Kilka miesięcy temu zapisałem się do najbliższej mi grupy Lokalnego Rolnika, zapoznałem się z oferowanymi produktami, ale ciągle nie mogłem się skusić, aby w końcu złożyć zamówienie. Przez ten czas próbowałem lepiej wywiedzieć się czymże ten Lokalny Rolnik jest, wypytać korzystających z ich usług znajomych oraz wyczytać jak funkcjonuje. Okazało się, że nie trafiłem na żadne negatywne opinie, raczej każda ze znanych mi osób zachwalała nie tylko produkty, ale i samą koncepcję oraz sposób dostarczania produktów. Ostatnio odezwała się do mnie jedna z koordynatorek Lokalnego Rolnika we Wrocławiu z propozycją, aby spróbować utworzyć grupę na Zakrzowie, gdzie mieszkamy. Początkowo niespecjalnie się zapaliłem do pomysłu, bo wystarczy, że brakuje mi czasu na standardowe zajęcia dnia codziennego. Kiedy jednak zgłębiłem temat, zrobiłem mały research, zaproponowałem żonie, żeby spróbowała się tym zająć, bo oferta koordynowania działalności Lokalnego Rolnika skierowana jest właśnie w pierwszej kolejności do młodych matek, wychowujących dzieci w domu.
Zanim jednak zdecydujemy się na otwarcie grupy zakupowej na Zakrzowie, wpadliśmy na pomysł, aby przetestować produkty dostępne w grupie, do której zapisaliśmy się wcześniej. W całym Wrocławiu w sumie działa już 31 podobnych grup, w każdej z nich można zamówić około 1800 sprawdzonych produktów pochodzących od lokalnych rolników, hodowców i niewielkich producentów oraz rzemieślników.
Zdecydowanie przemawia do mnie sposób zamawiania poprzez stronę LokalnyRolnik.pl. Wystarczy dołączyć do jednej z grup, najlepiej najbliższej, złożyć zamówienie do południa we wtorek, zapłacić i czekać na środowy lub czwartkowy odbiór. Odbiory następują w wyznaczonym na stałe punkcie.
Dysponując wolnym weekendem, zdecydowałem się zaprosić znajomych i zorganizować cały dzień z Lokalnym Rolnikiem. Zaplanowałem dzień, zamówiłem potrzebne produkty i po odbiorze przystąpiłem do działania.
Na wielki plus Lokalnego Rolnika działa przejrzysty interfejs strony, na której składa się zamówienia. Czytelny podział na jajka i nabiał, dania gotowe, mięso i wędliny, owoce i warzywa, wypieki oraz soki, pozwala na spokojny przegląd poszczególnych kategorii oraz dowolne filtrowanie ich ze względu na producentów.
Planując dzień, postawiłem na dwa światy – rano klasyka, na obiad trochę tex-mexowego szaleństwa, a kolacja z porządnym kopnięciem do drinka. W ten sposób, po późnej pobudce, zaserwowaliśmy sobie śniadanie w jak najbardziej standardowym zestawieniu, bez specjalnych szaleństw – chleb, twaróg, wędlina, pasztet, warzywa, smalczyk i starczy. Nie od wczoraj stawiamy na żytni chleb Farina, który tak naprawdę smakuje choćby z samym masłem wiejskim z Przetwórni Mleka Kozak. To jest masło, którego smak pamiętam z dzieciństwa – kremowe, wyraziste, a przede wszystkim będące nie tylko uzupełnieniem, ale ważną składową smaku każdej z kanapek. Hitem okazuje się jednak zwłaszcza zapiekany pasztet drobiowy, którego skubnąłem jedynie troszeczkę, bo szybko rozdysponowali go między siebie po równo – moja żona i syn.
Coraz częściej staramy się stawiać na tego typu produkty – jakościowe, bezpieczne, bez chemii i konserwantów. Takie śniadania pozwalają poczuć, że nie wszystko w tym świecie przetworzonej żywności musi być pozbawione smaku i wartości. Takie śniadania pozwalają poczuć smak, docenić pracę, jaką wkładają w produkcję tych poszczególnych rzeczy ich pomysłodawcy. Jak wszędzie jedne produkty trafiają w nasze gusta lepiej, inne mniej, ale ważne jest to, że naprawdę różnią się od tych masowych, znanych ze sklepowych półek. Za to doceniam Lokalnego Rolnika, za to doceniam sklepy takie jak Rarytasy Dolnośląskie czy Zielona Trufla.
