Osobom śledzącym blog w miarę regularnie pewnie przewinęła się gdzieś na facebookowej tablicy informacja, że jakiś czas temu postanowiłem zrzucić w końcu zbędne kilogramy i rozpocząłem współpracę z dietetykiem, bo sam niestety nie potrafiłem podjąć decyzji o starcie diety. Nie minęło jeszcze zbyt wiele czasu, ale efekty są naprawdę zadowalające, a ja, pierwszy raz od dawna, zbliżam się do granicy, kiedy na wadze nie pojawi się 100 kg. Co ważne, nie podjąłem drastycznych kroków, a wraz z Panią dietetyk Agatą Matacz obraliśmy drogę, którą zamierzamy pokonać małymi krokami. Rzeczywiście, krok po kroku uczę się pewnych nawyków, zmieniam je, a przede wszystkim wprowadziłem do swojego odżywiania tak potrzebną regularność. No i najważniejsze – dieta nie wyklucza jedzenia poza domem, a więc nie zaburza mojej pracy nad blogiem.
Z racji tego, że podsyłacie mi sporo zapytań na temat współpracy z dietetykiem, kosztów, piszecie, że trochę się tego boicie, nie wiecie czy uda się Wam wejść w rytm, pilnować godzin, postanowiłem wyjść nieco naprzeciw i zaproponować mały konkurs, w którym do wygrania będzie pięć kart zniżkowych, dzięki którym koszt pierwszy dwóch wizyt oraz ułożenia planu dietetycznego zmniejszy się o 100 zł. Wydaje się to być fajną opcją, zwłaszcza dla osób, które boją się, że wizyta u dietetyka okaże się pieniędzmi wyrzuconymi w błoto. Normalnie, pierwsze dwie wizyty, podczas których przeprowadzany jest dokładny wywiad zdrowotno-żywieniowy, analiza składu ciała oraz ułożenie jadłospisu kosztują 280 zł. Wygrywając, macie szansę obniżyć ten koszt o stówkę. Mało tego, nawet jeśli nie wygracie, na hasło WPK będziecie mogli skorzystać ze zniżki na pierwszą wizytę w wysokości 40 zł.
Co zrobić, aby wygrać jeden z pięciu bonów zniżkowych na wizytę w gabinecie u Agaty Matacz? Wystarczy w komentarzu pod tym wpisem króciutko opisać: jaka Twoja słabość decyduje o tym, że kilogramów przybywa i potrzebujesz konsultacji z dietetykiem? U mnie była to miłośc do słodyczy, która w pewnym momencie urosła do absurdalnych rozmiarów. Konkurs trwa do 23.59, 10 listopada, a zwycięzców wybierzemy spośród osób, które udzielą najbardziej oryginalnych odpowiedzi.
EDIT:
Nagrody główne trafiają do:
Alina
Kasia
Martina
Kasia
Rosiu
Powyżej wymienione osoby proszę o kontakt na wroclawskiejedzenie@wp.pl z maila, z którego zostały wysłane komentarze.
Kontakt do dietetyka:
Agata Matacz Dobry Dietetyk
Ziemowita 1/9
telefon: 535 484 002
mail: a.matacz@dobrydietetyk.pl
Dla mnie gigantycznym problemem jest miks czegoś słodkiego plus energetyk. Do tego okresowa słabość do fastfoodow, których smak jest paskudny i już po pięciu minutach od jego zjedzenia żałuję, że zapomniałem jakie to żarcie z McD. czy B.K. jest ohydne..
Słodycze to nie mój problem,fast food też w sumie nie,ale do kufelka piwka aż samo serce się rwie ?
Znam ten ból, albo w sumie ten smak:)
U mnie problemem nie są słodycze a problem z doborem to co mogę zjeść i co mogę z czym łączyć by było optymalnie oraz nie mam kogoś takiego by dał mi przysłowiowego kopa żeby się otrząsnąć z tego. Próbowałem już wielu sposobów i zawsze gdy próbowałem ograniczać jedzenie czy jeść mniej kalorycznie to jakieś malutkie efekty były ale zaraz jojo i waga do góry. Innymi słowy – dietetyk potrzebny od zaraz
Moją słabością są ilości posiłków. Dzień zaczynam ok 6 rano, a pierwszy „posiłek” przeważnie spożywam ok 13-14. A oczywiście przed tym jakieś 1-2 kawy. Kolejny posiłek- ostatni jest ok 18 i na tym kończą się porządne posiłki, a dzień pracy kończę ok 22. W między czasie oczywiście kolejne kawy, bądź energetyk i nie zapominajmy, o jakże istotnym „małym” batoniku, ewentualnie wafelku, ciastku do kawy itp itd. Na początku takiego „trybu życia” 10kg zleciało w mig, ale po kilku latach organizm się przyzwyczaił a wręcz zbuntował i skończyło się zabiegiem usunięcia pęcherzyka żółciowego. A teraz każda próba zwiększenia ilości posiłków kończy się dodatkowymi kilogramami, bo zapewne nie są to odpowiednio zbilansowane i odpowiednio dobrane posiłki.
