Od dawna zabierałem się do napisania tego tekstu. Od tak dawna, że w międzyczasie kilka nowych restauracji się otworzyło, przez co ich nieobecność okazała się nieaktualna. W ogóle, przyglądając się wrocławskiej gastronomii od kilku dobrych lat, widząc jak się rozwija, jestem pod ogromnym wrażeniem, bo postęp, jaki został w tym okresie poczyniony, jest ogromny. Żeby jednak nie było tak kolorowo, zdaję sobie sprawę, że niektóre kuchnie w stolicy Dolnego Śląska dalej traktowane są po macoszemu, a wręcz pomijane. Jeśli czegoś jeszcze brakuje Wam we wrocławskiej gastronomii, dajcie znać.
Uprzedzając pytania – wiem, że dostępność pewnych produktów w Polsce sprawia problem, ale cholera – mamy 2016 rok, globalizacja wpłynęła także na rozwój gastronomii i zwyczajnie przestają do mnie trafiać uwagi na temat braku świeżych owoców morza w kraju. Trzeba chcieć i nie ułatwiać sobie, przygotowując dania na modłę polską.
Meksykańskiej
Bardzo się cieszę, że mamy tex-mexowe Panczo, ale to projekt zdecydowanie streetfoodowy. Poza tym na rynku od lat działają restauracje Mexican i Mexico Bar, ale serwowana w nich kuchnia bardziej przypomina polską, aniżeli meksykańską. Bo jak wytłumaczyć niekorzystanie z dobrodziejstwa takich przypraw jak kumin czy kolendra, wiecie? Ja też nie. Dlatego z utęsknieniem od lat wyczekuję prawdziwie meksykańskiej knajpki. Takiej z aromatami uderzającymi już na wejściu, daniami oczywistymi, jak burrito oraz tymi nieco mniej, jak choćby ceviche. Aromatycznie, świeżo, z dużą ilością kukurydzianych placków, tego nam trzeba.
Izraelskiej
Uświadomiłem sobie to prawdopodobnie dopiero po ostatniej wizycie w Warszawie, kiedy odwiedziłem świetną izraelską knajpkę Shipudei Berek. To w ogóle świetna myśl na knajpkę – luźny, niemalże barowy klimat, świetny hummus, duży wybór mezze i aromatyczna jagnięcina. Tak, zdecydowanie takiego miejsca mi brak we Wrocławiu.
Arabskiej
Kuchnia arabska w oczywisty sposób łączy się z izraelską, ale marzy mi się taka restauracja, będąca miksem dań z kilku krajów krajów tej części świata, bo jednak mimo pewnych podobieństw, kuchnia z Maroko, Libanu czy Egiptu różni się znacznie. Taka mieszanka wybuchowa mogłaby ściągnąć tłumy wrocławian.
Polskiej
Może i niektórzy się obruszą, ale tak, zdecydowanie brakuje mi restauracji z tradycyjną kuchnią polską, do której nie wstydziłbym się zabrać znajomych zza granicy. Bo obecnie, w momencie kiedy pada pytanie – gdzie idziemy? – zapada wstydliwa chwila konsternacji. Owszem, pyszne polskie dania można zjeść w kilku barach osiedlowych, ale one najzwyczajniej w świecie nie do końca pretendują do miana okna wystawowego dla gości spoza kraju. Doskonałe pierogi, treściwie zupy, pieczenie, elementy poszczególnych kuchni regionalnych, tego oczekuję, a nie jestem w stanie otrzymać w żadnej z restauracji na wrocławskim Rynku, do których biją tłumy obcokrajowców, prowadzone przez przewodników turystycznych.
Hiszpańskiej
Przez kilka lat na Rynku mieściła się restauracja Espanola, i o ile na początku jeszcze trzymała poziom, tak ostatni jej okres to równia pochyła, zakończona spektakularnym upadkiem. Były też podejścia do barów z tapasami, ale zakończone jeszcze większymi fakapami. Chciałoby się u nas restauracji z pełną gamą świeżych owoców morza, szybkimi tapasami i cavą.
