Osobiście znam ze cztery osoby, które w życiu nie zamówiły żadnego jedzenia na dowóz, choć to tylko przypadki potwierdzające regułę, wedle której rynek delivery w Polsce rozwija się w ekspresowym tempie, a duża część Polaków faktycznie korzysta z usług firm pośredniczących w dowozie jedzenia z restauracji. Wedle niektórych badań, to nawet 50% Polaków, czyli robiąca wrażenie liczba. Stąd choćby pojawiające się co i rusz na samym wrocławskim rynku nowe firmy dowozowe.
Jednocześnie dowóz jedzenia wzbudza coraz więcej emocji wśród samych klientów i to z kilku względów. Co i rusz trafiam w internecie na mało pochlebne opinie na temat dostarczanego jedzenia i oczywiście pomijając jakieś ewidentne wpadki stojące po stronie restauracji czy też portali oferujących usługi dowozu, bardzo często, to komentarze pozbawione zdrowego rozsądku, pisane pod wpływem emocji i bez zastanowienia. Przyznaję, że długo myślałem o tym tekście, ale w końcu stwierdziłem, że muszę stanąć w obronie restauracji, bo wiele z nich cierpi ze względu na niesprawiedliwe, niemające nic wspólnego z rzeczywistością oceny.
TA DOSTAWA JEST ZA DROGA!
„Phi, ja mam płacić za dostawę? Przecież ta druga pizzeria ma dostawę gratis.” Bardzo często pojawia się argument na temat płacenia za dostawę. To ja chciałbym odwrócić pytanie – czy Wy świadczycie usługi we własnych firmach za darmo? Dostawa to usługa, do której trzeba kupić auto/skuter, zatrudnić pracownika, zapłacić mu i opłacić podatki. Czasami też zepsuje się to auto lub skuter, a jak pewnie wiecie, ich naprawy za darmo nie podejmie się żaden mechanik. Dlaczego ta kwota za dowóz nie jest wliczona w cenę produktu? To chyba dość jasne – jedząc ją w lokalu musiałbyś zapłacić więcej, niż pizza jest warta. Owszem, są lokale dowożące za darmo, np. do dwóch kilometrów od lokalu, ale teraz pomyślcie realnie – czy właściciel tych restauracji, pizzerii czy barów ma tak dobre serce, że dostarcza Wam zamówienie za darmo? Odpowiedź jest oczywista. Jeśli ktoś dowozi za darmo, zapewne używa produktu na tyle niskiej jakości, aby wszystko mu się zbilansowało. Na koniec jeden z moich ulubionych komentarzy, podsłuchany u właściciela restauracji dowożącej jedzenie: „w sumie smacznie ale mieszkam 400 m od lokalu a dostawa 5 zł. To są jakieś jaja. Więcej nie zamówię”. Jedna rzecz – składając zamówienie wiesz, że te 5 zł zostanie naliczone, więc skąd te pretensje? Przecież nikt nie nakazuje ci zamawiać.
TO JEDZENIE JEST ZIMNE!
Oczywiście pamiętając, że spora część z firm dowozowych nie przestrzega procedur przewożenia jedzenia w torbach/termosach, to jednak restauracje i pośrednicy dbają o ten element coraz bardziej i należy sobie uczciwie powiedzieć – jeśli zamawiasz jedzenie z dowozem, pamiętaj, że nie trafi ono do Ciebie po trzech minutach jak w restauracji. Trafi po przynajmniej dziesięciu, a częściej po dwudziestu, a tutaj do gry wchodzą już zwykłe prawa natury i zapakowany posiłek pewnie nie będzie buchał gorącem. Każdorazowo, kiedy widzę komentarz na zasadzie: „daję 1 na 5, bo jedzenie dotarło chłodne”, zastanawiam się – a na co liczyłeś? I naturalnie odrzucam na bok ekstremalne wypadki, gdzie jedzenie dociera po godzinie krążenia po mieście. Wtedy faktycznie nadaje się tylko do zwrotu.
KURIER PRZYJECHAŁ TRZY MINUTY PO CZASIE!
