Po początkowych informacjach o budowanym podobno przez Kurię hotelu na Ostrowie Tumskim, na moich ustach pojawiał się drwiący uśmiech. Dzisiaj mogę powiedzieć jasno – jeśli Kuria ma budować hotele, w których będą tak pyszne restauracje, jak CRAFT, mam nadzieję, że stanie się czołowym wrocławskim deweloperem.
Szymon Sierant spędził sześć lat w norweskich kuchniach, zdążył wziąć udział w drugiej edycji Top Chefa, a także pracować w uznanej krakowskiej ZaKładce. Przyznam, że przed wejściem do Craftu nie zrobiłem porządnego researchu i wspomniane przed chwilą fakty wyczytałem dopiero po przyjściu do domu. Jednak już w trakcie jedzenia przystawek na moich oraz kompanów twarzach rysowało się przekonanie graniczące z pewnością, że człowiek na kuchni nie jest przypadkową osobą. Nie myliliśmy się, bo Szef Kuchni to rzemieślniczy artysta w swoim fachu.
Restauracja mieści się u podnóża wrocławskiej Katedry w pięknym hotelu The Bridge, a jej wnętrze na dzień dobry pozwala pomyśleć o wszystkim, co najlepsze w procesie urządzania restauracji. Ogromna przestrzeń, w której nie da się odczuć, że to w końcu restauracja przynależąca do hotelu. Skromna elegancja, to chyba najlepsze określenie. Mieszające się ze sobą czarne i drewniane elementy dają poczucie odpowiedniego luzu, a porządnie wyszkolona obsługa i świetnie dopasowane nie tylko kolorystycznie, ale i jakościowo naczynia dopełniają obrazu miejsca dopracowanego w najmniejszych szczegółach. Pomimo, że restauracja znajduje się na parterze hotelu z sieci Accor, właściwie nie da się wyczuć tej hotelowości, a jedynym sygnałem może być dość obszerny, bardzo dobrze zaopatrzony bar w dalszej części sali.
Do restauracji trafiamy akurat w końcówce obowiązującej jeszcze letniej karty. Ta ma się zmieniać tradycyjnie wraz ze zmianami pór roku oraz sezonowym kalendarzem. Nie udało się zrobić przeglądu całej karty, ale zjedliśmy całkiem sporo, w tym desery, które trafiły na stolik wyłącznie ze względu na ciekawość.
Pierwszym, tradycyjnym już elementem na stole, okazał się wypiekany na miejscu chleb z masłem posypanym gruboziarnistą solą. Prawdziwe emocje rozpoczęły się jednak przy żeberku jagnięcym (15 zł) z cudownym aromatem grillowania. O, panie, co tu się wydarzyło, ile dobra zamknięto w tym cieniutkim kawałku mięsa. Na to wszystko zaaplikowano jeszcze tak udane w swej prostocie creme fraiche z kiszonym selerem. Tatar (26 zł) trafia w moje gusta wręcz idealnie, choć pewnie tatarowi ortodoksi dość mocno zaakcentują nieobecność w zestawie jajka. Grubo mielona wołowina rozpływa się w ustach, ale ta potrawa pokazuje umiejętną grę teksturami, bo pomiędzy zębami podniecająco strzela prażona komosa ryżowa. Przyznam, że dodatek, a więc gryczane naleśniczki wydają się być lekko przestrzelony ze względu na swoją suchość.
Spośród przekąsek, czy też jak mówi menu: Snacków, świetnie wypadają świńskie uszy (12 zł), których chrupkość do tej pory szumi w uszach, a wędzony majonez przywołuje w pamięci najlepsze wspomnienia dymnych smaków. Pikantne churros (12 zł) różnią się od ogólnego wyobrażenia o hiszpańskim specjale deserowym, ale je się je bardzo przyjemnie, a w tym wypadku chrupkość zastępuje lekkość ptysiowego, usmażonego ciasta, z kolei ostrość podkręca apetyt przed kolejnymi pozycjami. Na tym się jednak nie skończyło, bo jakże moglibyśmy odpuścić sobie pomidory (22 zł) w końcówce najlepszego dlań okresu w roku. Maślanka, olej, pokrojone pomidory – takiej prostocie mówię zdecydowane tak! Zwłaszcza, że na koniec pojawił się jeszcze szpik (22 zł), a szpik to samograj, zwłaszcza, kiedy połączysz go z tak intensywnie ziołowym sosem jak chimichurri. Rach, ciach, ciach, jedno zamieszanie, tłuściutkie wnętrze kości trafia na zgrillowany chleb, i… można zamilknąć, oddając się tej rozkosznej chwili. Nie myślcie o tym rozlewającym się tłuszczyku, tylko nacieszcie własne podniebienia.
