5.3 C
Wrocław
poniedziałek, 2 grudnia, 2024

Wszystko OK, ale dupy nie urywa. Jak niesprawiedliwie ocenić restaurację na przykładzie Olszewskiego 128

Długo zbierałem się do tego wpisu, zastanawiałem czy to ma w ogóle sens, czy ktoś pojmie mój tok myślenia. Mam nadzieję, że tak. Tekst przeleżał w szufladzie sporo czasu, aż w końcu postanowiłem go puścić, przyczyniło się do tego przynajmniej kilka spraw, ale o tym zaraz. Na początku nakreślę Wam w czym rzecz.

Podczas jednego z głosowań na Facebooku poprosiliście mnie, abym odwiedził restaurację Olszewskiego 128. Na długo przed tym wydarzeniem miałem już właściwie skończony post pod tytułem – Wszystko było ok, ale szału nie ma, czyli zakała polskiej gastronomii. Dopiero jednak wizyta na Olszewskiego wyjaśniła mi sporo, pozwoliła spojrzeć na nowo na kilka spraw i skłoniła do ponownego pochylenia się nad tematem, ale bardziej kompleksowo, w oparciu o konkret. Trochę chaotycznie zacząłem, ale mam nadzieję, że za chwilę zrozumiecie kontekst i takie strzelanie tematami.

Otóż było tak. Po Waszym głosowaniu umówiłem się na obiad na Olszewskiego 128 ze znajomym Szefem Kuchni, oczywiście bez żadnego zapowiadania się w restauracji. Co to, to nie. Po prostu, spotkanie towarzyskie, chęć spróbowania czegoś nowego, a także pogadania o gastronomii, a od kogo się uczyć, jeśli nie od osób ją współtworzących. Pojedliśmy, pogadaliśmy, trochę poocenialiśmy jedzenie i nasza pierwsza myśl, wspólna, była mniej więcej taka – spodziewaliśmy się więcej, choć było bardzo poprawnie. Wtedy zaświeciła mi się lampka – do jasnej cholery, dlaczego spodziewaliśmy się więcej, dlaczego skoro było ok, to mówimy, że nie było?!

Przez kulinarną Polskę przetacza się od kilku lat załamująca mnie fala gessleryzmu, znania się na wszystkim – od burgerów, przez argentyńskie steki, aż po sposób prowadzenia gastronomii. Każdy wie wszystko, każdy wie lepiej, każdy wypowiada się na dowolny temat, choć nie ma o nim zielonego pojęcia – to oczywiście kwestia, którą można zauważyć we wszystkich dziedzinach życia. Wszystko fajnie, do momentu, kiedy robimy to z głową, oceniamy rzetelnie i nie przekuwamy takiej opinii w hejt. Dobra krytyka zawsze w cenie, tylko że z pozytywną stroną krytyki od jakiegoś czasu nie mamy już do czynienia w polskiej rzeczywistości. Obecnie można zjechać każdego – od A do Z, wrzucić opinię do internetu i jeszcze zyskać poklask znajomych przyjaciół. Widzę to także w komentarzach pod moimi postami – najwięcej lajków zbierają komentarze wariatów oskarżających mnie o sprzedawanie się, brak profesjonalizmu, wiedzy czy innych plag dotykających nasz kraj. Wszystko co szokuje, choćby było najgłupszym wymysłem, sprzedaje się lepiej od rzetelnej wiedzy. Smutne to, ale prawdziwe. Do rzeczy.

Na tej samej zasadzie działa od jakiegoś czasu ocenianie restauracji, food trucków czy też barów. W formularzach ocen aż roi się od wpisów na zasadzie:

  • wszystko ok, ale dupy nie urywa – 2 gwiazdki (z nieodłącznym podpisem znajomych – „urywa dopiero rano”)
  • super obsługa, naprawdę fajne jedzenie, ale burger z kapustą, której nie lubię – 3 gwiazdki

Wychowaliśmy sobie pokolenie, dla którego dobrze oznacza za mało. Jedzenie nie może być już tylko smaczne. Ono ma wyrywać z butów, urywać dupsko i najlepiej wytrzepać po ziemi, a nie daj boże, żeby nie wyglądało pięknie na Insta. Smacznie? Phi, smacznie to je plebs, a nie jaśniepaństwo co to płaci i wymaga obiadu na białym obrusie i ze srebrną zastawą. To ta sama ekipa, dokładnie ta sama, co to zje wszystko i pstryka na kelnera, żeby w zębach przyniósł zwrot kasy za rachunek, bo ten schaboszczak był niesmaczny. Przecież jego Grażynka w domu robi lepsze.