Planowana dostawa – 19.43. Jedzenie dociera o 19.46 i się zaczyna. Komentarz na Facebooku, informacje na grupie, wiadomość do blogierów o nieuczciwych dostawcach. Naprawdę, czy te trzy minuty zmienią coś w naszym życiu? Pewnie nie, a logistyka dowozu posiłków z restauracji to ciężka praca, bo po drodze zdarzyć się może niemalże wszystko, a kurier w założeniu nie chce na złość Wam dojechać spóźniony, tylko natrafił na korek, zamkniętą bramkę na osiedlu lub poprzedni klient zamiast czekać na jedzenie, postanowił wyjść z psem, przez co trzeba było poczekać. Firmy kurierskie rywalizują w tej kwestii dość mocno, próbując trafić do gości. Wooopit choćby wprowadził zwrot kosztów za jedzenie, jeśli kurier przyjedzie 15 minut po planowanym doręczeniu. Obstawiam jednak, że zawsze kilka razy na 100 zamówień zdarzy się spóźnienie, taki to rynek. Fajnie mieć w sobie trochę wyrozumiałości i z dystansem traktować jedzenie w dowozie. Pozostając jeszcze w tematyce czasu – idąc do restauracji pełnej ludzi nie dostajecie swoich talerzy w pierwszej kolejności, tylko cierpliwie czekacie. W dowozie sytuacja jest analogiczna – składając zamówienie warto mieć na uwadze, że w tej pizzerii, restauracji indyjskiej czy domowym barze funkcjonuje jakaś kolejka zamówień.
BUŁKA W BURGERZE JEST ROZMIĘKŁA!
No a jaka ma być – chrupiąca i gorąca? Decydując się na zamówienie w dowozie takiego produktu, musisz liczyć się z tym, że nie będzie miał zbyt dużo wspólnego z tym, co otrzymujesz na talerzu w tej konkretnej stacjonarnej restauracji. Jasne, to też trochę wina restauracji, że decydują się dostarczać danie niekoniecznie do dostawy się nadające. Mimo wszystko jednak, to my siadając przed komputerem i składając zamówienie, podejmujemy decyzję – co, skąd i za ile, a przez to zdajemy sobie lub powinniśmy sobie zdawać sprawę, że niekoniecznie zjemy coś genialnego. Dowóz to nie jedzenie w restauracji. Dowóz to ostateczność, kiedy mamy lenia, kaca czy brakuje nam czasu, ale takie doświadczenie nie zastąpi nam jeden do jednego wyjścia do knajpki.
Żebyście nie pomyśleli, że to jakieś peany na cześć firm dowozowych. Co to, to nie, one też mają swoje za uszami, ale w ostatnich latach spotkałem ogromną rzeszę ludzi z restauracji wyspecjalizowanych w dowozach i uwierzcie, mocno dbają o standardy, dzwonią osobiście do każdego klienta, jeśli tylko pojawi się obawa, że dostawa będzie mogła być opóźniona, a każdy błąd przeżywają, bo jakość dowozu i jedzenia jest dla nich najważniejsza. A że błędy się zdarzają? Tak, to oczywiste, bo przy kilkuset zamówieniach dziennie, jakaś wpadka zdarzy się zawsze. Oczywistym jest również, że każdy klient chce być traktowany oddzielnie i wyjątkowo, ale pomyślcie jak czuje się ktoś, kto przygotował sto potraw jednego dnia, zanotował jedną wpadkę, a w zamian nie otrzymał żadnego pozytywnego feedbacku, tylko jedną jedynkę na FB lub w google.
a co w przypadku kiedy trasa Rynek – Nasyp to wg jednej z firm więcej niż 3km, czyli płatna dostawa? od kiedy mnie tak policzyli więcej nie korzystam
Google Maps pokazuje np. z Odrzańskiej na Bogusławskiego 3,1 km:) https://www.google.co.uk/maps/dir/Wojciecha+Bogus%C5%82awskiego,+Wroc%C5%82aw,+Polska/Odrza%C5%84ska,+Wroc%C5%82aw,+Polska/@51.1055839,17.0196546,15z/data=!3m1!4b1!4m13!4m12!1m5!1m1!1s0x470fc26ddf94fa25:0x4d8afc4e48e600ba!2m2!1d17.0288398!2d51.100288!1m5!1m1!1s0x470fe9df89ac824d:0xf271ee77bf71472d!2m2!1d17.0313108!2d51.1121967
Czasami restauracje wyliczają średnią na trasie tam i z powrotem.
