-0.7 C
Wrocław
środa, 22 stycznia, 2025

Grek bez nazwy – czyli rzecz o tym, jak nie otwierać restauracji

Zazwyczaj zaczyna się podobnie. Wielkie plany, pomysły, koncepcje, innowacyjne podejście do smaku, wyglądu, podania, i tak dalej, i tak dalej. W ostatnich latach we Wrocławiu otwiera się kilkaset różnych projektów rocznie – restauracji, kawiarni, food trucków. Duża część z nich nie wytrzymuje pierwszych trzech miesięcy, jeszcze większa pierwszego roku działalności. Czego brakuje? Ktoś powie, cierpliwości. Żeby jednak zostać objętym łaską cierpliwości, najpierw trzeba zostać obdarzonym talentem i chęcią do pracy. Bez odpowiedniej podstawy, umiejętności podpartych wiedzą, nie da się stworzyć czegoś sensownego. Czasy, w których każda partyzantka się sprawdzała minęły bezpowrotnie. Na szczęście. Właściwie niemożliwym jest osiągnięcie sukcesu w gastronomii w oparciu o fart i minimalizm. Dopóki jednak ludzie zabierający się za działalność gastronomiczną tego nie zrozumieją, dopóty powstawać będą takie potworki jak… No właśnie, jak co?

Chciałbym w tym momencie przytoczyć nazwę baru, do którego trafiliśmy ze znajomym, ale tego nie zrobię, bo ów bar nazwy nie posiada. Skoro jej nie ma, to pewnie nie ma Facebooka, przynajmniej ja go nie znalazłem, bo i jak miałbym to zrobić, skoro to miejsce widmo. Nie ma też tak kompletnie nieprzydatnych kwestii jak płatność kartami oraz menu. Nie wydrukowało się, usłyszeliśmy na pytanie o kartę.

Wspomniany w poprzednim akapicie bar, to grecka – przynajmniej w założeniu, sądząc po wiszącej wewnątrz fladze – knajpka powstała w miejscu, gdzie wcześniej stacjonowało przez niespełna rok Plastrami, a jeszcze wcześniej warzywniak.

Kiedy myślę sobie o tym Greku – tak roboczo nazwijmy to miejsce na Wita Stwosza, widzę przed oczami kompletne szaleństwo. Szaleństwo ludzi udających się na misję bez możliwości pozytywnego zakończenia. Jakieś osiem tysięcy czynszu, problem z konserwatorem zabytków przy zawieszaniu logotypu na elewacji, cztery czy pięć stolików, brak alkoholu, niespecjalnie gastronomiczna ulica, choć tak bliska Rynkowi, no i chyba najważniejsze – kompletny brak umiejętności zachęcenia gości do wejścia oraz absolutny brak smaku. Przyznacie, że trochę dużo jak na początek przygody z gastronomią wrocławską. Takie pierdółki składające się w całość. Całość nakierunkowaną na przepaść, która zbliża się w ekspresowym tempie, choć to dopiero początek drogi.

Jak to wygląda z zewnątrz, widzicie sami. Domyślić się, że wewnątrz przygotowuje się dania kuchni greckiej mógłby chyba tylko wróżbita Maciej. Obdrapane witryny, na których pozostały resztki po poprzedniej ekipie, wystawiają nienajlepszą ocenę obecnym gospodarzom. Podobnie jak cennik wywieszony na bristolu, jakby to była sprzedaż prowadzona przez uczniów 6 B na kiermaszu bożonarodzeniowym. Wywieszki przeznczone są jednak dla gości spoza lokalu, bo w środku karty z dostępnymi daniami już nie uświadczymy. Doskonale widać za to kompletny brak organizacji i zamieszanie, kiedy jedyni gości składają zamówienie na cztery inne dania.

Na pytanie o pochodzenie mięsa nabitego na belę i smażonego na ruszcie, otrzymujemy szczerą odpowiedź, że od „dostawcy”. Tego z Bielan Wrocławskich zapewne, u którego zaopatruje się większa część wrocławskich kebabowni. Mimo wszystko siadamy przy jednym z czterech stolików z pewnym zaciekawieniem, licząc że jednak ktoś pokusi się o nie tyle genialną, ale choćby przyzwoitą kuchnię grecką.