Co gorsze, na tego typu uwagi natrafiam także na blogach, które niektórzy – niekoniecznie wtajemniczeni w gastronomię – mogą w jakiś sposób uznać za opiniotwórcze. No bo skoro pisze o jedzeniu, to na pewno się zna, wiadomo. Szala goryczy przelała się ostatnio, gdy na blogu, na którym nie odróżnia się pietruszki od kolendry, w treści „recenzji” pojawił się taki kwiatek, jeden z wielu:

  • Były smaczne, temu nie zaprzeczymy, ale tylko smaczne.

Co do cholery znaczy tylko smaczne? To jakie ma być?! Pomijając już fakt, że tego typu opinia nie mówi nic czytelnikowi, to w jakim świetle stawia Szefa Kuchni i całą ekipę, która danie wymyśliła i przygotowała? Czy my zwariowaliśmy do tego stopnia, że nie możemy pójść już do restauracji na luzie, zjeść proste danie i się nim cieszyć? Tak po prostu, bez szukania szaleństwa, wybitnych połączeń i wrażeń, po których nie będziemy mogli zasnąć do rana. Może zwyczajnie trzeba przestawić coś w myśleniu, schować głęboko w kieszeń wielkie wymagania kiedy idziemy do food trucka albo osiedlowego bistro. Nauczmy się czerpać radość z jedzenia, ale i doceniać pracę innych.

Przede wszystkim należy właśnie rozpocząć od doceniania pracy i jakości. Polemizujmy i wytykajmy ewidentne błędy, poważne braki warsztatowe, ale nie dyskutujmy z koncepcją przedstawioną nam przez Szefa Kuchni. Dlatego na talerzu pojawiają się takie produkty, a nie inne, bo taki plan miał człowiek szefujący na kuchni. Ufajmy jego wiedzy, doświadczeniu, ale i wizji. Jeśli wyda spalone danie lub niedopieczone mięso – skrytykujmy z głową, bo błędy zdarzają się każdemu, ale nie hejtujmy, bo w makaroniani są tylko makarony, a my ich nie lubimy. Nie oczekujmy w food trucku dania na poziomie fine diningu, nie krzyczmy w internecie bez sensu.

Tym sposobem dotarliśmy w końcu do Olszewskiego 128, gdzie jeszcze przed wejściem oczekiwania rosną do granic możliwości. W końcu to restauracja, której właścicielką i Szefową Kuchni jest zwyciężczyni czwartej edycji programu TOP Chef – Katarzyna Daniłowicz. Wiecie, top szef, te sprawy, buchające oczekiwania, a prawda jest taka, że Olszewskiego to restauracja z ciekawym menu, ale zdecydowanie na luzie, właściwie osiedlowa, gdzie na spokojnie możecie wpaść w t-shircie i nikt się nie obrazi.

Karta skonstruowana jest w dość ciekawy sposób, bo jedna część to przystawki i dania główne, których ceny nawet na Rynku robiłyby wrażenie, natomiast na druga stronę składają się dania – nazwijmy je – rodzinne: burgery i sałatki oraz pozycje dla dzieci.

Absolutnie świetne jest ceviche z przegrzebków (34 zł). Pięknie podane danie zaskakuje kwaskową lekkością i orzeźwieniem. Właśnie lekka kwaśność marakui wychodzi na pierwszy plan, ścigając się o palmę pierwszeństwa z delikatnym morskim aromatem. Idealną kontrę dla mięciutkich przegrzebków stanowi chips z nieco goryczkowych nasion chia. Przyjemnie zbalansowane, idealnie technicznie wykonane danie. Mój kompan spróbował tortellini z sandaczem i wędzonym węgorzem (28 zł). Ciasto było może minimalnie zbyt grube, ale sama kompozycja bardzo udana.

