O tym, że na parterze nowego osiedla kilkunastopiętrowych budynków przy ulicy Sikorskiego mają otwierać się kolejne restauracje dowiedziałem się już jakiś czas temu. Przymiarek było sporo, kilku potencjalnych restauratorów wycofało się z tego pomysłu – głównie ze względu na dość kłopotliwą jednak lokalizację bez parkingu i z głównie biurowymi powierzchniami. Jako pierwsi rękawicę podjęli właściciele restauracji Sote wine pub&food.
Restauracja jest nieco ukryta i znajduje się na tyłach jednego z wieżowców, co z drugiej strony stanowi spory atut, bo z okien lokalu rozpościera się naprawdę interesujący widok na Odrę. Wnętrze reprezentuje do bólu ascetyczny styl z ciemnymi ścianami, prostymi stolikami i bogato wyposażony w wina regał. Podczas naszej obecności Sote stoi puste, a nasz głos rozchodzi się po całej sali, wprawiając nas w lekkie zakłopotanie.
Wydrukowane na białych kartkach menu skrywa mieszankę potraw i składników z różnych części Europy, a ceny wyglądają na takie, które nie powinny nikogo zniechęcić. Zamawiamy wino, dwie przystawki, dwa dania główne oraz coś dla dzieciaków. Kuchnia nie daje nam specjalnie długo czekać, więc dość szybko zabieramy się za testowanie.
Rozpoczyna się od idealnego na pierwsze majowe ciepłe dni rieslinga oraz tatara. Tatar (18 zł) z delikatną kwasowością, a przede wszystkim pociągającym, dymnym aromatem wędzonej słoniny, wyciągającej z dość mocno zmielonej wołowiny wszystko, co najlepsze. Bardzo smakuje mi, choć nie do końca odpowiada forma podania szparagów z szyjkami rakowymi (17 zł). Zielone szparagi podkreślone zostały lekką ziołowością, a przede wszystkim aioli, dzięki czemu całość smakuje bardzo poprawnie. Nie przemawiają do mnie te grzanki, do zgryzienia, których należałoby użyć sztucznej szczęki.
Młodzi rozpoczynają jedzenie od klasycznych kluseczek, gnocchi w sosie pomidorowym (15 zł) z parmezanem. Prostota, ale bardzo smaczna, z kremowym sosem, malutkimi kuleczkami kluseczek oraz przyjemną słodką nutą, sprawiającą, że młodzież właściwie połyka swój obiad. Podobną sympatią cieszy się dorsz w panierce, a dokładniej fish&chips z usmażonymi dużymi kawałkami chrupiących ziemniaków oraz mizerią. Nie jest to jakieś super lekkie danie, ale na weekend można sobie pozwolić i przyznam, że sam podjadłem.
Boczek (35 zł) rozpływa się w ustach za sprawą długiego pieczenia, udało się zachować moc jego smaków oraz cudowną soczystość. Towarzyszy mu marchewka oraz sos z miętą i groszkiem. Sos dość lekki, odświeżający, zwłaszcza w zestawieniu z rozkosznie tłuściutkim kawałkiem długo pieczonej wieprzowiny. Ja poszedłem w opcję wege – kluski z grzybami i czosnkiem niedźwiedzim oraz serem kamiennogórskim (33 zł). Przyznam, że to jedna z ciekawszych, lepszych i najbardziej intensywnych rzeczy, jakie było mi dane jeść w ostatnim czasie. Pysznie miękkie kluseczki, ogrom grzybów, intensywny sos, ekstra!
Lubię miejsca z taką kuchnią – intensywną, prostą, nieprzekombinowaną, a przy tym Sote to restauracja znajdująca się w atrakcyjnym dla gości miejscu. Czy również dla właścicieli, tutaj miałbym pewne zastrzeżenia. Mam jednak nadzieję, że Sote ma się dobrze i będzie kontynuować swoją drogę, bo w dalszym ciągu ciężko mówić o nadmiarze restauracji z Wrocławia wydobywających maksimum smaku na każdym wydawanym talerzu. Osobiście mocno trzymam kciuki!
Sote wine pub&food
Sikorskiego 7 a