To już miesiąc, kiedy borykamy się z utrudnieniami związanymi z pandemią koronawirusa. Można powiedzieć, że coraz bardziej przyzwyczajamy się i oswajamy z zaistniałą sytuacją, choć w dalszym ciągu czasami ciężko zrozumieć otaczająca rzeczywistość. Ja standardowo staram się wspierać nasze wrocławskie gastro, przemierzając Wrocław w celu odebrania zamówionego wcześniej jedzenia i zamawiając gotowe rzeczy do domu. Gotuję też więcej z dzieciakami, staram się więcej czytać, a także nadrabiać inne zaległości, choć o dziwo pracy mam chyba więcej, niż przed zamknięciem wszystkiego.
#KoronaDelivery – raport WPK #1
#KoronaDelivery – raport WPK #2
#KoronaDelivery – raport WPK #3
Co mamy tym razem, w czwartej już części serii #KoronaDelivery? Jeden wielki powrót, jedyna w swoim rodzaju pizza, do tego kawa, herbata i oczywiście piwo. Ruszamy! #wspieramgastro
Dla wielu osób – w tym także trochę dla mnie – zamknięcie się RAGU na dowozy i odbiory osobiste tuż po decyzji o zawieszeniu stacjonarnej działalności restauracji, było sporą niespodzianką. Od początku uważałem, że w tym makaronie drzemie spory potencjał. Potrzebny był miesiąc i w końcu mamy to! Ragu to jedno z moich ulubionych miejsc we Wrocławiu, bywam tam regularnie i chyba najczęściej ze wszystkich restauracji ze stolicy Dolnego Śląska. Ragu nie zdecydowało się jednak na uruchomienie tradycyjnego delivery z dowozami przygotowywanych na bieżąco dań z menu, i trzeba sobie jasno powiedzieć, że to jedyny słuszny ruch, bo tak dobry makaron w zaparowanym pudełku mógłby okazać się katastrofą. Pomysł jest inny – zamawiasz dzień wcześniej dania z menu, ale w formacie zrób to sam, a także mrożone makarony, wędliny, desery czy wina. Paczkę odbierasz lub dostajesz pod drzwi kolejnego dnia i cieszysz się jedzeniem.
Jako wierny klient nie mogłem nie zamówić już pierwszego dnia, dzięki czemu w mojej kuchni rozgościły się m.in. ravioli z ventriciną, spaghetti oraz niezniszczalne, pyszne gnocchi truflowe (27 zł). Możecie się teraz poczuć trochę, jak kucharze pracujący w Ragu i złożyć sobie to danie samodzielnie, a zajmie Wam to razem z ugotowaniem wody jakieś 10 minut. Efekt? Wiadomy. To danie jest uzależniające, więc weźcie od razu dwie porcje. Aha, właśnie, porcje. Ta trzystugramowa porcja gnocchi pokona niejednego. Moi młodzi dali się namówić na przyjemnie ostre ravioli, a do zamrażarki trafiło jeszcze pół kilograma gnocchi na gorsze czasy. Właśnie dwa tygodnie wcześniej skończyły mi się zapasy tych pysznych kluseczek, które staram się mieć zawsze w lodówce jako wariant awaryjny na obiad dla młodych.
ul. Sienkiewicza 34 a
Okres pandemii wpływa na to, że dość często jadamy pizzę, a jedną z moich ulubionych w ostatnich miesiącach jest Gruba Focca. O ile już na początku ich działania – w styczniu, pizza rzymska w wykonaniu ekipy z Hubskiej robiła wrażenie, tak po czterech miesiącach widoczny jest ogromny postęp, zwłaszcza w kwestii ciasta. Jest pulchne, lekkie, z piękną siatką wytworzoną przez gluten. Mam pełne przekonanie, że Damian Chrostowski stworzył pizzę, dzięki której to nie my będziemy jeździć na Półwysep Apeniński, a Włosi będą przyjeżdżać do Wrocławia, aby uczyć się swojego specjału. Moim faworytem zdecydowanie jest Cheester, ale już nie popełniamy błędu zamawiania całej, długiej na 57 cm pizzy, a prosimy jedynie o połówkę. Jedynie należy przyjąć z uśmiechem, bo to potężny kawał ciasta z czterema rodzajami sera i… chrupkami cheetos oraz szczypiorkiem. Umówmy się, to z założenia musi być hit. I jest! Dwa kwadratowe kawałki dla mnie, dwa dla żony i można kłaść się na kanapie, bo to porcja absolutnie wystarczająca. Gruba Focca to na pewno jedno z odkryć tego roku i przyznam, że o ile kocham pizzę tradycyjną, tak ta na pięknie wyrośniętej focacci jest mi bardzo bliska.
ul. Hubska 72 b
Czajownia jest jednym z najbardziej geekowskich miejsc we Wrocławiu, bardzo specjalistycznym, w którym właściciele – Piotrek i Monika z wielką chęcią oraz oddaniem dzielą się wiedzą na temat herbat. Na miejscu byłem kilkukrotnie, ale uczciwie mówiąc, herbata nigdy nie należała do napojów, wokół których krążyły moje sympatie i zainteresowania. Człowiek jednak uczy się całe życie, więc teraz, słysząc o sporych problemach Czajowni, przy pomocy Piotrka zaopatrzyłem się w zestaw herbat, którymi bawię się teraz w domu. Raz jeszcze przekonałem się, że warto zgłębiać różnorodne około kulinarne kwestie, ponieważ pozwala to na poszerzenie gamy smaków i doświadczeń, jakimi dysponujemy. Póki co jestem na początku drogi, uczę się rytuału picia, zalewania, rodzajów herbat, ale już powolutku wsiąkam w temat, co i Wam zalecam, bo ekipa jest świetna i warto ich wesprzeć w trudniejszym czasie, a dobra herbata przyda się w każdym domu. Zwłaszcza te posiadające właściwości uspokajające, kiedy siedzimy przez cały dzień zamknięci w domu z dwójką naładowanych młodzianów.