Czar pryska stosunkowo szybko. Migusiem wręcz, kiedy na stolik trafia gyros w bułce za kosmiczne 7 zł. Od pierwszej chwili targają nami wspomnienia dworcowych przygód gastronomicznych sprzed ponad dekady, kiedy większość budek w okolicy serwowała podobną wkładkę, gdzie obok mięsa z kurczaka, do rozciętej na pół pity trafiał m.in. ogórek konserwowy i pocięta w paski sałata lodowa. Na dokładkę tzatziki – akurat najlepsze z zestawu, jakaś cebulka i heja.

Kpiną i mówię to z pełnym przekonaniem, są bifteki wołowe (20 zł). Suche, niechlujnie uformowane i przygotowane z trzeciego sortu mięsa. Choćbyś był najbardziej głodny na świecie, a my byliśmy, nie zjesz tego, uwierz mi. Niedoprawiony bulgur pominę milczeniem, a zatrzymam się przy sałatce, prawdopodobnie w zamyśle, imitującej grecki oryginał. Widząc w niej znaczną przewagę sałaty, myślisz sobie, że to się nie może udać. Nie może, po prostu. Souvlaki (20 zł) wypadają najkorzystniej, co nie znaczy, że dobrze. Te wieprzowe zachowują soczystość, drobiowe niestety imponują suchością. Frytki karbowane z Biedronki pozwolę sobie przemilczeć. Na koniec jeszcze tortilla z falafelem (12 zł). Z falafelem z gotowca jak podpowiada mi doświadczenie oraz znanym z poprzednich dań zestawem sałatkowym, który można chyba wręcz nazwać bukietem surówek. Parafrazując klasyka – gdybym chciał zamówić sałatę lodową z falafelem, to bym zamówił sałatę z falafelem.

Szukacie odpowiedzi na pytanie – jakich błędów nie popełniać przy otwieraniu restauracji? Pójdźcie na Wita Stwosza i zróbcie wszystko na odwrót. Sukces gwarantowany, zapewniam. Smutne to, ale cholernie prawdziwe. Taki obraz braku wyobraźni, świadomości, smaku i umiejętności liczenia. Kuchnia grecka we Wrocławiu nie ma lekko, bo chyba jeszcze nikt, kto z nią eksperymentował, nie pokusił się o prawdziwie jakościowy, oryginalny i smaczny produkt. Bez tego ani rusz, a przy tych wszystkich dziwactwach w lokalu na Wita Stwosza, to po prostu nie może się udać. Sorry. Gdzie się podziała świeżość, różnorodność, owoce morza, dobre oliwki, feta? Te pytania pozostają bez odpowiedzi. Kolejny raz ktoś próbuje nam wciskać marnej jakości fastfood i wmówić, że tak smakuje Grecja. To tak, jakbyśmy my mieli jeździć do Hellady i otwierać budy z zapiekankami pokrytymi produktem seropodobnym.

bez nazwy

Wita Stwosza 44

Total 83 Votes
22

Napisz w jaki sposób możemy poprawić ten wpis

+ = Verify Human or Spambot ?

Komentarze

komentarze

Podobne artykuły

3 KOMENTARZE

  1. Ale amatorszczyzna… Jeszcze kartki napisane ręcznie i zawieszone na szybie… Jak nie ma nawet szyldu, to po co tam wchodzić? Nie zachęciłeś mnie [ale artykuł fajny!] (ani oni) do pójścia tam :D.

  2. To się Panu tekst udał. Brawo!
    PS.
    Tylko jak będzie Pan znów jechał na konkurs kulinarny w charakterze jurora, bardzo proszę nie pytać co tam można i gdzie zjeść….

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Polub nas na

103,169FaniLubię
42,400ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
1,420SubskrybującySubskrybuj
Agencja Wrocławska

Ostatnie artykuły