We Wrocławiu mamy NANAN, ale jeszcze na długo przed otwarcie NANAN, w Gdańsku powstała marka UMAM. Nawet nazwy jakoś dziwnie podobne sobie, podobnie jak specjalizacja obu miejsc. W UMAM byli przede mną już chyba wszyscy, a ja dziwnym trafem nie potrafiłem trafić tutaj, choć w Trójmieście bywam kilka razy do roku. W końcu jednak przy okazji dłuższego pobytu u teściów w okresie świąteczno-noworocznym, wybraliśmy się z żoną i dzieciakami na niepozorne osiedle z niskimi domkami przy ulicy Hemara. Miejsce nazywane przez miejscowych Garnizonem znajduje się na uboczu i absolutnie ciężko byłoby spodziewać się, że akurat tutaj mieści się – można to śmiało powiedzieć – najlepsza cukiernia w Polsce. Gdybym miał porównać to do stolicy Dolnego Śląska, to tak, jakby NANAN nie mieściło się niemal w Rynku, a gdzieś pośród domków na Oporowie.
Wrażenie robi współgrające z podawanymi w lokalu deserami, estetyczne wnętrze. W środku dominuje biel połączona z pstrokatymi dodatkami oraz wystawną lada chłodniczą, na której znajdują się wspomniane specjały. Tak, specjały to odpowiednie słowo, bo aby tworzyć takie cudeńka, wymagany jest specjalny talent.
Kilka razy w dyskusjach na temat mono deserów pod moimi postami spotkałem się z opiniami typu: phi, to jakieś wymysły dla bogaczy. Ja, ja mam się najeść takim małym badziewiem? No więc pragnę Was poinformować drodzy Państwo, że jedna porcja takiego deseru na osobę, to opcja optymalna, wręcz przesadna. My wzięliśmy po dwa na głowę, co zakończyło się – jak zawsze – przesadnym obżarstwem. Z drugiej jednak strony, jak tu nie jeść, kiedy powiedzenie „je się oczami” nabiera nowego, niezwykle dosłownego znaczenia.
Fascynuje mnie niezwykle skondensowany smak kolejnych deserów, absolutnie wyzbyty nadmiernej słodyczy, co wielu zarzuca tym dziełom artystów sztuki cukierniczej. Kazik, miłośnik wszelkich słodkości, zdecydował się na brownie nazwane tartą czekoladową (12 zł). Do tej pory nie mogę zapomnieć tego smaku, mocno czekoladowego, ale nie idącego w stronę zamulającej słodyczy, a lekkości i wytrawności gorzkiej czekolady. Moim absolutnym hitem jest mango marakuja (12 zł), a to zarówno ze względu na doskonałe wykonanie, jak i delikatną kwaśność, dochodzącą do głosu przy każdym łapczywym gryźnięciu. Łapczywym, bo wzajemnie wyrywamy sobie kolejne porcje, chcąc spróbować jak najwięcej. Sprawnie łączy się tu słodycz z przyjemnie cierpkim marakujowym posmakiem, a także chrupiącą podstawą. Biała czekolada z maliną wygląda tak pięknie, że przed długi czas zastanawiam się czy jestem godzien, aby naruszyć tę sprawnie skomponowaną kompozycję. W tym wypadku zmysły otrzymują uderzenie czekolady, białej czekolady i wszystkiego, co się z nią kojarzy w najlepszym tego słowa znaczeniu – gładkość, kremowa słodycz, a do tego owocowa kwaskowość malin. Teoretycznie najbardziej klasycznym deserem jest znane wszystkim tiramisu, ale i jego forma mocno zaskakuje, a całość przykryta jest puszystą bezą. Ten przykład pokazuje, jak ważną rolę odgrywa różnorodność tekstur. Słodycz idealnie przełamuje również świecące się ciastko z rokitnikiem, pokazując, że ten dodatek idealnie współgra z deserami.
Powiedzmy sobie otwarcie – możecie pisać o wyższości klasycznego sernika na nowoczesną formą cukiernictwa, ale UMAM robi to tak dobrze, że na długi czas jesteście w stanie zapomnieć o serniku, karpatce i tym podobnych specjałach. Wrażenie robi nie tylko dopracowany w najmniejszych szczegółach wygląd, ale także połączenie niezwykłej estetyki i smaku. Słodkie umami? Jak najbardziej i nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie widzicie w takiej formie nic interesującego, wpadnijcie na jeden deser będąc w Gdańsku, choćby dla zaspokojenia ciekawości. Gwarantuję Wam, że bardzo szybko wrócicie.
UMAM
Hemara 1, Gdańsk