech zostanie warszawska knajpka Pogromcy Meatów.

IMG_0458