Moją słabością jest miłość do dobrego jedzenia…a wiadomo, jeśli coś smakuje je się tego więcej 🙂
Moją słabością jest miłość do dobrego jedzenia…a wiadomo, jeśli coś smakuje je się tego więcej 🙂 a kilogramów przybywa 🙁 dietetyk więc potrzebny na gwałt
A ja nie potrafię wskazać swojej słabości powodującej problemy z wagą i właśnie to jest ten problem. Wydawałoby się, że odżywiam się w miarę zdrowo, aktywność fizyczna jakaś jest, a kilogramów uparcie nie ubywa. W porządku, waga nie rośnie, to też coś, ale wskazówka wagi nie wskazuje wartości… bezpiecznej, już nie mówiąc o optymalnej. Doszłam więc do punktu, w którym sama nie mam już pomysłu na to, jak ugryźć temat. Plus, kontrola i widmo wstydu przed Dietetykiem w razie złamania żywieniowych postanowień wydają się być całkiem motywujące : )
Dla mnie największym problemem jest nie do końca co, ale ile.. Znalazłam na to sposób. Czas, który spędziłabym na kompulsywnym jedzeniu spędzam na siłowni, a później jem to na co mam ochotę.
Pracuję na nocki, przez co jem jeden duży posiłek koło 15 (po wstaniu), dopycham słodyczami, a w nocy zapycham się tym, co dostępne do jedzenia o 3 w nocy na rynku: fast foody, kebaby, pizze. w bonusie całkiem spore ilości alkoholu po pracy, bo tak to już jest w gastronomii, że po robocie na odstresowanie kielicha trzeba walnąć. O ile alkohol spokojnie mogę odstawić, o tyle problem posiłków w nocy i braku czasu na ich przygotowanie mnie pogrąża i kilogramów z dnia na dzień przybywa.
Największą słabością jest moja Gorsza Połówka! Dlaczego?
Jak odmówić, kiedy słyszysz „Mycho, zrób schabowego z tą pyszną panierką”?
Jak odmówić, kiedy słyszysz „Mycho, może gyrosika w frytkami”?
Jak odmówić, kiedy słyszysz „Mycho, mam urodziny, zrób mi tiramisu”?
Jak odmówić, kiedy słyszysz „Mycho, jesteś zmęczona po pracy, zjemy kanapki na obiad”?
Jak odmówić, kiedy słyszysz „Mycho, zamówmy pizze do filmu”?
NO JAK?
Przecież nie powiem 'NIE’, bo kto wtedy będzie po mnie przyjeżdżał po pracy?
Moim największym problemem jest czas. Zazwyczaj znajdę czas kolo 14 żeby zjeść śniadanie, czasem kolo 20, żeby zjeść obiad, a najczęściej bez obiadu, wiec piwko i przekąski, by jakoś przetrwać.
Moją „słabością” jest..moja córeczka:D Zaczęło się od ciąży,po której wprawdzie nie zostało żadnych nadprogramowych kilogramów,ale fałdka(no dobra,fałda)na brzuchu się ostała,zaraz potem doszły nieregularne posiłki(ah te kolki,ząbki itd;),jedzenie byle czego,co dało się szybko przygotować lub wręcz wystarczyło tylko otworzyć opakowanie(oczywiście słodycze-czekolada lub cokolwiek,co zawiera choć śladowe jej ilości,dania na wynos,dania instant),niejedzenie śniadań. Ale żeby nie było,że zwalam całą winę na córkę-przed ciążą też tak było;D Zatem muszę pozbyć się złych nawyków i słabości do słodyczy!(wykonalne?) Aby dodać trochę optymizmu nadmienię,że odkąd zaczęłam rozszerzać dziecku dietę i gotować(moja „słabość”stała się moją motywacją -największą:)),wiem dużo o zasadach zdrowego żywienia i chciałabym je stosować w praktyce w 100%,tylko niech mi ktoś pomoże,bo to nie jest tak łatwo!:)
Moja słabość to fakt, że odkąd pracuję blisko centrum odechciało mi się gotować obiady, bo tyle tu ciekawych smaków do wypróbowania 🙂 Dlatego bardzo spodobał mi się przedstawiony tu na blogu jadłospis, który był w stanie połączyć dwa pozornie odległe światy: zdrowe jedzenie i jedzenie na mieście. Byłoby świetnie mieć jadłospis dopasowany do tego trybu życia, który byłby motywacją do trzymania zdrowej diety bez konieczności rezygnacji z przyjemności, jaką daje jedzenie 🙂
Moją słabością, z którą już od dłuższego czasu toczę walkę jest Twój blog i zamiłowanie do dobrego jedzenia. Przebywając we Wrocławiu trudno odmówić sobie czegoś pysznego, zwłaszcza po przeczytaniu relacji, które tak bardzo zachęcają do skosztowania. I właśnie wtedy nie myśląc o kaloriach i jakichkolwiek zasadach zdrowej i zbilansowanej diety staję się niewolnicą jedzenia. W utrzymaniu zdrowej sylwetki nie pomaga mi też fakt iż jestem studentką. Tak więc napady głodu i nieregularne posiłki, które zdarzają się dosyć często, również skutkują nadprogramowymi kilogramami ;/ Już wiele razy powtarzałam sobie, że w końcu przydałoby się coś zmienić, lecz zaplanowanych zmian często nie potrafiłam wdrożyć w życie. Myślę, że wsparcie wykwalifikowanej osoby bardzo pomogłoby mi zmianie samej siebie na lepsze, a wtedy nawet moje wyprawy w poszukiwaniu fantastycznych smaków nie byłyby tak bardzo zgubne 😉