Konfitowana pierś i udko z kaczki (52 zł) z jabłkiem, sosem z pieczonej kaczki i jabłkowym solonym toffi okazały się do bólu poprawnie wykonanymi kawałkami mięsa, podobnie jak moja biodrówka jagnięca (62 zł) z tortellini z krabem, gdzie krab odegrał rolę marginalną. Moje pewne zastrzeżenia wynikały z dość jednowymiarowego odbioru dania, pomimo doskonałego mięsa.

No właśnie, dania w restauracji Olszewskiego 128 w większości nam smakowały. Mieliśmy pewne zastrzeżenia do wyrazistości niektórych smaków, ale nawiązując do mojego wstępu – nie wypada nie ocenić tej kuchni jako autorskiej, przygotowanej z wielką dbałością o szczegóły. Poszczególne elementy menu mogły nie przypaść do gustu naszym indywidualnym upodobaniom, ale nie mamy prawa rozpowiadać na prawo i lewo, że na Olszewskiego w sumie wszystko jest ok, ale nie urywa tyłka, bo tak po prostu nie jest. Widać, że w przygotowanie każdej pozycji z karty włożono sporo pracy – to jedno, ale nade wszystko należy docenić zarówno wysoką jakość składników, a także wzorowe ich przyrządzenie. Jakby to powiedzieli klasycy polskich internietów – niby ok, wszystko w porządku, ale brakuje urwania dupy. Osobiście odbieram to zupełnie inaczej – spędziłem wieczór w luźnej atmosferze ze znajomym, bez zadęcia, ale w towarzystwie świetnych, bezbłędnie przygotowanych składników.

Konkluzja jest jedna – Wy wszyscy, skończcie się bawić w domorosłych krytyków, próbujących wynaleźć każdy najmniejszy błąd. Zacznijcie doceniać jakość, bo ona jest warunkiem niezbędnym rozwoju, zacznijcie doceniać pracę Szefów Kuchni, a przede wszystkim – zmieńcie myślenie, niech jedzenie pozostanie przyjemną rozrywką, a nie przykrym przymusem.

Olszewskiego 128

ul. Olszewskiego 128

FB

Total 234 Votes
33

Napisz w jaki sposób możemy poprawić ten wpis

+ = Verify Human or Spambot ?

Komentarze

komentarze

Podobne artykuły

9 KOMENTARZE

  1. Meh, skoro możemy przebierać – to przebieramy ile wlezie. Osobiście nie widzę w tym nic złego: szukamy czegoś „naszego”, czegoś co idealnie spełni nasze oczekiwania. Bo może być zarówno smacznie jak i Smacznie. A internet tak trochę jest od tego, by wypowiadać się mógł każdy o wszystkim, a jeśli osoba X uzna, że opinia randomowego człowieka w sieci jest bardzo istota, to cóż… jej problem, jeśli natrafiła na idiotę, który się wypowiada, a się nie zna. Smakosz ze mnie żaden, ale przy książkach jest bardzo „podobnie” – większość na rynku to miłe czytadła, które są w porządku, ale nic więcej nie oferują. I często trudno powiedzieć o nim coś więcej, niż „przeciętniak o X, który zrobił Y. Jak kogoś to interesuje, może czytać”… podejrzewam, że w gastronomii jest bardzo podobnie, bo zawsze tych zwykłych i przeciętnych jest najwięcej.

  2. Ciekawy wpis, dziękuję za niego. Niestety pewnie niczego nie zmieni – przekona przekonanych 😉
    Ale masz rację ze dzieje się to w innych rejonach życia – zauważyłeś pewnie sam co się dzieje w polskiej scenie piwa rzemieslniczego. Juz od dłuższego czasu pokutuje syndrom 'urywania dupy”, ale nawet to już teraz nie wystarczy! Teraz jest szał poszukiwania tzw 'sztosow’ – czyli tych absolutnie najlepszych spośród 'urywajacych dupe’. Reszta jest niewarta uwagi.

    A ja bym chciał zwrócić uwagę przede wszystkim na jedno – pamiętacie jak jeszcze kilka lat temu nie było absolutnie żadnego ciekawego piwa albo miejsca gdzie dobrze zjeść? Poprzewracało się w 4 literach i teraz nie potrafimy doceniać dobrego, solidnego i powszechnego! Walczyliśmy o to, by teraz zjadać swój własny sukces.
    Zamiast poszukiwać 'sztosow’ zacznijmy doceniać to co jest chociażby najzwyczajniej dobre. A krytykujmy to, co jest faktycznie źle i tej krytyki wymaga.

