Moja historia spotkań z sushi nie wiąże się jedynie z przyjemnościami. Długo nie dawałem się przekonać do fenomenu japońskiego przysmaku, a już na pewno kompletnie przespałem moment największego boomu na sushi bary, przebijającego nawet ten burgerowy w samym szczycie. Może właśnie dzięki temu od niedawna odkrywam sushi na nowo, z wielką przyjemnością, doceniając podejście do produktu, jakości i oryginalne traktowanie kwestii zawijania rolek. W ramach testów do zbliżającego się rankingu najlepszych sushi barów, zdecydowałem się na sprawdzenie oferty ustawianego od lat w czołówce ulubionych sushi miejscówek wrocławian – Szajnochy 11.
Wcześniej było mi dane odwiedzić uznaną restaurację pond rok wcześniej i próbowane wtedy jedzenie ustawiłem dość wysoko na liście ulubionych, natomiast wrażenie zrobiły na mnie dania główne, przygotowywane jeszcze wtedy przez znanego z Food Think Tank i Restauracji Jasna Tomasza Hartmana. Od tego czasu na Szajnochy zaszły pewne zmiany, ale nie zmieniło się jedno – tłumy mieszkańców stolicy Dolnego Śląska walą tu drzwiami i oknami każdego dnia.
Jako że brak czasu daje mi się ostatnio coraz mocniej we znaki, zamawianie jedzenia z dowozem okazuje się być jednym z lepszych rozwiązań, zwłaszcza, że Wooopit ciągle poszerza listę dostępnych restauracji o naprawdę ciekawe miejsca. Szajnochy 11 to jedno z nich, ale przecież wcześniej potestowaliśmy już jakość dowozu w 30 minut, bo tyle obiecuje Wooopit, jedząc m.in lody z Krasnolóda, krewetki ze Shrimp House czy sushi z KOI. Także i tym razem udało się kurierowi nie tyle zmieścić w określonym czasie, ale zdążyć załatwić sprawę w 45 minut razem z czasem przygotowania rolek, co należy uznać za wyniki wysoce zadowalający.
Cieszy mnie fakt, że jedzenie na dowóz przestaje się kojarzyć jednoznacznie z wyschniętą pizzą, zapiekanym makaronem z folii aluminiowej czy „chińskimi” daniami najniższej jakości. Fajnie w tej materii sprawdzają się na pewno dania indyjskie, sushi również wydaje się być wdzięcznym tematem dowozu.
Menu w Szajnochy, poza standardami, nieco wybija się swoimi propozycjami poza utarte schematy, co w sushi, obok jakościowego produktu ustawiam dość wysoko w hierarchii ważności poszczególnych składowych. Decydujemy się na cztery rodzaje po sześć sztuk. Rachunek wychodzi 125 zł, opłacamy bezpośrednio w aplikacji Wooopit i czekamy.
Rolka z tatarem z przegrzeboków w tempurze i z pokrojonym cieniutko porem na górze to jedna z lepszych rzeczy, jakie miałem okazję jeść w życiu w odniesieniu do sushi. Naprawdę duża klasa, grubo krojone Małże Św. Jakuba dają o sobie znać charakterystycznym smakiem i aromatem, a tempura jak to tempura podbija doznania. Z kolei Uramaki Kegon to wzorowe połączenie kremowych: łososia i awokado z grillowanym w glazurze kabayaki węgorzem. Dobra rzecz, dobra rzecz. Delikatny, soczysty i delikatnie słodki węgorz przeistacza te rolki w prawdziwą symfonię smaków i powoduje smutek w momencie przełykania ostatniej z nich.
Futomaki tuńczyk to klasyka w udanym wydaniu. Nieprzesadna ilość dobrze sprawionego, odpowiednio twardego ryżu i solidna, niczego sobie porcja tuńczyka, występującego tym razem z rzepą, tykwą i sałata. Całość kończy kremowa, delikatna pasta z awokado. Tuńczyk jest w ogóle moim ulubionym kompanem w sushi. Konkretny, a przy tym miękki, wyrazisty i sprawiający wielką przyjemność. Za to w Uramaki gold pierwsze skrzypce gra łosoś. W tym wypadku miałem delikatne zastrzeżenia względem kleistości ryżu. Rolki wydały mi się trochę niestarannie skręcone, przez co sprawiały pewne problemu przy konsumowaniu ich pałeczkami. Smakowo bez zarzutów, a łosoś w środku i na zewnątrz przypadł do gustu zwłaszcza mojej żonie, lubującej się w połączeniach ryby z rybą.
Szajnochy utrzymuje poziom, wysoki poziom sprzed lat, sushimasterzy kręcą rolki powyżej przeciętnej, a co ważne, nie ograniczają się jedynie do oklepanych łososia i tuńczyka. W poszczególnych pozycjach znalazło się miejsce m.in. dla ośmiornicy, kalmarów czy przegrzebków, które podbiły moje serce. To cieszy i pokazuje, że sushi nie musi być nudne, nie musi trącić banałem. Szajnochy 11 w moim osobistym rankingu nie przeskakuje ulubionego YEMSETU, ale lokuje się na wysokim miejscu.