Pamiętam, że pierwszy raz z Bubble Waffles, czy też z polska gofrożkami, spotkałem się przy okazji rozmowy z Maćkiem Blatkiewiczem z blogu maciej.je. Od początku zastanawiał mnie fenomen tego słodkiego wynalazku, bo owszem, może wygląda dość okazale, ale czy może smakować?
Historia wtedy jeszcze nie pornfoodowych zawijanych gofrów rozpoczyna się jakieś 60 lat wcześniej w Hongkongu, gdzie najpopularniejszymi dodatkami były kokosy, czekolada czy truskawki. Do ich popularności przyczynił się jednak transfer do Stanów Zjednoczonych, gdzie zyskały dodatkowego sznytu. To właśnie Amerykanie wpadli na pomysł, aby kulkowe gofry dodatkowo zawinąć w rożek, dorzucić lody, bitą śmietanę i ogólnie jak największą ilość cukru. Od około dwóch lat bąbelkowe gofry robią furorę na polskim Instagramie oraz w większych miastach.
We Wrocławiu jako pierwsza do swojej oferty wprowadziła je lodziarnia Balduno, a w połowie października dedykowany gofrożkom lokal otworzyli ludzie odpowiedzialni za projekt Bubble Waffles Cafe, który umiejscowił się dokładnie tam, gdzie przez trzy lata znajdowała się burgerownia Rock Burger. Nigdy nie fascynowały mnie tego typu deserowe przegięcia w amerykańskim stylu, tym bardziej, że jeśli chodzi o słodycze, nie należę do najbardziej wymagających osobników. Dobra krówka czy Michałki w zupełności mi wystarczają. Dlatego też rzadko zamawiam desery w restauracjach, choć akurat w tym wypadku jednym z powodów jest fakt ich braku oryginalności w wielu przybytkach.
Właściwie do momentu przekroczenia progu Bubble Waffle Cafe byłem przekonany, że nikt za żadne skarby nie przekona mnie do przetestowania takich specjałów. Trafiłem jednak na własną chwilę słabości, wspieraną chęcią sprawdzenia gdzie leży fenomen bąbelkowych wafli, używając już piątego chyba określenia.
W menu Bubble Waffle Cafe przy Szewskiej znajduje się kilka opcji, w tym m.in. z Oreo, orzechami czy na cieście korzennym. Wybieram opcję numer jeden w cenie 16 zł. Co ważne, wypiekane na cieście ptysiowym gofry przygotowywane są na bieżąco, pod konkretne zamówienie klienta, dzięki czemu samo ciasto trafia w moje ręce jeszcze ciepłe i chrupiące.
Rożek uzupełniony, a właściwie wypełniony jest nutellą, bitą śmietaną, lodami, owocowym sosem i na dokładkę kilkoma ciastkami oreo. Rozumiecie? Nutella, lody, bita śmietana i oreo w jednym miejscu, w jednym momencie, bynajmniej nie w homeopatycznych ilościach. Słodkość goni słodkość, a to wszystko pogania wszechogarniająca słodycz. Ile to może mieć kalorii? Obstawiałbym coś w okolicach tysiąca. Jak długo zajmie nam spalenie takiej ilości? Wymiennie – ponad godzina żwawego biegu, cztery godziny spacerowania, dwie godziny pływania albo…. 8 godzin odkurzania.
Najważniejsze pytanie na koniec – czy warto? Często mówię, że jestem uzależniony od słodyczy, ciężko mi obejść się choćby bez jednego batonika czy kilku cukierków dziennie, taka słabostka. Ale bubble waffle to dla mnie abstrakcja. Abstrakcyjna ilość cukru na każdy gram tak ukochanego przez instagramowiczów foodpornu. Jeśli ktoś z Was dał radę zjeść całość, proszę o instrukcję jak to zrobić. Ja po kilku łyżeczkach bitej śmietany, połowie gałki loda, jednym oreo i nadgryzieniu wafla, zostałem zmuszony do odpuszczenia. No nie da się, w żadnym wypadku.
Walory smakowe? Cenię sobie desery zbalansowane, cytrusowe, wytrawne, ale na pewno nie przesadnie słodkie. Nie chciałbym, żebyście mnie źle zrozumieli, ja w żadnym wypadku nie chciałbym krytykować tego konkretnego punktu na Szewskiej. Dla mnie sama koncepcja przerasta wyobrażenie o słodyczach. Co za dużo, to niezdrowo. To przysłowie opisuje gofry bąbelkowe lepiej, niż tysiąc słów. W światku piwnym o piwach, które mają zbyt słodki charakter, mówi się #TeamSłodyczka. O tych przesadzonych natomiast #TeamCukrzyca. Do gofrożków wybieram to drugie określenie.
Bubble Waffle Cafe
Szewska 27