Kiedy pod koniec lipca zorganizowałem głosowanie na fanpage, w którym mogliście zdecydować o tym, jakie wyrzeczenia będę musiał przedsięwziąć we wrześniu, nie spodziewałem się takiego wyniku. Spośród propozycji – miesiąc bez alkoholu, słodyczy, miesiąc wege i miesiąc z jedzeniem poza domem do 15 zł, zdecydowanie wygrała opcja ostatnia, zbierając niemal 900 głosów. Miałem dziwne przeczucia, że propozycja alkoholowa wzbudzi większe zainteresowanie, ale jednak ankieta uwidoczniła potrzebę zaznajomienia się z rynkiem niedrogiego jedzenia. Bo umówmy się – większość Polaków szuka dań właśnie w tym przedziale cenowym i oczywiście nie jest to żaden przytyk, a raczej potwierdzenie realiów i otaczającej nas rzeczywistości. To i tak niezły wynik, bo jak pokazuję poniżej, z takimi pieniędzmi w kieszeni można zaspokoić głód, a przy tym momentami zjeść całkiem przyzwoicie.
Czy da się zjeść we Wrocławiu do 15 zł? Jasne, że się da i wiedziałem o tym od początku. Kwestią najważniejszą pozostawało gdzie? Z pomocą Waszą oraz własnego doświadczenia przemierzyłem Wrocław w poszukiwaniu najciekawszych miejsc. Część z nich to starzy znajomi, pozostałe stanowiły niewiadomą. Przekrój jest ogromny, bo i taki miał być – od ulicznej budy, poprzez kebab i bar mleczny, aż po bary z domową kuchnią i ciekawe restauracje.
Zasady były jasne – jednego dnia na jedzenie poza domem mogłem wydać maksymalnie 15 zł, najlepiej w formie jednego obiadu, kolacji czy śniadania.
Do 5 zł
To, że w ogóle udało się znaleźć cokolwiek w tej kwocie, to już duży sukces, choć wiadomo, że akurat w tym wypadku robotę wykonały bary mleczne. Miś to oczywiście klasyka – barszcz ukraiński za 2,09 zł, pierogi leniwe za 3,17 zł czy nieco drożej – gołąbki za 5,25 zł, ale tego ostatniego wyboru raczej nie zalecam. Na tym samym biegunie znajduje się Bar Mewa. Legenda Nadodrza, niezniszczalny klasyk. Przykładowo można wpaść na smażone na świeżo, choć pełne vegety, krokiety z kapustą i pieczarkami (3,67 zł), kotlet mielony (4,78 zł) czy jajecznicę na śniadanie za 1,85 zł z dwóch jajek. Nieco z innej bajki jest Tostoria w przejściu podziemnym przy Galerii Dominikańskiej. Lata temu, pracując w nocnej gastronomii, tostini czosnkowe było standardowym daniem obiadowym przez zmianą. Nie pamiętam ile kosztowało wtedy, ale obecna cena 5 zł, to i tak wielkie zdziwienie. Przy tej kwocie naprawdę ciężko narzekać. Ot, tost z czosnkowym posmakiem.
Do 10 zł
Wbrew pozorom, pomiędzy 5 a 10 zł powstała spora wyrwa i nie trafiłem na zbyt wiele godnych polecenia miejsc. Czyli trochę na zasadzie – albo potwornie tanio, albo już konkretniej. W tej odsłonie królują placki ziemniaczane. Te z Plackarni Arena na Komandorskiej kosztują 7 zł za cztery sztuki wraz ze śmietaną, z kolei podobna ilość, ale w cenie niższej o całą złotówkę dostępna jest w barze Domowe Obiady na Sępa Szarzyńskiego. Placki z Sępa to jest poezja smaku i tylko uważajcie, bo nie są dostępne codziennie. Jeśli wypatrzycie na FB, że smażą, lećcie czym prędzej. Za 8.50 zł kupicie też legendarnego niemal tosta tradycyjnego w Barze Witek na Wita Stwosza. Wyżyny to, to nie są, ale jeśli jadaliście te tosty 20 lat temu, to sentyment wystarczy. Wcześniej kompletnie omijałem wszelkie budy z pieczonymi na rożnie kurczakami, ale widząc kolejki ustawiające się przed takim blaszakiem tuż obok Kauflandu na Legnickiej, postanowiłem zaryzykować. Ogrom ludzi jest niebywały, swoje trzeba odstać, ale przy wielkim głodzie na pewno warto. 10 zł za pół kurczaka i porcję frytek to cena doprawdy interesująca. Osobnym tematem jest poziom i jakość posiłku. Co prawda mięso wyszło soczyste, jest go dużo, to już skórka, choć chrupiąca, to słona do granic możliwości.
