Przez kilka ostatnich lat utarło się, że dookoła klienta czy też gościa restauracji należy chodzić na paluszkach, aby przypadkiem mu się nie narazić. Czy aby na pewno ma to jakieś sensowne uzasadnienie? Otóż klient potrafi być takim samym dobrodziejstwem, jak i udręką. Każdy z nas bywając w restauracjach ma zdolności doprowadzania obsługi swoim zachowaniem do szału, nie zdając sobie często nawet z tego sprawy. Kto pracował w gastro, ten wie.
Nie bawmy się w konwenanse i jakieś przesadne grzeczności – jakie komentarze klientów potrafią doprowadzić właścicieli restauracji do szału? Zapraszam do dyskusji.
Smaczne, ale drogo
O tym, że w restauracjach zawsze jest za drogo, pisałem tutaj. Pisałem też wiele razy, że moje pojmowanie świata nie pozwala mi na narzekanie na ceny, kiedy sam decyduję się wejść do danego przybytku, znając menu. Sam to akceptuję, sam zgadzam się zapłacić, więc jeśli smakuje, to zostawiam tipa i nie płaczę, bo nie dość, że to bez sensu, to jakoś tak głupio. To jest fiks – dobre, ale… Smaczne, ale… Fajna obsługa, ale… Zawsze jakieś ale, a przecież po to idziesz do restauracji, żeby czuć się dobrze, i żeby smakowało.
Dobre, ale dupy nie urywa
Czyli, że do cholery co tak właściwie?! To powiedzonko przez wielu Polaków traktowane jest w formie swoistego żarciku. Tak na zasadzie – hahaha, ale śmieszki z nas, tak sobie żartujemy. Nie, to nie są żarty. To najgłupsze powiedzenie na świecie, o czym napisałem kiedyś osobny tekst. Dalej twierdzę, że lepiej tego nie opiszę, niż zrobiłem wtedy:
Wychowaliśmy sobie pokolenie, dla którego dobrze oznacza za mało. Jedzenie nie może być już tylko smaczne. Ono ma wyrywać z butów, urywać dupsko i najlepiej wytrzepać po ziemi, a nie daj boże, żeby nie wyglądało pięknie na Insta. Smacznie? Phi, smacznie to je plebs, a nie jaśniepaństwo co to płaci i wymaga obiadu na białym obrusie i ze srebrną zastawą. To ta sama ekipa, dokładnie ta sama, co to zje wszystko i pstryka na kelnera, żeby w zębach przyniósł zwrot kasy za rachunek, bo ten schaboszczak był niesmaczny. Przecież jego Grażynka w domu robi lepsze.
Fajne, ale ja bym zrobił inaczej
To zrób! Wiecie, to jest ten najgorszy sort gościa, który niby cię chwali, ale tak naprawdę marzy tylko, aby cię poniżyć. Abyś poczuł się zdołowany, że robisz shit, że tak naprawdę nie znasz się na tym, co robisz codziennie. Do tego steka lepiej by pasował sos pieprzowy i surówka z kapusty – to są komentarze domorosłych oglądaczy Kuchennych Rewolucji. I tak ze wszystkim – mniej soli, więcej soli, więcej batatów, mniej cebuli, a do hummusu to lepsza jest truskawka, niż czosnek.
Przychodzę od lat, ale jestem tu ostatni raz
A za tydzień grzecznie ustawiam się w kolejce i czekam na mrozie, żeby jednak zjeść w tej fatalnej knajpie. To jest jeden z klasyków używanych przez klientów. To jest ta zakorzeniona w nas głęboko żółć i przejaw wrodzonego pozytywnego patrzenia na świat. Ile razy podczas tych kilku lat przychodzenia pochwaliłeś restaurację w internecie, wśród znajomych? Nie chwaliłeś, nic dziwnego, wiadomka. Ale teraz zdarzyła się wpadka, koniecznie ogłoś to całemu światu, bo przecież to już nie to, co kiedyś. Teraz się spieprzyli, a ta jedna pomyłka kelnera przekreśla dwadzieścia poprzednich wizyt. Nagle ulewa się i z dobrej restauracji stajesz się podrzędną knajpą, w której nie dość, że jedzenie ujowe, to jeszcze nie ma papieru w kiblu, a stoliki to tak naprawdę zawsze się kleiły i dziewczyny z obsługi nie były miłe. I wiesz co – skoro przez lata było dobrze, to zastanów się, czy to restauracja straci na twojej nieobecności, czy Ty stracisz szansę jedzenia dobrych rzeczy?
Czy to jest świeże?
Nie, sprzedajemy tylko stare, zleżałe i bliskie terminu produkty.
Może jakiś rabacik?
Może nie? Jak stoisz w kolejce w Biedrze to też prosisz Panią kasjerkę o rabacik? Nie! To tego nie rób, bo pięknie wpisujesz się w całą januszerkę polskiego społeczeństwa. Skoro ktoś postanowił ustanowić cenę dania na poziomie 25 zł, to nie po to, aby za chwilę obniżyć ci ją o 20%. Skoro kosztuje 25 zł to dlatego, że tak wskazują koszty. Ja wiem, że to nasze 'negocjowanie” ma podłoże w historii, w kombinatorstwie, ale błagam. Czy zbawi Cię to 5 zł, które wynegocjujesz?