Prawdziwą petardę przygotowałem jednak dopiero na obiad. Domowy festiwal tacos sprawił, że podczas jedzenia i komponowania kolejny zestawień smakowych bawiliśmy się doskonale. Tortille zamówiłem z warszawskiego sklepu Skład Bananów, do tego doszły oczywiste składniki w postaci gęstej śmietany, papryczek jalapeno, twardego sera, drobno siekanej cebuli z Milejowego Pola, aromatycznego guacamole, które powstało z włoskiego awokado od Gospodarstwa ekologicznego Milana Giovanni. Niekwestionowanymi faworytami wśród gości okazały się jednak dwaj główni bohaterowie – szarpany kurczak z pieczonych przez 6 godzin piersi kurczaków karmionych wyłącznie zdrowym zbożem od Arkadiusza Borowicza. Mięso spędziło tyle czasu w piecu w temperaturze 170 stopni, przez cały czas przykryte oraz w marynacie/sosie pomidorowym z cebulą, papryką, czosnkiem oraz dużą ilością wędzonej papryki, kuminu i wędzonych papryczek chipottle. Nieskromnie powiem, że wyszło genialnie. Na tyle, że ze swoim mięsem nie muszę mieć żadnych kompleksów w stosunku do wrocławskich tex-mexowych miejscówek, w których standardem jest brak wyrazistości. Podczas naszego obiadu było niezwykle wyraziście, również w przypadku dania wege, które przygotowałem głównie ze względu na moją niejedzącą mięsa siostrę. Pieczone buraki, także z Milejowego Pola, pokrojone w kostkę, połączone z ziemniakami oraz moim ukochanym kuminem, kolendrą oraz wędzoną papryką. Do przygotowania kolejnego wkładu do tacos użyłem z kolei papryki, cebuli oraz cukinii, z czego wyszła kolejna wege opcja z tex-mexowym sznytem.
Ogólnie polecam każdemu zabawę z tacos na wszelkiego rodzaju niezobowiązujących imprezach ze znajomymi czy rodziną. Każdy ma radochę z komponowania swoich placków, nowego wymiaru nabiera pojęcie wspólnego spożywania posiłków, a jednocześnie w fajny sposób można wykorzystać lokalne produkty wysokiej jakości. Ponad 50% przygotowanych przeze mnie składników pochodziło z zamówienia w Lokalnym Rolniku, tak więc można zrobić tex-mex w nieco bardziej polskim wydaniu.
Pomimo, że wyżerka była niczego sobie, na zakończenie dnia zaaplikowałem gościom jeszcze streetfoodowe kanapki z wieprzowiną, a konkretnie z cudownie delikatną, ziołową polędwicą z Tradycyjnego Jadła. Smak wzmocniłem jeszcze pieczonym wcześniej burakiem, pomidorem, jalapeno i sosem na bazie śmietany i czosnku. Może nie był to szczyt wymyślności, ale smak rekompensował dobór poszczególnych składników w nieco partyzancki sposób.
W taki sposób spędziliśmy cały dzień z produktami pochodzącymi z zamówienia poprzez grupę LokalnyRolnik.pl w Dobrzykowicach. Podoba mi się klimat tego przedsięwzięcia, rozmach, ale i taka w gruncie rzeczy rodzinna atmosfera panująca pośród członków danej grupy. Na przestrzeni działalności wytwarza się swoista społeczność, polecająca sobie wzajemnie dostawców, konkretne produkty, ocenia ich jakość. Mam nadzieję, że udało mi się także pokazać Wam, że lokalna czy ekologiczna żywność nie musi wcale wiązać się z nudnym jedzeniem. Poszczególne produkty można zaaranżować w ciekawy sposób podczas domowych posiłków, sprawiając radość sobie, rodzinie oraz gościom. Jedno jest pewne – do mnie pomysł na Lokalnego Rolnika przemawia, podobnie jak jakość oferowanych produktów. Kompletnie nie przerażają mnie natomiast ceny. Owszem, wyższe od tych standardowych, ale pozwalające na pochylenie się nad chwilę nad kwestią kosztów produkcji wartościowych warzyw, nabiału czy mięsa.
Lokalny Rolnik
Jeśli bylibyście zainteresowani, aby otworzyć własną grupę i zostać jej koordynatorem, więcej informacji znajdziecie w tym miejscu.
Człowieku ile ty miesięcznie wydajesz na żarcie????
Sporo
Napisz ile, wiele się wyjaśni. Odnoszę wrażenie, że z 95 % gospodarstw domowych w tym kraju ma mniejsze budżety aniżeli Ty wydajesz na jedzenie, te zjedzone w domu i w knajpach. I łatwiej będzie zrozumieć Twoje zachwyty w wielu wpisach nad bardzo drogim jedzeniem.
Wiesz, wybacz, ale po pierwsze – nie liczę tego, bo i po co. Po drugie – nie zaglądam nikomu do portfela, więc tym bardziej nie rozumiem, dlaczego miałbym się z tego komuś tłumaczyć. I nie za bardzo rozumiem do czego pijesz z tymi zachwytami.
jeżeli kogoś stać to czemu miałby sobie na takie rzeczy nie pozwalać? wszak pojawiają sie na stronie i opisy „studenckich” miejscówek 🙂
Cześć,
gdzie zaopatrujesz się w kolendrę?
Teraz kupiłem w Składzie Bananów – tajską, ale standardowo, na szybko, to w Selgrosie.
Dziękuję 🙂
Widzę, że ogólnie jest teraz taka tendencja do otwierania tego typu sklepów; np. ostatnio wyhaczyłem w Google Maps sklep „Świeże na talerze” – słyszałeś może coś o nich, Piotrze?
Tak, nawet sprawdzałem i mają sporo ciekawych produktów. Na pewno do sprawdzenia.