Do 15 zł
Niewątpliwą królową tej kategorii jest buła maślana z ośmiu misek na Borowskiej. Powiedzmy to otwarcie – nie zjecie we Wrocławiu nic lepszego za 12 zł. Genialna lekkość buły, a wewnątrz cudna kompozycja szarpanego mięsa, warzyw i sosu cytrusowego. Najlepsi, amen. W tej samej cenie na Szewskiej traficie do Bratwurstów i ich sycącą, streetfoodową do bólu bułę ze smażonym serem. 14,25 zł zapłaciłem za półtorej porcji pierogów ruskich w Lviv na Zatorskiej, ale za tyle samo nabędziecie talerz wypełniony malutkimi pysznościami na Włodkowica. Tutaj zdecydowanie wygrywa opcja – po sam korek. Idąc pierogowym tropem, również za 12 zł traficie na wspominany już wcześniej bar Domowe Obiady, gdzie pierogi należą do TOP 3 najlepszych w mieście. Odkryciem niewątpliwie jest Bar Chrupek ze schabowymi o średnicy koła od stara za 15 zł w zestawie z dodatkami. Naprawdę dobry schabowy, świeżutki, dobrze rozbity, doprawiony. Tutaj też spodziewajcie się niemałych kolejek w porze obiadowej. W tej samej wadze cenowej chodzi Art of food na Kołłątaja, gdzie menu jakby dostosowano do warunków #Challenge15zl. 15 zł to górna granica kwotowa, a smak indyjskich potraw wege w zupełności wynagradza wszelkie niedogodności związane z jedzeniem ze styropianowego pojemnika.
Jeden akapit wypada poświęcić opcjom śniadaniowym. Nad ranem jadłem w czterech miejscach – Bema Cafe, 1450 smokehouse&coctails i w kontakcie. W tym ostatnim oczywiście do gry wkracza mój ulubiony hummus (15 zł) z karmelizowaną cebulką. Tutaj kwestia bezsprzeczna – nie ma lepszego hummusu w naszym kraju i ciężko będzie komuś go przebić. W tej cenie to promocja. Bema Cafe to mój ulubiony bajgiel z pastą jajeczną oraz roszponką (12 zł), w sam raz przed pracą. 1450 smokehouse&coctail odwiedziłem dwukrotnie i poranne posiłki za 14,50 zł smakują bardzo przyzwoicie, wyglądają dobrze i są dostępne na samym Rynku. Concept Stu Mostów nigdy nie zawodzi, choć do 15 zł posiadają w menu tylko jedną kanapkę. Sandwich z pastą z makreli jak zwykle na poziomie, pełen smaku i sycący.
W zestawieniu nie mogło zabraknąć uwielbianego przez wrocławian baru U Gruzina, gdzie jednak ceny poszybowały do góry, przez co mogłem skusić się jedynie na chaczapuri imeruli z serem (14,90 z). Idealnie w akcję wpasowało się El Gordito, proponując w piątki akcję piątaco, w trakcie której kupicie trzy specjalne tacos za 15 zł. Skorzystałem tuż przed Gastro Miasto i opcja z chorizo jak zwykle mnie urzekła. Jakoś głupio czułbym się, gdyby w zestawieniu zabrakło pizzy, więc pora na Manię Smaku i małą margheritę w cenie 12 zł. Idealna propozycja na szybki i smaczny obiad na miłośników pizzy. Za te pieniądze, to jest wzór. Po drugiej stronie gastronomicznego świata jest Djerba Kebab z Grabiszyńskiej oraz Ha Long z Ostrowskiego. Obie wersje dla głodomorów, ale wolę wydać 15 zł na coś, po czym nie boli mnie żołądek. Za pomocą glodny.pl zamówiłem połowę zapiekanki i zupę pieczarkową (14 zł) w ZZtop i jeśli jesteście studentami tęskniącymi za przysmakami w takim typie, to będzie niezły pomysł. Kolejnych 15 złotówek wydałem w Jadalni Domowej na Boya Żeleńskiego, zamawiając pierś z kurczaka z kluskami śląskimi. To takie miejsce, w którym jest przyzwoicie, ale nie możecie spodziewać się nic więcej.
Na koniec jeszcze dwa pomysły naleśnikowe. Bliny z Kozackiej Chatki są przepyszne, pełne mięsa i raczej niewielkie, ale dwoma za 14 zł powinniście zaspokoić pierwszy głód. Doskonałe, chrupiące i przywołujące domową kuchnię są krokiety z mięsem w Maminych Smakach na Nadodrzu.
Jakie wnioski po akcji #Challenge15zl? Na pewno pełniejszy portfel, to pierwsza sprawa. Dawno nie wydałem w trakcie całego miesiąca tak niewiele na jedzenie. Starałem się odwiedzić jak najwięcej miejsc, o jak największej rozpiętości kuchni i podejścia do produktu. Produktu, co chyba każdy rozumie, raczej niezbyt jakościowego, bardziej taniego. Czy da się zjeść za 15 zł w stolicy Dolnego Śląska? Pewnie, że się da. W dodatku momentami naprawdę smacznie i z pomysłem. Mam nadzieję, że tym wpisem udało mi się także pomóc wielu z Was, szukających jedzenia w przystępnych kwotach.