Od dawna prosicie mnie o zestawienie miejsc, do których można bez wahania wyruszyć z dziećmi, a najlepiej żeby dało się w środku coś zjeść. Nie tak wcale dawno pisałem o zakrzowskim Malinkowie, gdzie babcia właścicielek robi świetne pierogi – dla dorosłych i dzieci, a tuż przed Nowym Rokiem odwiedziliśmy z żoną bar Mati i Przyjaciele na ryneczku Psiego Pola. Dwuipółlatek i miesięczniak mają woje wymagania, więc potrzebowaliśmy miejsca na luzie, niedaleko domu i z odpowiednią infrastrukturą, a właśnie Mati to wszystko zapewnia w stopniu zadowalającym. Wcześniej bywała tu kilka razy moja żona, ale profil baru, kawiarni czy restauracji, jak kto woli, był nieco inny, bardziej nastawiony na dzieci. Od jakiegoś czasu w ofercie lokalu, poza warsztatami dla mam i dzieci, znalazły się także obiady i dania lunchowe.
Wnętrze jest zorganizowane dość dziwnie, bo sporą część zabiera wysoki bar, jakieś 25% lokalu to część przeznaczona dla dzieci, z zabawkami, tablicą, itd., a resztę stanowią okryte niezbyt przyjazną ceratą stoliki. W jednym kącie dzieci, w drugim warsztaty, a gdzieś pomiędzy rodzice, jedzący dania z karty. Samo menu opiera się na dwunastu różnych makaronach, codziennych lunchach za 15 zł oraz szybkich przekąskach w formie tostów i gofrów.
Zabawek jest sporo, dla dzieci w różnych przedziałach wiekowych, a w karcie znalazło się także miejsce dla dziecięcych przekąsek. Wśród nich m.in. spaghetti, makaron z kurczakiem oraz nieodłączny element – nuggetsy z frytkami.
Żona zamawia lunch dnia, ja decyduję się na jeden z makaronów oraz zupę pomidorową. Pomidorową (5 zł), która jest koszmarkiem z najczarniejszego snu. Rozmoknięty makaron, kleks śmietany i okropny, przecierowy posmak. Okrutnik pierwszej klasy. To o tyle dziwne, że dołączona do zestawu zupa ogórkowa jest kompletnym przeciwieństwem swojej koleżanki. Lekko kwaśna, mocno warzywna, świeża i przyjemna, niczym w dzieciństwie. Skąd taka różnica, tego nie wie nikt.
Zaskakująco dobrze wygląda i smakuje bifteki nadziewane serem feta. Świetne, soczyste mięso, aromaty ziołowe i wypływający ze środka, lekko tonujący wyrazistość mięsa ser. Długo można by mówić o prezentacji dania, ale ciągle z tyłu głowy należy mieć informację, że restauracja nie jest priorytetem w tym miejscu. Stanowi bardziej dodatek do wszystkich dziecięcych atrakcji. Moje penne picante (21 zł) przyjemnie smaga ostrością podniebienie, makaron ugotowany prawidłowo, a kwaskowo-słodki od pomidorów sos całkiem przyzwoity, poza jedną sprawą – dodany do dania rozmaryn zamiast występować w tle, nachalnie przebija się z aromatami iglaków na sam przód, co trochę psuje doznania.
Jak już wspomniałem wyżej, na jedzenie w Mati i Przyjaciele biorę odpowiednią poprawkę. To przede wszystkim miejsce, gdzie można wpaść na kawę i ciastko, dać wyszaleć się dzieciom, a dopiero w następnej kolejności zjeść obiad. Ja na mój gust, menu jest przedobrzone, a ilość pozycji trochę przytłacza. Wydaje mi się, że lepszym rozwiązaniem mogłyby być codziennie inne dwa zestawy lunchowe plus odpowiednio dostosowane menu dla najmłodszych. Ogólnie jednak na plus, a co cieszy najbardziej, to fakt, że nie musimy zapuszczać się koniecznie do centrum, żeby coś zjeść w czasie, kiedy młody zajmuje się sobą.
Mati i Przyjaciele
Gorlicka 2
We wrocławiu brakuje restauracju dla rodzin. Mysle o czyms takim jak w warszawie np http://www.desilva.pl/piaseczno/restauracja
https://www.facebook.com/kawazabawa/?fref=ts
https://www.facebook.com/PomponKlubokawiarnia/?fref=ts
i wiele innych.
U nas straszna bieda
W Mati plac zabaw jest zaopatrzony w brudne i stare zabawki.Wlascicielka często przychodzi z chorą córką, która kaszle i zaraża inne dzieci…:/ Tosty o zgrozo,reszty nie próbowałam