Dla przykładu:
– trasa w jedną stronę 2,9km
– trasa powrotna 3,6km (jednokierunkowe, objazdy itp.).
Średnia więc wychodzi 3,5km.
Masz rację, że ludzie często przesadzają ze swoimi reakcjami i nie umieją spojrzeć na sytuację bardziej obiektywnie. W dobie internetowych troli i możliwości komentowania usługi na portalu bardzo łatwo dać upust swoim negatywnym emocjom wystawiając ocenę 1/5. Nie sądzę żeby pojedyńczy komentarz zaszkodził restauracji (no chyba że wystawiony przez Ciebie 😉 ). Jeśli jednak taka sytuacja powtarza się często, średnia ocen jest niska, to stawiam, że to jednak coś nie tak z jakością usług. I dobrze, że rynek szybko to weryfikuje.
Nie zgodzę się natomiast ze stwierdzeniami typu „Jeśli ktoś dowozi za darmo, zapewne używa produktu na tyle niskiej jakości, aby wszystko mu się zbilansowało.”. To stereotyp. Wiadomo, że te koszty są gdzieś ukryte. Ale też, nie odwiedzając lokalu, restauracja na nas sporo oszczędza. I nie chodzi tu tylko o zmycie talerza czy upranie obrusu, ale o możliwość większego obrotu przy mniejszej powierzchni lokalu, a za tym idzie niższy czynsz, ogrzewanie, itd. za które się płaci nie tyko w czasie naszej wizyty. To są oszczędności, które bilansują koszty transportu, a nie składniki potraw. Nie mówię, że to źle, jeśli restauracja liczy sobie za dowóz, ale to już ich strategia i muszą ponosić tego konsekwencje. Niestety, jeśli za coś jawnie płacimy to wymagamy wyższej jakości, dlatego taki transport powinien przynajmniej z grubsza zmieścić się w czasie.
„Oczywiście pamiętając, że spora część z firm dowozowych nie przestrzega procedur przewożenia jedzenia w torbach/termosach (…) I naturalnie odrzucam na bok ekstremalne wypadki, gdzie jedzenie dociera po godzinie krążenia po mieście.” – jak dla mnie to jednak niestety jakieś 90% przypadków kiedy z jedzeniem jest coś nie tak. Oczywiście, zamówione jedzenie może mieć różne wady – składniki złej jakości, źle doprawione, itp. – ale na odbiór jako całości w największej mierze wpływają temperatura, ogólny wygląd, itp., czyli generalnie wszystkie czynniki, które trzeba zabezpieczyć podczas transportu. I jeśli takie jedzenie jako całość prezentuje się słabo, to powtórzę jeszcze raz, w 90% jest to wina nieodpowiedniego transportu. I nie chodzi tu tylko o opakowania i termosy, ale również o trasę, pizza często, jak zagubiony turysta, objedzie pół miasta zanim trafi do nas.
„(…) składając zamówienie warto mieć na uwadze, że w tej pizzerii, restauracji indyjskiej czy domowym barze funkcjonuje jakaś kolejka zamówień.” – tylko dlaczego ta miła pani przy składaniu zamówienia powiedziała że max 45 minut, skoro zeszło 2 godziny 🙂 Czyżby nie wiedziała ile już zamówień przyjęła? Widocznie lepiej okłamać klienta, dlaczego ma zrezygnować i zamówić gdzie indziej? To niestety nie taka wcale rzadka praktyka. A potem lamenty, że zły komentarz na FB.
