Karp na wigilijnym stole to rzecz oczywista jak śnieg w zimie, deszcz nad polskim morzem w lecie czy strzelający gole Robert Lewandowski. Oczywista naturalnie gdzieś tak mniej więcej od 1947 roku, kiedy władze komunistycznej Polski szukały alternatywy dla ryb morskich, których niedobór spowodowany był m.in. wyniszczeniem morskiej floty w trakcie wojny. Tych kilkadziesiąt lat w pełni wystarczyło, aby przestawić myślenie Polaków z: może karp na wigilię, na: Wigilia bez karpia, to nie Wigilia. Kiedy jednak podpytacie wśród swoich znajomych o sympatię do karpia, obstawiam, że grubo ponad połowa z nich powie – nie lubię, jadam tylko raz do roku, bo taka jest tradycja. Ja od kilku lat staram się z tej tradycji wyłamywać, a w tym roku gremialnie całą rodziną postanowiliśmy zrobić wigilię tematyczną, z owocami morza w roli głównej. Oczywiście, będą pierogi, będzie barszcz, będzie kapusta z grzybami, ale nie będzie karpia w tradycyjnym wydaniu oraz ryby po grecku, co to jak wszyscy wiedzą, z Grecją ma tyle wspólnego, co pierogi ruskie z Rosją. Do napisania tego tekstu, do którego zbierałem się już rok wcześniej, natchnęła mnie paczuszka, która niespodziewanie pojawiła się pod moimi drzwiami wraz z kurierem, podesłana przez opisywany ostatnio bar Seafood Bar&Market na ulicy Św. Mikołaja. Miły prezent, dziękuję serdecznie. W ich mini markecie można kupić na miejscu dostarczane dwa razy w tygodniu świeże ryby i owoce morza w cenach więcej, niż przystępnych. Ja wiem, że w piątek zawitam, aby przechwycić coś z nowej dostawy. Czym więc zastąpimy w tym roku karpia?
Makrela
Jeśli myślicie o wersji wędzonej, to owszem, też ją lubię, ale w zastępstwie karpia wystąpi makrela świeża, usmażona w całości lub po wyfiletowaniu. Wielbię jej smak, bo jako jedna z niewielu ryb nie jest nijaka, pięknie pachnie, posiada dość tłuste mięso, a przy tym mnóstwo tak mile widzianych nienasyconych kwasów omega-6 oraz omega-3. Z czym ją łączyć? Na pewno sprawdzi się tradycyjny świątecznych chrzan, rozmaryn, burak i cytryna w roli dodatków, a także niezawodna oliwa i czosnek. Bez zbędnej filozofii, aby jak najwięcej wyciągnąć ze smaku makreli.
Krewetki
W tym wypadku argentyńskie, bardziej czerwone, mniej morskie w smaku, o maślanej teksturze. Tradycja sprawdza się najlepiej – czosnek, dużo czosnku, pietruszka, sól, pieprz, trochę chili i patelnia. Dla osób niespecjalnie dbających o obwód w pasie, wskazana jest śmietanka i kilka pomidorów. Tylko pamiętajcie, to nie kotlet schabowy, krewety smaży się tylko chwilę.
Łosoś
Wielkim fanem nie jestem, ale rodzina się upiera. W tym roku na stół wjedzie łosoś szkocki, z certyfikatem Label Rouge przyznawany przez francuskie Ministerstwo Rolnictwa. O łososiu krążą dość sprzeczne opinie, na pewno należy wystrzegać się jego bałtyckiej wersji. Podejrzewam, że nie będziemy się na nim specjalnie skupiać i trafi do nagrzanego pieca z cytryną, posiekaną cebulą, koperkiem, sokiem z cytryny i śmietanką do szybkiego zapieczenia i wyląduje w tej prostej formie na stole.
Ostrygi
Napiszecie zaraz, że wymyślam, stałem się burżujem i już totalnie mi odbiło. No cóż, ostrygi należą do najciekawszych i najbardziej intrygujących owoców morza, a już na pewno nie są najdroższe. 6-7 zł za sztukę w rozmiarze II, to niezła opcja, nawet w formie ciekawostki i odprężenia już po przejedzeniu tego wszystkiego, od czego wigilijny stół zazwyczaj się ugina. Ostrygi, dobre winko, trochę lodu, a do tego cytryna z szalotką, kropla octu winnego i choćby kolendra. Uwierzcie, zaskoczycie rodzinę, a jednocześnie zachwycicie, proponując takie rozwiązanie. Istnieje duża szansa, że wujek Zbyszek i ciocia Krystyna nigdy ich nie jedli i mocno zaplusujecie. Na co zwrócić uwagę podczas zakupów? Ważne, żeby w sklepie znajdowały się na lodzie, nie były otwarte, a w środku znajdowała się utrzymująca ostrygę przy życiu woda. Jak wspomniałem, dobrze zabrać się za ich otwieranie już po głównej wieczerzy, bo sam proces umiejętnego rozłupania muszli może trochę zająć.
Przegrzebki
Małże Świętego Jakuba inaczej, bo i z takim nazewnictwem możecie się spotkać, to podobnie jak wspomniane wyżej ostrygi, jeden z największych przysmaków i rarytasów kulinarnych na świecie. Próbując je porównać do produktu ze świata mięsnego, to taka polędwica wołowa, z którą trzeba się odpowiednio obchodzić. Myślę, że zaserwuję je w dość prosty sposób i nie będę bawił się w popularne ostatnio połączenie z kaszanką. Oliwa, cytryna, czosnek, chwila smażenia z jednej i drugiej strony plus może jakiś lekki dodatek w postaci pomidorków. Radocha z ich jedzenia jest ogromna, tylko proszę, że smażcie ich 15 minut.
Wędzony karp
A jednak! Jest i on, karp we własnej osobie, wprost z milickiej ziemi. Wersja wędzona rozbija bank, imponuje dymnym posmakiem, połączonym z maślaną, tłustą teksturą samej ryby. Spróbujcie takiej wersji, a na pewno się nie zawiedziecie.
„Radocha z ich jedzenia jest ogromna, tylko proszę, że smażcie ich 15 minut.”
Znaczy, że kogo ich?
schabowego też smaży się tylko chwilę, żeby był miękki i soczysty, a nie jak podeszwa! 🙂