    Ale tego i tak nie zrozumieją najwięksi krzykacze.

    Dzięki.

    • Tak, piwo to genialny przykład. Ludzie gonią bez opamiętania, a tak naprawdę okazuje się, że za stosunkowo niewielkie pieniądze można się napić smacznych piw.

  3. Wow. Świetny wpis. Do tej pory z takim postępowaniem kojarzył mi się Twój blog. Z przyjemnością go czytam, żeby zobaczyć nowości, ale gusta mamy z goła inne. Boję się, że cała masa krytyków opiera swoją wiedzę na Twoich wpisach. Przez co nawet nie wejdzie i nie spróbuje.
    Chciałem Ci napisać, że z wielką władzą przychodzi wielka odpowiedzialność, no i pojawiła się okazja 🙂

    Dzięki

  4. Trochę jednak chyba przesadzacie. Jak jadę do Zielonej Oliwki czy Czarnego Kura, gdzie danie główne zmieści się cenowo w 30-40 zł, to oczekuję, żeby było poprawnie. Ale jak tyle płacę za przystawkę, podobną kwotę za zupę, a 2-3 x tyle za danie główne, oczekuję jednak czegoś proporcjonalnie bardziej wyjątkowego. I takie lokale we Wrocławiu są. Olszewskiego swego czasu jednak nie zachwyciło – ot, było ok, ale było minęło. Nie wróciłam. Do tego obsługa przynajmniej wtedy była taka sobie, lokalizacja jest fatalna, nad sklepem przy osiedlowym parkingu w budynku późny Gierek… To też wpływa na odbiór dań. Rozumiem, że to nie powód, żeby dać dwie gwiazdki, ale też nie powód do pozytywnej opinii i takowej nie wystawiłam.

  5. Olszewskiego 128 to bardzo dobra restauracja ale nie wrócę tam bo nie widzę na razie takiej potrzeby. Jest za drogo na jedzenie regularnie. Na specjalne okazje jest duży wybór ciekawych miejsc,

    Całkowicie rozumiem porusozne tu opinie bo oczekiwania dotyczące tego miejsca są ogromne…

  6. To wszystko zależy, czy ocenia sie w kategorii smakosza, czy w kategorii głodnego człowieka. W pierwszej kategorii rzeczywiście opisywana restauracja jest na dość wysokim poziomie i żadne hejty tego nie zmienią…Jednak bardzo głodnemu człowiekowi bym jej nie polecał – dania bez względu na to, jak są smaczne – ale jeśli są drogie i małe, a takie są na Olszewskiego, to naprawdę trudno zaspokoić nimi większy głód

  7. Z Olszewskiego mam pewne problemy. Z jednej strony ceny bardzo już „warszawskie”. Z drugiej generalnie bardzo dobre jedzenie. Z trzeciej – niestety zdarzają się im ogromne wtopy. Np. ostatnio zjadłem tam boczek z dzika z przegrzebkami. I to była niestety porażka. Dostałem kawał boczku w burym sosie, z dorzuconym kalafiorem (z grilla) i dwoma przegrzebkami, odrobiną selera naciowego etc. plus miseczka pęczaku do tego. Nie wyglądało ładnie, a w smaku – boczek tłusty i miejscami bardzo słony, a jego intensywny smak niczym czołg zmiażdżył resztę dodatków. Nie było to niczym skontrastowane, czy złamane jakimś kwaśnym/ostrym akcentem. Za 60 zł to chyba dużo za mało. Ale jednocześnie amuse-bouche (gravlax) genialny, tatar z wołowiny z wędzonym jesiotrem znakomity, a deser choć wizualnie może średni, w smaku był znakomity (lody z palonego brązowego masła z sorbetem). I co teraz mam powiedzieć? Będę wracał, ale jednak „danie główne dupy nie urywa” :). Mam tylko nadzieję, że to po prostu wpadka jednorazowa.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Polub nas na

103,169FaniLubię
42,400ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
1,420SubskrybującySubskrybuj
Agencja Wrocławska

Ostatnie artykuły