Za każdym razem, kiedy wpadają do nas znajomi z Niemiec, w niedzielny, zazwyczaj kacowy poranek wybieramy się na śniadanie poza domem. Pośród propozycji standardowo pojawiają się zazwyczaj Dinette, Central Cafe czy w kontakcie, a więc dość przewidywalne pomysły. Podejrzewając, że w pierwszą wolną od handlu niedzielę naród polski rzuci się na wszelaką gastronomię z niespotykaną dotychczas częstotliwością, zdecydowaliśmy się tym razem na niedawno otwarte miejsce z dala od ścisłego centrum miasta. Masłomaślane jest malutkim bistro na parterze jednego z budynków osiedla Angel River na wrocławskim Przedmieściu Oławskim.
Trafiamy akurat na weekend otwarcia, kiedy to do każdego zamówienia dodawany jest gin z tonikiem. Delikatny, wytrawny drink o dziesiątej? To zawsze dobry pomysł w niedzielę rano. Jeśli bralibyśmy nazwę dosłownie, należałoby spodziewać się w menu potraw o maślanej charakterystyce, ale rzeczywistość nie do końca oddaje taki stan rzeczy. Ot, do karty trafiła jedna pozycja z masłem w roli głównej, pozostałe to śniadaniowe klasyki, dość dobrze znane z innych wrocławskich lokali.
Duży plusik stawiam przy godzinach otwarcia. 7:30 to pora, w której szukam porannego posiłku w mieście i cieszy fakt, że coraz więcej śniadaniowni i kawiarni o tej godzinie rozpoczyna swoją działalność. W tym miejscu wspomnieć muszę jednak również o ogromnym minusie. Otóż Masłomaślane znajduje się na zamkniętym osiedlu tuż za szlabanem i jeśli nie jesteście jego mieszkańcami, możecie pomarzyć o wjechaniu do środka, a najbliższy parking znajduje się pewnie kilkaset metrów dalej. W weekend ta zasada nie obowiązuje, bo akurat wtedy otwarty dla zwykłego Kowalskiego jest parking nieodległego Urzędu Marszałkowskiego.
Pasuje mi wnętrze – jasne, przeszklone, z dość sporą ilością stolików i co ważne dla nas, z kącikiem dla dzieciaków. To niewątpliwie jedno z tych miejsc, po wejściu do którego już w pierwszej chwili wiesz – tu będzie przyjemnie. I jest, a na dokładkę całkiem nieźle karmią.
Na pierwszy ogień, obok wspomnianego ginu, wchodzą smoothies – jedno z bananem, drugie z gruszką i pietruszką, a także kawa. Niemal równolegle na stole pojawia się Masło Maślane (13 zł), a więc zestaw dwóch przygotowywanych na miejscu masełek z chlebem, który jak żywo przypomina mi pieczywo od Krajewskich z Nadodrza. Mój błąd, bo nie dopytałem czy masła wykonywane są na miejscu od zera czy tylko mieszane z konkretnymi dodatkami, ale obstawiam bramkę numer dwa. Przyznam, że ani opcja z czosnkiem, ani z tymiankiem nie wzbudziła w nas wielkiego entuzjazmu. Może pomysłem byłoby wykorzystanie w tym celu różnych rodzajów pieczywa?
Tost francuski (14 zł), czyli dwie kromki podsmażonej chałki z konfiturą, domowym masłem orzechowym, śmietaną i owocami. Truskawki trafiły tu chyba trochę na siłę, bo najlepszy dla nich okres dopiero ma nadejść, ale wygląda to dobrze, a dziewczyny wydawały się być ukontentowane. Gutek otrzymał kremową jajecznicę (14 zł) z pomidorkami oraz serem grana padano, a więc w wersji bardzo zbliżonej do tej, którą preferujemy w domu i rzeczywiście bardzo przypadła do gustu najmłodszemu z biesiadników.
Przyznam, że z całego menu najbardziej zainteresowały mnie bajgle. Mój z łososiem (18 zł) to swego rodzaju standard, ale nie dość, że świetnie wyglądający, to jeszcze przyjemnie odświeżający z rana za sprawą składników – twarogu, ogórka, podwędzonego łososia, nieodłącznego w tym wypadku koperku oraz sałaty, wśród której pojawiła się niespecjalnie lubiana przeze mnie rukola, ale ze względu na udaną całość postanowiłem przełknąć tę – nomen omen – gorzką rzeczywistość. Na kolana powala jednoczesna miękkość wewnętrznej części bajgla, połączona z niesamowicie chrupiącą skórką. Takie bajgle kupuję w ciemno. Bajgiel z rostbefem (18 zł) to wersja z gotowaną wołowiną, która pewnie gdyby była jeszcze bardziej delikatna, nikt nie mógłby się obrazić, ale idealnie spełnia swoją śniadaniową rolę, pozostawiając dobry smak na resztę dnia. Do skrojonego w cienkie plastry rostbefu dodano jeszcze pikle, sos musztardowy oraz sałatę, a kolejny raz samo pieczywo wykonuje doskonałą robotę.
Do Masłomaślane jechaliśmy totalnie w ciemno, bez wielkich oczekiwań, ale z nadzieją na przyzwoite śniadanie. I ta kawiarnio-śniadaniownia, choć z tego co przyuważyłem, w karcie pojawiają się także lunche, spełniła swe zadanie w 100%, a wręcz pozytywnie nas zaskoczyła. Miła obsługa, niezłe śniadania, optymistyczne wnętrze, a więc właściwie wszystko, czego potrzeba mi z samego rana. Ode mnie spory plusik.
Masłomaślane
Walońska 7