Kilka dni przed powstaniem tego tekstu napisałem w jednym z wpisów na temat piwa rzemieślniczego, że takie miejsca jak Kraftownia Muchobór czy pub browaru Wielka Wyspa to dopiero początek kolejnej małej rewolucji piwnej we Wrocławiu. Niewątpliwie, idąc za trendami z Warszawy, otwieranie się barów z piwem rzemieślniczym na osiedlach jest kwestią czasu. Oczywiście specyfika Wrocławia jest nieco odmienna od tej stołecznej, ale skoro coraz lepiej mają się restauracje w dużych skupiskach bloków i ludzi, obstawiam, że znajdzie się tam również miejsce dla pubów. Niekoniecznie takich z 15 kranami, ale już z pięcioma dlaczego nie. Pierwszą lokalizacją, jaka przychodzi mi do głowy jest oczywiście ulica Zwycięska i chyba nikogo nie powinno dziwić, jeśli za jakiś czas ktoś zdecyduje się na taki krok i wystartuje w okolicach Ołtaszyna z mini multitapem. Nie o tym jednak dzisiaj.
Przez długi czas wydawało mi się, że mam za daleko, aby odwiedzić Kraftownię Muchobór, a plany napisania relacji z tej restauracji sypały się z powodu braku czasu. W końcu jednak udało mi się wygospodarować chwilkę – nawet dwa razy, żeby spróbować tutejszej kuchni, choć bez piwa, ze względu na prozaiczny fakt – przyjechałem autem.
Na początek jednak kilka słów o piwie. Kraftownia Muchobór to nie klasyczny multitap z różnorodnymi piwami z innych browarów. Napijecie się tutaj piwa warzonego w browarze Staromiejski piwowar w Legnicy, raczej w klasycznych stylach – pils, marcowe, pszenica oraz choćby APA z nowofalowych stylów. Ceny trunków rozpoczynają się od ośmiu złotych.
Ciekawym tematem jest sama lokalizacja, bo Kraftownię otwarto wewnątrz jednej z niewielkich galerii handlowych z kilkoma sklepami. Podobno wieczorami można spotkać tu tłumy, ale ja dwukrotnie w porze obiadowej przebywałem w lokalu sam, odnosząc wrażenie, że w całym centrum handlowym panuje podobny spokój.
Uzupełnieniem dla piwa jest menu jedzeniowe, które w pierwszym momencie sprawia wrażenie, jakby ktoś chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – przygotować coś dla miłośników piwa oraz za jednym zamachem obskoczyć jeszcze potencjalnych klientów z osiedla, dlatego w karcie znalazły się burgery i pizza, kanapki i sałatki.
Na dzień dobry zamawiam przystawkę w postaci krokiecików ziemniaczanych (14 zł) w liczbie sztuk pięciu, co biorąc pod uwagę, że to prawdopodobnie gotowy produkt, niespecjalnie mi pasuje. Nie czuć tu jakości, a raczej dziwną grudkowatą teksturę ziemniaków, które ratuje jedynie orzeźwiający sos. Muszę przyznać, że chwilę później następuje bardzo pozytywne zaskoczenie w postaci kanapki z pulled beef (26 zł). Całość zamknięto w podłużnej, miękkiej bułce, do której zmieściło się sporo soczystego mięsa, cheddar i słodka, pieczona papryka. Sos majonezowy przesadnie ciężki, ale ogólnie, biorąc pod uwagę niespecjalnie wielkie oczekiwania, naprawdę przyzwoita kanapka. Obstawiam, że do piwa smakowałaby jeszcze lepiej. Na koniec skrzydełka Buffalo (21 zł) – ich skórka rzeczywiście przyjemnie chrupała, mięso idealnie odchodziło od kostek, przez co sama przekąska jak najbardziej pasuje do piwnego miejsca. Osobne zdanie należy poświęcić grubo ciachanym, domowym frytkom dodanym do obu dań głównych. Szanuję bardzo za takie podejście do kwestii frytek i już sam ich dodatek podnosi poziom dań o jeden poziom wyżej.
Kraftownia Muchobór wypada wręcz nieco powyżej moich oczekiwań względem tego miejsca, bo spodziewałem się jednak kiczowatych potraw, a poziom jak na lokalizację i charakterystykę miejsca, jest przyzwoity. Kanapki Was nie rzucą na ziemię, nie sprawią, że Wasz pogląd na kwestię streetfoodu czy jedzenia do piwa zmieni się diametralnie, ale nie powinniście wyjść specjalnie zawiedzeni. Mega plus za frytki, a jeśli miałbym coś podpowiadać, to usunąłbym z karty pizzę i na jej miejsce wrzucił kilka innych pozycji klasycznych dla ulicznego jedzenia. Czy wrócę tu dla samego jedzenia? Pewnie nie, ale jeśli zdarzy mi się wyjście na piwo w tym rejonie, z chęcią wpadnę.
Kraftownia Muchobór
Mińska 58 a