Mówi się, że jeśli Szef Kuchni potrafi w warzywa, potrafi we wszystko. W Crafcie wiedzą co robić z roślinnymi potrawami, aby miały mnóstwo smaku i na długo pozostawały w pamięci gości. Brokuły w menu brzmiały dość enigmatycznie (30 zł), a zdziwienia nie zmniejszył pierwszy rzut oka na talerz. Ogromny brokuł obrany z różyczek imponuje zieloną barwą, odpowiednią sprężystością, ale prawdziwe zaskoczenie stanowi mocno kwaśny, gęsty sos, a żeby wszystko się zgadzało, pojawiają się również elementy chrupkie, przez co ciężko oderwać się od naszego zielonego przyjaciela. Z dodatków zaordynowaliśmy sobie fasolkę szparagową (18 zł) i raz jeszcze po pierwszych kęsach zaskoczenie mieszało się z podnieceniem. Sos XO, a więc dodatek do fasolki łączył w sobie ostrość z kwaśnością, wynosząc ukochane przeze mnie warzywo na nieosiągalny poziom. Kalafior (14 zł) to powrót do grillowych aromatów tuż przed pojawieniem się pierwszego deseru.
Mięsnego deseru w postaci antrykotu wołowego z Pniew (50 zł). Cieniutki kawałek wołowiny cieszy oko różowym paskiem pośrodku, jest delikatny, wysmażony w punkt, a sos… Puszysty sos nadaje szyku, dopisując kolejny odcinek historii, potwierdzając, że steki nie potrzebują innych dodatków. Desery właściwe testowaliśmy już na w pełni wypiętych brzuchach, ale doprawdy, koniecznie spróbujcie lodów rozmarynowych dodawanych do gofrów ziemniaczanych (19 zł). Ten leśny element wykonuje piękną robotę dla naszych żołądków muszących przyjąć jeszcze lody z liści jarzębiny, połączone z kwaśnymi, soczystymi malinami (19 zł). Tutaj również wszystko jest na miejscu.
CRAFT restauracja to dla mnie odkrycie. Kilka talerzy, zero wpadek, właściwie bez słabych punktów, mnóstwo smaku, a wszystko to bez przesadnego kombinowania i prób szokowania. Mamy tu do czynienia z nie tyle solidną, co niemal mistrzowską pracą, sporą wiedzą oraz niesamowitym wyczuciem smaku, które stanowi często ten brakujący element w restauracyjnej układance. W Crafcie nie brakuje niczego i aż boję się co będzie z nimi dalej, bo po tak mocnym starcie poprzeczka wędruje dość wysoko. Właśnie takie miejsca sprawiają, że nie mamy prawa wstydzić się poziomu wrocławskiej gastronomii. Brawo dla Was, a Państwo pędźcie do nich czym prędzej!
CRAFT Restauracja
plac Katedralny 8
Co to znaczy „potrafi w warzywa”?
Jakaś dziwna nowomowa.
Byłam, jadłam śledzia, tatar , wieprzowinę, kalafiora i fasolkę. Śledź bez smaku, tatar mdły reszta ok ale nic specjalnego. Miejsce nie warte polecenia.
Sprawdzałem menu opublikowane na ich FB. Komentarz zostawiam tylko w jednej sprawie – cena piwa. Wydawało mi się, że 15-16zł za piwa kraftowe to już sporo w restauracjach. Craft wskoczył na niezrozumiały dla mnie poziom, 21 za butelkę i 19 za lane?! Na szczęście mogę sobie pozwolić na taki wydatek, ale przyjemność z doświadczenia w restauracji zupełnie się pogarsza za takie podejście. Czy nie można dobrze zarobić wyśmienitym jedzeniem i atmosferą? Czy naprawdę trzeba się tak mocno wspierać cenami napojów, które nie są nawet własnej produkcji? Przykro mi za taką sytuację, ale nie potrafię tego zaakceptować i zachować 100% zadowolenia z wizyty gdy ma miejsce taka sytuacja.