Zdradzę Wam pewien sekret, za który Beata Śniechowska – przemiła kobieta, mogłaby się na mnie lekko obrazić. Podchodzę z bardzo dużym dystansem do wszystkich kulinarnych show telewizyjnych poza TOP Chefem. Ba, nawet TOP Chef momentami bywa kabaretowy, ale to jednak konkretny poziom. MasterChef, a jeszcze bardziej Hell’s Kitchen, to jednak widowiska mające niewiele wspólnego z prawdziwą kuchnią, jakością i wiedzą. Dlatego też przed wizytą w Menu Motto, nowej restauracji zwyciężczyni drugiej edycji programu MasterChef Beaty Śniechowskiej, miałem pewne obawy. Choć gwoli ścisłości – niewielkie, bo mieliśmy okazję poznać się już wcześniej i to osoba z naprawdę wielką pasją, wiedzą i zaangażowaniem.
Menu Motto powstało w miejscu, w którym wcześniej mieściła się smutna hotelowa restauracja Melancholia, o której może i ktoś kiedyś słyszał, ale chyba nikt nie był. To kolejne miejsce tak pięknie wpisujące się w trend otwierania ciekawych restauracji zdecydowanie poza centrum miasta, bo Hubską ciężko takim nazwać. Wnętrze sprawia wrażenie przytulnego, drewniane elementy wprowadzają klasyczny, a jednocześnie, w połączeniu z czernią i bielą, nowoczesny sznyt, a znajdujące się na stolikach koszyki z owocami wprowadzają w klimat menu.
Karta przedstawia pięknie ujętą, tradycyjną polską kuchnię z nieprzesadzonymi międzynarodowymi wpływami. Bez żadnych przegięć, bez kuchni molekularnej i łupków. Klasyka, imponująca zastawa, pomysł w komponowaniu talerza, to wszystko naprawdę robi wrażenie, a za całość odpowiadają do spółki Beata Śniechowska oraz Szef Kuchni Piotr Grzyb.
Do Menu Motto wybraliśmy się z żoną i dwójką szkrabów w jedną z niedziel, niedługo po otwarciu i jednym z pierwszych zachowań obsługi po wejściu, które nam zaimponowało, było odpowiednie podejście do dzieciaków. Co prawda w restauracji nie znajdziecie kącika dla dzieci, ale Kazek szybko został kupiony przez pana kelnera, który przyniósł kolejkę z klocków DUPLO. Dla dzieci przygotowane są także specjalne dania. Zupa kalafiorowa (8 zł) to wywar, jakiego nie powstydziłaby się żadna z babć, chcących przygotować coś specjalnego dla wnuków. Cudnie lekka, warzywna, a przy tym lekko słodka zupa, łyżka za łyżką ląduje w przełyku młodego, a problemów nie sprawia nawet duża ilość koperku. Zaskakujące, ale pozytywnie są także odwrócone gołąbki z kapustą w farszu. Wytrawne, odpowiednio soczyste i z ciekawie kontrastującym lekko kwaśnym sosem.
Jeszcze przed przystawkami przychodzą do nas malutki talerzyk z cappucino z selerem oraz leciutką jak piórko gęsią. W końcu jednak przed nasze oblicza trafiają przystawki, dwie z pięciu dostępnych w menu. Pierożki z ogonem wołowym (24 zł), karmelizowaną szalotką, emulsją szczypiorkową i demi glace, to doskonale kremowe, wyraziste, słono-ostre mięso, zamknięte w pierogach z cieniutkim ciastem, wzorowanym na to z pierożków gyoza, z mąką ryżowa. Śmiało mogę powiedzieć, że to jest absolut, a połączenie tak niepopularnej części mięsa z tradycyjnymi pierogami wypada znakomicie. Nie zmieni to faktu, że bohaterem staje się także matijas z palonym ziemniakiem (22 zł), marynowanym burakiem i korzennym winegretem. Zadziwia lekkość śledzia, nieprzesadna słoność i aromatyczna paloność ziemniaka, od razu przywołująca w odmętach pamięci wiejskie ogniska u babci.
Marynowana wcześniej pierś z kaczki z szarymi kluskami, czerwoną kapustą (40 zł), to mocny kandydat na najlepiej skomponowane tradycyjne polskie danie roku. I to właśnie jest najbardziej zaskakujące. Zaskakujące oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, bo choć to tylko kaczka z warzywami i gruszką, w piękny sposób ukazuje nam polską kuchnię. Mięso pozbawione jest nieprzyjemnego, wątróbkowego posmaku, wspaniale mieni się na różowo, a przy tym zachowuje idealną sprężystość i miękkość. Ślę pokłony w stronę kuchni za kompozycję smakową – tu naprawdę wszystko gra i buczy, aromaty się balansują, a danie na długo pozostaje w pamięci. Moja żona, która po kilku wpadkach, boi się już zamawiać kaczkę w restauracjach, co chwilę pyta, kiedy wrócimy na tą z Menu Motto.
Kuchnia polska pierogami stoi, wiadomo, więc drugie danie główne wybraliśmy także pierogowe, choć z lekkim deserowym zacięciem. Pierogi z dynią i ricottą (25 zł), ubrane już klasyczne ciasto, także eksplodują różnorodnością i prawidłowym balansem. Farsz teoretycznie idzie w stronę słodyczy, ale całość sprawnie „układa” ricotta, wytrawne orzechy, kwaskowate winogrona oraz dość neutralna salsefia. Jeszcze raz przy każdym gryzie odbywa się przyjemna gra smaków i tekstur.
Na deser nie starczyło już miejsca, po prostu, zwłaszcza, że dopiliśmy po młodym jego konkretny koktajl mleczny z masłem orzechowym i wanilią. Ale spokojnie, bo wrócimy na pewno i z chęcią to opiszemy. Jedzenie w takich miejscach jak Menu Motto – funkcjonujących sprawnie od A do Z, od wejścia do wyjścia, od kelnera po Szefa Kuchni, to wielka przyjemność. Dlatego biję się w pierś i wstydzę się swoich początkowych obaw. Menu Motto pięknie łączy polską tradycję kulinarną z umiejętnością prezentacji dania oraz typową gościnnością. Niezmiernie cieszy mnie to, że takie miejsca powstają i tak dobrze karmią. Możecie tu przyprowadzić narzeczoną na randkę, klienta biznesowego, ale i na spokojnie wpaść z rodziną.
Menu Motto
Hubska 54
Mini rada: Warto może podpisywać zdjęcia, żeby móc łatwiej zidentyfikować opisywanie w tekście danie.
Ale zdjęcia idą jedno po drugim, dokładnie jak dania w opisie:)
co to jest na tym ciemnym talerzu? (3-cia fota z żarciem od góry)
„malutki talerzyk z cappucino z selerem oraz leciutką jak piórko gęsią”
To, że tekst nie był pogrubiony nie oznacza, że go nie było.