Formuła się sprawdziła, dlatego zapraszam na trzecią część swego rodzaju podsumowania ostatniego okresu nie tylko na blogu, a w ogóle w moim życiu. Życiu kręcącym się w dużej mierze wokół jedzenia, stąd tytuł cyklu – 5 objawień kulinarnych WPK.
BANANICOOK
Pisałem na ich temat dość często, ale pisania o dobrych pierogach nigdy dość. Ba, one nie są dobre. One są pyszne i wykonane w taki sposób, że żadna z babć w polskim domu by się nie powstydziła. Ręczna, ciężka, rzemieślnicza robota, genialne farsze – mięsny i ruski, cebulka, cudnie mięciutkie ciasto, a na koniec rozkosz smakowa. Co ciekawe, nie zjecie w Bananicook na miejscu, a jedynie zamówicie z dowozem lub odbiorem osobistym m.in. tutaj.
TAWERNA ORŁOWSKA
Nieco mgliste, ale jednak, wspomnienie lata. Władze Gdyni pozbawiły mnie mojego ulubionego rybnego miejsca na Skwerze Kościuszki w Gdyni – Baru Pomorza, musiałem więc wyruszyć na poszukiwania morskich specjałów gdzie indziej w rodzinnym mieście mojej żony. Jak się okazało, Tawerna Orłowska ma się dobrze, jest pięknie umiejscowiona, a ryby naprawdę na poziomie. Menu jednak to nie tylko ryby z frytury, ale całkiem przyzwoite dania z główne, każde z jakimś rybnym elementem. Zdecydowanie warto zawitać, zwłaszcza goszcząc się na patio z widokiem na orłowskie molo.
PANCZO ŚNIADANIOWNIA
Po sporym rzucie nudnych śniadaniowni spod znaku croque madame, na rynku pojawiła się knajpka z jajem. W dodatku dobrze znana w stolicy Dolnego Śląska, tyle że w nieco innym wydaniu. PANCZO ruszyło na Wita Stwosza z własną śniadaniownią i to ruch ze wszech miar słuszny. Oryginalne, tex-mexowe podejście do tematu, sporo kolendry, wyrazistych smaków, tortilli, mięsa oraz jajek. Ja kupuję to w stu procentach, zarówno ze względu na smak, jak i wygląd, bo pełne kolorów talerze przyjemnie nastrajają na resztę dnia.
MANIA SMAKU
To absolutny przypadek, ale pisząc te słowa, dowiaduję się właśnie, że Mania Smaku w końcu otwiera stacjonarny lokal z prawdziwego zdarzenia, gdzie będzie można usiąść, zjeść te pyszne placki i napić się piwa. Nie ukrywam, że to mój TOP 3 jeśli chodzi o pizzę w mieście. Znam ich od niespełna dwóch lat, ale z każdym dniem cenię coraz bardziej – za jakość, smak i oryginalne podejście do tematu sezonowych składników i pizzy miesiąca. Szakira, czyli pizza szakszuka urzekła mnie jako wielkiego miłośnika kuminu, z kolei Porucznik Borowik z września wprowadził mnóstwo cudnego, leśnego aromatu. Co tu dużo mówić – kawał dobrej roboty, Maniaki.
GIGI CAFE
Jest dokładnie tak, jak napisałem w tekście – zachodzę w głowę, dlaczego dotarłem do Gigi tak późno. Przecież te drożdżówki rozwalają system, smakują jakością, domem i prawdziwie rzemieślniczą robotą. Całe to miejsce pachnie jak dobro. Tfu, jak niekończące się dobro. Widzisz jagodziankę, jesz jedną i już myślisz o następnej, a potem jeszcze kolejnej. Nie liczą się kalorie, nie liczy się obwód w pasie. Jest pysznie, prawdziwie i zawsze tak samo smacznie. Jeśli nie byliście, to idźcie, żeby wiedzieć ile straciliście.
Spodobał Ci się mój tekst? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie
Mieszkam na Gaju i musze walczyc z pokuasami Gigi za kilka razy dziennie. Walka z wiatrakami, zawsze jest wymówka. Drożdzówka z czarną porzeczką + kakao = czyste szczeście<3