Mania Smaku ma w moim kulinarnym sercu specjalne miejsce. To wyjątkowa pizzeria w tym dziwnym gastro światku. Niesamowite jest to, że ich produkt poznałem ledwie dwa lata wcześniej, kiedy to na ulicy Ślężnej prowadzili swój pierwszy lokal, czy też lokalik bez miejsc siedzących. Wpadłem przy okazji jakiegoś festiwalu pizzy, a ówczesny placek, choć już robił wrażenie, z perspektywy czasu dopiero rokował dobrze na przyszłość. To już wtedy było dobre ciasto, ale patrząc na to, co dzieje się w Manii teraz, widzę ogromny, gigantyczny wręcz postęp. Wtedy, dwa lata temu, spróbowałem pizzy, która w pewnym sensie zmieniła moje postrzeganie na ten włoski specjał. Jej wdzięczna nazwa – Rusałka, wskazywała na jakieś przaśne połączenie, a tymczasem moje kubki smakowe doznały pozytywnego szoku. Farsz do pierogów ruskich z kiełbasą, cebulką i szczypiorkiem na pizzy? Tak, tak, i jeszcze raz tak. Hit nad hitami, dzięki któremu w mojej głowie zaświeciła się żarówka – ktoś, kto robi tę pizzę, nie może być banalnym człowiekiem. Zdecydowanie nie jest.
Mateusz, nazywany przez samego siebie Maniakiem, to faktycznie… maniak. Maniak jakości, wartościowego produktu i kompletnie zwariowany na punkcie pizzy człowiek. Przy czym kompletnie zwariowany to nie jest jakieś tam bez sensu rzucone stwierdzenie – to człowiek żyjący pizzą, ciastem, garowaniem, mozzarellą przez 25 godzin na dobę. Poznanie go osobiście to dość osobliwe przeżycie, którego na pewno nie zapomnicie do końca życia. Wulkan energii, chcący po prostu przygotowywać możliwie najlepszą pizzę na swoich własnych warunkach.
Myślę sobie, że właśnie tylko takie podejście popłaca, zresztą popularność Manii wśród wrocławian to w pewnym sensie potwierdza. Od kiedy tylko poznałem Mateusza i jego pizzę, wiedziałem, że prędzej czy później będzie musiał otworzyć lokal stacjonarny, gdzie goście Manii zjedzą w spokoju, bo przy całym szacunku, plastikowe wiaty na Krzywoustego i Ślężnej, problemu nie załatwiają. Powiedziałem mu o tym kilkukrotnie, że ukoronowaniem całego projektu pod tytułem Mania Smaku będzie właśnie pizzeria z miejscami do jedzenia na miejscu. Udało się na początku marca 2019, kiedy to w przejętym po zamkniętej restauracji Trattoria Pasta&Vino lokalu na ulicy Racławickiej, wystartowała Mania stacjonarna.
Sama pizzeria znajduje się w zabytkowej, poniemieckiej willi, tak charakterystycznej dla tej części Krzyków. Samo wejście jest nieco schowane, bo aby dostać się do środka musicie przebić się przez jedną bramę, ale uwierzcie – zdecydowanie warto pofatygować się na Racławicką 13. Jasne wnętrze, stonowane kolory, dwie spore sale i uderzający zaraz po wejściu aromat pieczonego ciasta. Właśnie tak wyobrażałem sobie to miejsce. Dodatkowo otwarcie Racławickiej zbiegło się z rebrandingiem całej firmy – logo zmieniło się z klasycznego dla pizzerii trójkolorowego, włoskiego formatu, w neonowy napis z charakterystycznym trójkątem pizzy zamiast litery A. Na pewno jest nowocześniej, młodzieżowo, a centralnym punktem restauracji stał się uderzający w oczy neon nad wydawką. Do środka trafiło sporo zieleni, a świetnym zabiegiem wydaje się być umieszczenie na ścianach archiwalnych zdjęć pierwszych lokali i food trucka Manii. To idealnie pokazuje, jaką drogę przebyła ta początkowa malutka pizzeria na Krzykach do obecnego momentu.
Z mojego punktu widzenia dość ważnym elementem jest obecność alkoholu w karcie – piwa, wina i prosecco, bo do pizzy czasami chciałoby napić się czegoś zimnego. Zwłaszcza, kiedy w lecie uruchomiony spory ogródek.
Pizza? Pizza jest świetna i w sumie na tych słowach mógłbym skończyć swój opis. Wydaje mi się jednak, że Mania Smaku zasługuje na więcej. Powiedziałem wręcz, że skupiająca się do tej pory na dowozach pizzeria, może niebawem borykać się z pewnym problemem – otóż jeśli raz spróbujecie Manii Smaku na miejscu, zaraz po wyjęciu z pieca, możecie nie wrócić szybko do dowozów, gdzie placki i tak spisują się świetnie, będąc bezdyskusyjnie najlepszymi w całym Wrocławiu. To jednak bardziej w formie żartu, a prawda jest taka, że pizze na Racławickiej powalają na łopatki, mimo braku pieca na drewno. Otóż okazuje się, że pizza z pieca elektrycznego potrafi smakować niemal tak samo dobrze, jak ta neapolitańska. Za urządzeniem muszą jednak iść umiejętności i produkt, a w Manii Smaku ciasto zostało dopracowane do najmniejszego szczegółu. Jest idealnie puszyste na rantach, miękkie, ale jednak z elementem chrupkości, z pięknie wyglądającą siateczką wewnątrz.
Pepperoni to klasyka i najczęściej zamawiania przez mnie pizza. Cudnie chrupiąca wędlina, delikatna pikantność i jak zawsze wzorowe, odpowiednio zbalansowane pomidory. Moje serce skrada jednak tym razem nowa pozycja w menu – Patata Piccante. Połączenie ziemniaków, ostrej kiełbasy n’duja, sosu śmietanowego i pieczarki champignon absolutnie powala na kolana. Przyznam, że w moi prywatnym rankingu ta pizza wyprzedza nawet wspomnianą wcześniej Rusałkę. Łączy w sobie proste produkty, tworząc pysznie grającą ze sobą kompozycję. Do tego jedno piwo – dostępny jest czeski Konrad, pale ale ze Stu Mostów oraz butelkowy trunek z Browaru Cztery Ściany, i można tu siedzieć cały dzień.
Cieszę się i gratuluję Manii Smaku tej pizzerii. To takie fajne podsumowanie kilku lat ich działalności, podsumowanie skoku jaki wykonali przez ten okres. Że jest pysznie, to było oczywiste. Że atmosfera jest rodzinna, trochę szalona i przypominająca włoską, to też było do przewidzenia. Najważniejsze jednak, że na Racławickiej poczujecie prawdę i pasję płynącą od całej ekipy, zaangażowanie i chęć robienia po prostu dobrych rzeczy. Tak niewiele, a jakże dużo. Ja za ten lokal dziękuję i cieszę się z Wami, bo w pewnym sensie potwierdza, że jednak w świecie nijakiego produktu, można wybić się robiąc zwyczajnie uczciwe, a przy tym smaczne rzeczy. Gratuluję.
Mania Smaku
Racławicka 13
Byłem wczoraj, potwierdzam wszystko. Najlepsza pizza w tym mieście jak dla mnie 🙂
Spalona pizza, sera jak na lekarstwo i jeszcze cienkie ciasto… To już wiemy żeby tam nie iść :D. No ale każdy kiedyś zaczynał.