Restaurację Alyki poznałem ponad rok temu, kiedy to występując w roli kopciuszka, podbiła serca gości festiwalu Restaurant Week. Od tego czasu lokal znajdujący się w zewnętrznej galerii Sky Towera na dobre pojawił się w gronie najpopularniejszych w tej części miasta, Alyki odżyło, a przygotowywana tu kuchnia sprawiła, że o dobrym jedzeniu w najwyższym budynku w kraju przestało się mówić jedynie w kontekście Dinette.
Razem z żoną i Kazikiem wybraliśmy się w końcu do Alyki w sobotnie popołudnie, choć akurat planowaliśmy obiad w innym miejscu. Pierwsza opcja nie wypaliła, więc nie zastanawiając się zbyt długo, zaparkowaliśmy w Sky Towerze i trafiliśmy akurat tutaj. O dziwo, obyło się bez tłumów, miejsce mogliśmy wybrać sobie spośród kilku stolików, a dla naszego młodego znalazło się jeszcze krzesełko, z którego jednak uparty dwulatek postanowił nie skorzystać.
Lubię wnętrze Alyki, przedstawiające fotografie właścicieli z podróży po całym świecie. Podróży, które są ich pasją, a jednocześnie przekładają się na przygotowane przez Szefa Kuchni Pawła Błaszczyka, menu. I rzeczywiście, w karcie znajdziemy sporo międzynarodowych inspiracji, trochę klasyki, a sama karta dzieli się na tą standardową oraz sezonową.
Mnie cieszy obecność piwa z wrocławskiego Browaru Stu Mostów, co niestety nie jest oczywistością w wielu restauracjach ze stolicy Dolnego Śląska, gdzie piwa koncernowe wygrywają z tymi rzemieślniczymi. Do obiadu wybrałem więc goryczkową, aromatyczna AIPę, a pierwsza na stole pojawiła się zupa – krem z pieczonej papryki z grillowanym chorizo (14 zł). Odpowiednio słodki, gładki, z przyjemną dymną nutą pieczonek i nadającą charakteru, delikatnie pikantną, aromatyczną kiełbasą. Udany początek zwiastował, że nie powinno być źle.
Dla Kazika pierogi ruskie (17 zł), które owszem, prezentują się przyzwoicie, ale jednak brakuje im trochę dopracowania. Przede wszystkim doprawienia i większej ilości twarogu. Można powiedzieć, że to taka wersja dla nieprzepadających za pieprzem dzieci.
Moje kubki smakowe ożywiają się na myśl o penne po hiszpańsku (24 zł), w którym pierwsze skrzypce grają słodko-kwaśne pomidory z leciutką winną nutą w tle, a swoje trzy grosze dorzuca ledwie co rozgrzewające przełyk chili. Proste, nieskomplikowane, ale zawsze sprawdzające się połączenie, to zdecydowanie pozycja, do której powróci każdy miłośnik makaronu.
Kama postawiła również na dość proste, a przy tym kolorowe i pełne warzyw danie – kurczaka z bazyliowym pesto (36 zł). Odpowiednio soczysta pierś z kurczaka, orzeźwiający dip rzodkiewkowy i swojskie, przekrojone na pół ziemniaki oraz grillowana papryka, tyle. Bez zbędnego kombinowania, ale z zadowalającym efektem końcowym
Na koniec jeszcze lody z lodziarni Lizing, z których najbardziej do gustu przypadły nam te arbuzowe – idealne na upalny weekendowy dzień. Podobne zdanie miał niespecjalnie chętny do dzielenia się młody.
Alyki potwierdziło opinię, jaka panuje na temat tejże restauracji. Ciepła atmosfera, dobra obsługa i kuchnia – bez wydziwiania, uczciwa i przygotowana z wyczuciem. Jeśli spodziewacie się fajerwerków, to pewnie powinniście iść zostawić pieniądze gdzie indziej, ale kiedy potrzebujecie zjeść i wyjść z restauracji z uśmiechem na ustach, spokojnie wybierzcie Alyki.
Alyki
Sky Tower, ul. Powstańców Śląskich 95
„Można powiedzieć, że to taka wersja dla nieprzepadających za pieprzem dzieci.” dziękuję za tą informację! W końcu wiem, gdzie iść na pierogi we Wrocławiu które będą mi smakować, bo jestem przyzwyczajona do mało pieprznych pierogów 🙂
Pozdrawiam
Alyki nie jest złą restauracją. Nie rozumiem jednak takiego podsumowania, że fajerwerków nie będzie. Byłem raz na lunchu. Dania były skomponowane trochę bez konkretnego pomysłu, tak samo też doprawione. Nie było nic nieświeżego, nie było też nic niedobrego ale jednak oczekiwałem lepszej jakości i smaków. Czytając recenzję, a szczególnie podsumowanie, odniosłem wrażenie, że jako czytelnik mam zadowolić się „przeciętnością”. Jest po prostu dużo lepszych lokali we Wrocławiu.
Nie jestem w stanie zliczyć ile razy byliśy już z mężem i przyjaciółmi w Alyki. I dla nas fajerwerki są tam za każdym razem, szczególnie przy kartach sezonowych. Kucharze robią świetną robotę, a kelnerzy potrafią opowiadać o jedzeniu w taki sposób, że nie powstydziłyby się tego kilku gwiazdkowe restauracje. Nie przez przypadek wygrali wiosenny RW 🙂