Na początek odrobina historii. Zaspa to dziś ogromna dzielnica sypialnia Gdańska, będąca aktywnym świadkiem współczesnej historii naszego kraju. To właśnie tutaj mieściło się centrum solidarnościowej opozycji, to tutaj mieszkał Lech Wałęsa, a moi teściowie we własnym mieszkaniu ukrywali Bogdana Borusewicza. W końcu w 1987 roku na Zaspie mszę świętą odprawił Jan Paweł II. Wspomniałem tylko o wycinku z całości, ale Zaspa to spory kawałek historii. Obecnie to miejsce, w którym zamieszkuje kilkadziesiąt tysięcy osób, w tym w klatce obok byłego mieszkania bohatera Solidarności i byłego prezydenta, dziadek mojej żony. Właśnie do niego skierowaliśmy pierwsze kroki po przyjeździe na święta, a jako że wyjeżdżając trochę zgłodnieliśmy, przekopałem przepastne listy, na których zapisane mam godne odwiedzenia lokale w Trójmieście i wyszło, że tuż obok, na ulicy Hynka mieści się tex-mexowy bar Suavemente.
Gdybyście mieli tu trafić bez polecenia, obstawiam, że dziewięć na dziesięć osób nie dałoby Suavemente szansy. W sumie wcale się nie dziwię, bo ten niewielki lokal mieści się w czymś na podobieństwo baraku, tuż obok kebabu i sklepu monopolowego, nieco na uboczu innych zabudowań. Za to już w środku na dzień dobry uderza optymistyczna mieszanka jaskrawych kolorów, otwarta kuchnia, trochę ściśniętych stolików i bar. Wewnątrz jest gwarno, zwłaszcza kiedy zapełniły się wszystkie stoliki, co trudne nie było, bo i jest ich niewiele. Przy okazji okazało się, że mieliśmy mnóstwo szczęścia, przychodząc niedługo po otwarciu bez rezerwacji, bo pół godziny później cięzko było wcisnąć szpilkę.
Menu podzielono na dwa główne działy – bistro i streetfood. Cieszy, że udało się uniknąć wszechobecnego w tex-mexowych miejscówkach banału. Nikt nie ogranicza się tu do trzech wkładów stosowanych zamiennie do burrito i taco, widać sporo improwizacji, ale i prawdziwie meksykańskich inspiracji. Pierwsza opcja, nawiązująca bardziej do standardów restauracyjnych, aniżeli ulicznego jedzenia, wygląda interesująco. Zwłaszcza biorąc pod uwagę znajdujące się w mini szafie do sezonowania steki. Weszliśmy jednak w uliczną tematykę, chcąc przekonać się najpierw jak kuchnia czuje się w tych klimatach.
Chicarrones con frijoles (14 zł) to nic innego, jak doskonale znana w Ameryce Południowej przystawka, składająca się ze smażonych w głębokim tłuszczu chrupek wykonanych ze skwarków, podawanych z dodatkiem smażonej fasoli oraz pikli. Ciekawostka, ale smaczna, frapująca i przynajmniej dla mojej żony przyjemna do momentu poznania dokładnego pochodzenia tychże chrupek. Specjalne taco rybne (20 zł) z sałatką coleslaw, śmietaną i dużą ilością kolendry. Rozmawiałem ostatnio z właścicielem jednego z wrocławskich barów tex-mexowych o braku rybnych taco w menu. W odpowiedzi usłyszałem, że ludzie wolą mięso. Jak widać, wystarczy wykonać taki produkt na odpowiednim poziomie, żeby smakował, a goście zamawiali go równie często, jak opcje mięsne. Soczysta ryba, chrupiąca panierka, delikatna tortilla i konkretna, krucha kapusta. Nasz Kazik, chętnie przyglądający się pracy kucharzy za barem, wybrał swoją ukochaną kukurydzę. Tym razem Elotes, czyli w formie grillowanej z dodatkiem kremowego sosu z dodatkiem chili. Buzie uśmiechały się nam także przy każdym gryzie burrito z wołowiną barbacoa. Normalnie duża opcja kosztuje 30 zł, ale trafiliśmy na promocję, dzięki której otrzymaliśmy sporej wielkości zawiniątko za 24 zł. Wewnątrz znalazły się tylko ryż, sałata, guacamole, mnóstwo szarpanej wołowiny i dużo kolendry. Świetna rzecz, sycąca i niesamowicie aromatyczna. Pasuje mi zastosowany w burrito balans smakowy, pasuje mi nieprzesadna ilość wypełniacza w postaci ryżu i odpowiada mi orzeźwienie płynące od kolendry.
Tex-mex zdecydowanie należy do moich ulubionych rodzajów kuchni na świecie. Za co go lubię? Za miks smaków, eksplozję ostrości i orzeźwienia, sposób podania i optymistyczne kolory. To wszystko znalazłem w tym niewielkim barze na gdańskiej zaspie. Na pewno wrócę na dania z drugiego menu. Suavemente, dzięki za radość z jedzenia.
Suavemente
Hynka 57, Gdańsk