„Decydując się na zamówienie w dowozie takiego produktu, musisz liczyć się z tym, że nie będzie miał zbyt dużo wspólnego z tym, co otrzymujesz na talerzu w tej konkretnej stacjonarnej restauracji.” – niby prawda, ale często to jednak kwestia złego zabezpieczenia jedzenia i długiego transportu. Mam nawet przykład: kiedyś zamowiłem pizzę z wychwalanej wielokrotnie przez Ciebie pizzeri jako niemal najlepszej we Wrocławiu (nie podam nazwy bo nie o to chodzi). Mieszkam jakieś 300m od nich (nie, nie miałem kaca, ani lenia 😉 ). Transport płatny. I co? Po około 1,5h dostarczyli coś, co na pewno nie było pizzą. Było to na wpół surowe, rozmiękłe, przyklejone, wręcz wsiąknięte w karton ciasto. Do połowy zwiniete i poszarpane. Po prostu nie jadalne, chyba że komuś brakuje celulozy. Mam inne pizzerie w podobnej odległości, od nich zawsze pizza jest gorąca, świeża jak w lokalu. Podejrzewam, że gdyby nie ewidentna wpadka z czasem i zabezpieczeniem jedzenia, pizza byłaby smaczna. Niestety już nie mam ochoty sprawdzać tego w lokalu. I mam do tego pełne prawo, jak również do tego, żeby wystawić im odpowiednią ocenę w internecie.
„Jasne, to też trochę wina restauracji, że decydują się dostarczać danie niekoniecznie do dostawy się nadające.” – tu się zgodzę, na dowóz powinna obowiązywać inna wersja menu, no ale to leży po stronie restauracji.
„Dowóz to ostateczność, kiedy mamy lenia, kaca czy brakuje nam czasu, ale takie doświadczenie nie zastąpi nam jeden do jednego wyjścia do knajpki.” – no tu pojechałeś, a może idąc tym tropem, to w ogóle jedzenie w knajpach to ostateczność 😉
„(…) ale pomyślcie jak czuje się ktoś, kto przygotował sto potraw jednego dnia, zanotował jedną wpadkę, a w zamian nie otrzymał żadnego pozytywnego feedbacku, tylko jedną jedynkę na FB lub w google.” – nie ma co szlochać, z tym się musi liczyć każdy. Nie tylko restauracje, ale też wszystkie inne usługi, handel, pracodawcy, itd. Tak działają internety.
Podsumowując, chciałem przez to powiedzieć, że na całość wizerunku czy marki restauracji składa się wiele czynników. Dowóz jest jednym z nich. Czy wychwalałbyś lokal, w którym jedzenie jest dobre, ale sztućce są brudne, buty lepią się do podłogi, a obsługa jest niemiła? Wątpię. Rynek ma prawo weryfikować i oceniać restauracje jako całokształt, a nie tylko to co jest na talerzu i to zaraz po podaniu.
Dzięki za szczegółowy wywód:)
Rynek jak najbardziej weryfikuje, ale jednak częśc opinii zamieszczanych w internecie to niesprawiedliwe oceny, które jak sam zauwazyłeś, rzutują na ogólny ogląd na dane miejsce. Ten tekst miał bardziej pokazać, że jasne, w trakcie dostawy jedzenia restauracje popełniają sporo błędów, ale też ludzie oczekują, że dostaną jedzenie identyczne jak w restauracji, co właściwie nie jest możliwe:)
Niestety nie mogę zgodzić się z większością treści tego wpisu. Rzadko chodzę do restauracji, głównie zamawiam jedzenie w domu, bo jest to dla mnie dużo bardziej komfortowe pod wieloma względami. Jedynie 2% zamówień przyszło zimne, większość jest idealna do jedzenia bądź wręcz zbyt gorąca nawet pomimo dużej odleglości od lokalu, więc nie sądzę by ogromnym problemem było dowiezienie ciepłego jedzenia. Największym problemem są braki w zamówieniu, brak sosów, przystawek, dodatków, napojów – to zdarza się zbyt często. Dodatkowo rzeczy które mogą ulec zniekształceniu w trasie, można oddzielić, np. do burgera dołączyć osobno sos, by bułka nie była rozmiekła – w ten sposób dostaje jedzenie z moich ulubionych restauracji. Co do czasu dostawy – nierozważnym jest czepianie się o 10 minut spóźnienia, niestety często jest to 40 albo 100 minut bądź, co ostatnio jest częstą praktyką, po kilku godzinach czekania na jedzenie restauracja bez podania przyczyny anuluje zamówienie.
Nie rozumiem jednak czepiania się o koszt dowozu, chociaż najwidoczniej Janusz czai się wszędzie 🙂
Dodam też, że wielokrotnie zamawiam z tych samych restauracji i te, które dostarczają jedzenie bez żadnych problemów w dalszych zamówieniach podtrzymują taki poziom i vice versa.