Chińskiej
Jakiś czas temu na blogu pojawił się tekst na temat tego, że znane nam powszechnie dania z „chińczyków” mają tyle wspólnego z chińską kuchnią, ile ryba po grecku z Grecją. Niestety, wrocławianie nie mieli okazji poznać chińskiej kuchni z prawdziwego zdarzenia, za którą tęsknię za każdym razem, kiedy przypomnę sobie kilka knajpek w londyńskich Chinatown.
Japońskiej
W mniemaniu wielu osób kuchnia japońska ogranicza się do sushi i ostatnio ramenu, ale prawda jest zupełnie inna. To przede wszystkim całe bogactwo świeżych składników, przypraw, ale i prostota oraz pewna estetyka podania, a także przygotowania. Mniej sushi, więcej konkretów – okonomiyaki, takoyaki, onigiri, oczywiście przy użyciu jak najświeższych produktów.
Z kanapkami premium
Od dawna wyczekuję takiego punktu i mówię z dużą stanowczością, że ktoś, kto otworzy taki bar czy restaurację z kanapkami premium – przy użyciu świetnego pieczywa, z podrobami, pastrami – rozbije bank, bo skoro wrocławianie pokochali burgery, muszą pokochać także tego typu kanapki, a przykładem do naśladowania niech zostanie warszawska knajpka Pogromcy Meatów.
Z tym brakiem kuchni polskiej nie przesadzajcie, w Lubczyk i Bazylia jest codziennie kilka dań typowo polskich i tam można śmiało zabrać gości.
Bądźmy poważni. Chodzi o restaurację z obsługą kelnerską, z jedzeniem na poziomie.
z obsługą kelnerską ? kelnerzy plują do jedzenia i strach pomyśleć co jeszcze
wymiotują i są samym złem gastronomii, nie wiedziałeś?
Pod Fredrą?
A ja tęsknie za Brazilianą… To było jedzenie!
KO-RE-AŃ-SKIEJ!!!
Naprawdę nie zamieściłeś? A izraelską zamieściłeś (jest w ogóle takie coś? To już prędzej żydowska..)? Ok..
Koreańską znajdziesz w domach na Bielanach, tylko trzeba poszukać.
To i żydowską znajdziesz w domu u rabina idąc twoim tokiem rozumowania.
Nie masz racji niestety. Na Bielanach są restauracje domowe, w których można zjeść prawdziwe koreańskie specjały.
W ogole slabo jest z kuchnia azjatycka (moze z wyjatkiem indyjskiej).
Ja bym z otwartymi ramionami powital sklepik, moze byc doslownie 2x2m, z onigiri, gdzies w centrum miasta.
Jest Hikari na ul. Hubskiej 🙂
Onigiri, nie nigiri.
Byłem w Shipudei Berek w zeszłym tygodniu podczas wizyty w Wawce. Również polecam. Jagnięcina wyśmienita, wszelakie przystawki także. W smaku bardzo zbliżone do tych, które pamiętam z niedawnej wizyty w jednym z krajów arabskich.
Mi zaś brakuje restauracji serwującej kuchnię węgierską – chciałbym zjeść np. prawdziwy węgierski gulasz czy też palacsinta, do tego podane z kieliszkiem tokaju.
Kompletnie nieznana jest też moim zdaniem kuchnia rumuńska, hiszpańska, kuchnia krajów byłej Jugosławii, czy też kuchnia szwedzka (nie mam tu bynajmniej na myśli barku w Ikei).
Ale zgadza się, brakuje mi też prawdziwej kuchni izraelskiej.
Witam,
z ciekawości pozwolę sobie zapytać – co Pan sądzi o Nabe, na Bulwarze Dedala? Byłem tam ostatnio w większej grupie i muszę przyznać, że pod względem różnorodności (menu oraz zamówionych dań przez inne osoby) oraz smaku – byłem całkiem przyjemnie zaskoczony. Ciekawi mnie jednak, jak by Pan porównał dostępną u Nich kuchnię do tej oryginalnej, w Japonii?
Wiesz, gdybym był Japończykiem, pewnie mógłbym się na ten temat wypowiedzieć, ale raczej nie jestem:)
Co do jakości serwowanego na miejscu jedzenia, to zdecydowanie warto wpadać.