Pyszne! Wszystko smakowało.
No i za pół godziny – jeb! Jedyneczka wpada w Google, komentarzyk w grupie kulinarnej, a jeszcze nie zaszkodzi napomknąć o tym na grupach miejskich. O czym? No przecież kelner był niemiły, kuchnia przygotowała danie trzy minuty za późno, a ten kotlet to tak naprawdę był niedosmażony i brakowało soli. Jak ktoś Cię pyta – jak smakowało? Odpowiedz zgodnie z prawdą. Tu nie ma się czego wstydzić, to może wręcz pomóc, żeby ci właściciele zrozumieli, że ich Szef Kuchni może wcale nie jest tak genialny jak mogłoby się wydawać. Jeśli dacie feedback – nawet negatywny, wbrew pozorom będzie to zwyczajowo w normalnej knajpce przyjęte ze zrozumieniem. Niestety często się zdarza, że ekipa kelnerska jakby podświadomie czuje, że wydane zostało dziadostwo na talerzu, i wtedy podbija ekspresowo do stolika, rzuca rachunek oraz ucieka ze skuloną głową, aby przypadkiem nie musieć wysłuchać narzekań. Wtedy też nie opowiadam, że było źle.
Mogę Was promować za jedzenie
Przypadkowo w ten weekend będę przejazdem we Wrocławiu, organizuję urodziny koleżanki i pomyślałam, że możemy sobie razem pomóc. Mogę zorganizować te urodziny u Was w restauracji, a w zamian za kilka drinków i obiad wrzucę parę zdjęć na Insta Stories oraz post na Insta. To będzie dla Was fajna promocja. Droga instagramerko, mająca 668 followersów – nie będzie. Nie wierzycie, że takie wiadomości trafiają do restauracji? Regularnie i co chwilę. Dla 99% blogerów darmowe jedzenie to wystarczający powód, aby pisać o konkretnym miejscu pozytywnie. Szkoda tylko, że dla restauracji to żaden zysk.
Spodobał Ci się mój tekst? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie
Cała prawda, niestety nasze społeczeństwo myśli w ten sposób, jest to smutne.
Coś mi się zdaje, że z autora też się jakieś złe emocje wylewają, może odetchnąć głęboko? O ile w niektóre z komentarzy nie chce mi się wierzyć, tak są nie na poziomie, o tyle np zaznaczenie poziomu cenowego wydaje mi się jak najbardziej na miejscu. Ja przynajmniej lubię wiedzieć na co się przygotować, czasem coś jest ok, ale jednak cena nieadekwatna, a i autorowi zdarza się pisać w recenzjach „nie za tę cenę”, albo coś w ten deseń. Z tym urywaniem rzeczywiście idiotyczne i też mnie irytuje, acz zaznaczę, że może być połączone z poziomem cenowym/rozdmuchaną marką i wtedy ma więcej sensu. „Ja to robię/łem tak” – może zależeć od tonu i sytuacji, ale rozumiem, jeśli mega wkurza obsługę
ostatnio byłam w Schrimp House i pokusiłam się na nowość – pad thai. był na prawdę słaby. krewetki były niedoprawione i strasznie rybne, makaron był suchy, sos był totalnie mdły i bez wyrazu, a kiełki fasoli mung miały takie nieprzyjemne, rozmokłe, brązowe końcówki… odniosłam prawie całe danie do zwrotu naczyń. gdy wychodziłam kelnerka pewnie zapytała jak tam ich nowe danie, więc zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że słabe, że muszą nad nim bardzo popracować, bo sos, bo świeżość kiełków, a nawet same krewetki nie do końca.. pani była w szoku, ewidentnie nie spodziewała się szczerej odpowiedzi i dość niemiłym tonem odpowiedziała, że dziwne, bo nikt wcześniej się nie skarżył.
i to jest sytuacja, której nie cierpię, w której czuje się jakbym zrobiła coś złego, bo przecież wszyscy jedli i nic nie mówili, a ja ośmieliłam się bezczelnie wydać szczerą opinię… odechciewa się dawać ten feedback i możliwość poprawy 😉
„smaczne ale” uzywam we wszystkich przypadkach (ale mniej wulgarnie), kiedy sama potrafie ugotowac potrawe lepiej. Wydaje mi sie, ze po to przychodze do profesjonalisty, by otrzymac cos, czego ja, jako amator nie zrobie, albo by zjesc cos co jest mega pracochlonne i poprostu czego, zrobic mi sie nie chce – i tak taki komentarz nie padnie w Stole na Szwedzkiej, w restauracji w Topaczu, w Ragu, w sushi barach czy nawet w Misiu…Dobre jest tez wystarczajaco dobre, gdy chce zjesc cos na szybko, w miejscu na luzie, Natomiast gdy ide na wyczekana kolacje, w aspirujacej restauracji, gdzie pod mega wyszukana nazwa dostaje cos, co sama zrobie lepiej – mowie – nie polecam.
Czy to jest świeże?
Nie, sprzedajemy tylko stare, zleżałe i bliskie terminu produkty
W końcu prawda 😉