Białoskórnicza 7
Chlebusik to projekt, który powstał już wcześniej, ale został rozwinięty mocniej dopiero w okresie pandemii. Ekipa odpowiadająca m.in. za Motylą Nogę i Nieinną dokupiła na szybko dwa busiki i podróżuje ze swoim wypiekanym codziennie pieczywem po Wrocławiu, zmieniając co kilka godzin lokalizację. Traf chciał, że przypadkowo trafiłem na jedno z aut mobilnej piekarni… 100 metrów od własnego mieszkania, na zadupiastym Zakrzowie. Dopiero później przypomniałem sobie, że sprawdzałem dzień wcześniej lokalizację – codziennie na ich FB znajdziecie rozpiskę co, gdzie i kiedy, ale oczywiście zapomniałem o tym, i zjeżdżając już po pracy do domu nagle wypatrzyłem charakterystyczny czarny busik. nabrałem więc słodkości dla rodziny, a dla siebie bułę z nadzieniem do… pierogów ruskich. Tak, do ruskich. Znacie moją słabość do nich, więc mogę powiedzieć tylko jedno – ktoś, kto wymyślił zamknięcie tego farszu w bułce, zasługuje na duże uznanie. Klasa, dziękuję i szukajcie Chlebusika na swoich osiedlach.
Tak jak rozpocząłem przygodę z herbatą, tak już jakiś czas temu trochę mocniej wszedłem w temat kawy, choć skłamałbym, że czuję się w tej tematyce bardzo swobodnie. W dalszym ciągu kawa stanowi dla mnie napój odpowiadający za odpowiednie pobudzenie, piję ją – dosłownie – litrami, choć coraz większą przyjemność sprawia mi zaparzenie prostego dripa w domu. Takiego w sam raz do pracy przy kompie podczas home office. Lubię poczuć w kawie coś więcej, niż tylko przepalony, mocny smak, od zapachu którego kręci się w głowie. Tym bardziej ucieszyła mnie wspólna akcja ośmiu wrocławskich kraftowych palarni kawy. #wrocławskiwypał to… A zresztą, oddajmy głos tym, którzy cały projekt stworzyli:
Wrocławski Wypał to owoc kooperatywy kawowej 8 rzemieślniczych palarni z Wrocławia. Z racji tego, że wszyscy opowiadamy się za świeżo wypaloną kawą, podzieliliśmy projekt na dwie odsłony. Prezentujemy Wam dwa zestawy – #WroclawskiWypal Espresso – przeznaczony do tradycyjnych metod parzenia i zestaw #WroclawskiWypal Alternatywy – do metod przelewowych. W każdym z nich znajdują się wybrane kawy z czterech palarni. Za dwa tygodnie robimy zmianę – palarnie odpowiedzialne za Zestaw Espresso utworzą paczkę kaw do Alternatyw i na odwrót. Żeby zachować świeżość, będziemy wysyłać Wam paczki dwa razy w tygodniu – we wtorki i czwartki.
Jakie palarnie biorą udział w akcji?
Blueberry Roasters | Czarny Deszcz | Enklawa | Etno Cafe / Wroasters | Figa | Mała Czarna | Monko | Paloma
Tutaj możecie zaopatrzyć się w zestawy, które całościowo kosztują 20% mniej, niż kawy w regularnej sprzedaży.
Moje polecenie? Zdecydowanie Enklawa z kawą Costa Rica Las Lajas.
Na koniec jeszcze coś, co ze wszystkich napojów jest mi zdecydowanie najbliższe. Kilka poleceń z tego, co udało mi się wypić w ostatnim czasie. W polskim krafcie na dobre zawitały puszki, w czym przoduje kilka browarów, a tradycyjnie dobre wrażenie zostawiają po sobie te od Funky Fluid. Up Above i Gelato Pastry Sour zwyczajnie wyrywają z butów, naprawdę. Pije się to doskonale, podobnie zresztą jak całą serię Hazy Disco od Pinty. Tutaj z kolei wybitnymi jednostkami są te powstałe w kooperacji z browarami odpowiednio z Chorwacji oraz Rosji, czyli Zagreb i Saint Petersburg. Pyszne, naprawdę pyszne. Osobne pochwały należą się bliskiemu nam browarowi Nepomucen za cały zestaw niezwykle udanych wypustów w ostatnim czasie. Po kolei – F16, Pijże, Snipe, Ma Noi, Szosa. To wszystko nazwy piw, a jeśli pytacie gdzie je zdobywam, to najczęściej w trzech sklepach – Drink Hali, Piwnicy oraz ostatnio także w Pasażu Królewieckim w sklepie Piwo na 300 sposobów. Nie można zapomnieć również o lokalnym wspieraniu, więc informuję tylko, że swój mini sklepik posiada AleBrowar Wrocław, gdzie w godzinach pomiędzy 15 a 18 możecie zdobyć ich butelkowe piwa w naprawdę bardzo przystępnych cenach. na zdrowie!
aaa