Jesteśmy na wojnie i nie wiemy kiedy się ta wojna skończy, więc robimy wszystko, aby się utrzymać. Mniej więcej takie słowa słyszę od większości właścicieli miejsc, z których zamawiam jedzenie, głównie z odbiorem osobistym. Jak Wam już wcześniej pisałem, charakter mojej pracy wymaga poruszanie się, więc w miarę możliwości odwiedzam kolejne miejsca, aby choć na tyle dołożyć swoją malutką, blogową cegiełkę do ratowania wrocławskiej gastronomii. Mam wielką nadzieję, że uda się tę wojnę przetrwać, zakończyć i rozpocząć nowe życie, choć uczciwie mówiąc – perspektywy nie są specjalnie ciekawe. Wiele przykładów wrocławskich restauracji pokazuje jednak, że gastronomia uczy walki, przystosowywania się do nowych warunków gry i działania w ekstremalnych sytuacjach. Zapraszam na piąty już odcinek cyklu #KoronaDelivery
#KoronaDelivery – raport WPK #1
#KoronaDelivery – raport WPK #2
#KoronaDelivery – raport WPK #3
#KoronaDelivery – raport WPK #4
Podróż rozpoczynamy od ulicy Przyjaźni, gdzie właściwie od samego początku koronawirusowej sagi funkcjonuje sobie piękny duet wrocławskiego gastro – Piekarnia PLON i uznany, lubiany od lat KRASNOLÓD. Chleb należy do potrzeb pierwszej potrzeby, więc siłą rzeczy piekarnia przeżywa oblężenie. Przeżywa, ale przede wszystkim osób świadomych i nastawionych na jakość, a tej przy Przyjaźni znajdziecie mnóstwo. O chlebie pszennym powiedziano i napisano już wszystko, więc tylko powtórzę – jeśli będziecie szczęśliwcami i zastaniecie go na półce, bierzcie dla siebie, znajomych i rodziny, bo to zwyczajnie cudo. Istnieje jeszcze ryzyko, że zjecie już w aucie, więc najlepiej na dokładkę dorzucić do zamówienia coś jeszcze. Ja miałem ostatnio tyle szczęścia, że trafiłem na croissanty. Wróć, trafiłem na CROISSANTY. Przez wielkie C i Y na końcu. Jakie to jest cholernie dobre! Bez niczego, na słodko, z wytrawnymi dodatkami, zawsze. Liczcie na szczęście i polujcie na nie, ale podobno znikają jeszcze jakieś 20 razy szybciej od chleba. Z nowości zabrałem ze sobą ostatnio poruszająco mięciutki chleb tostowy, a żeby zrobić niespodziankę dzieciom, dobrałem jeszcze kilogram lodów krasnolódowych wraz z całym oprzyrządowaniem – kubeczkami i wafelkami, aby młodzi mogli poczuć się jakby już nie było korony. Efekt? Uśmiechnięte i umazane lodami buzie, a więc było dobrze! Nie da się nie lubić tej kooperacji. Nie da!
Przyjaźni 64
Swego czasu buła ze smażonym serem od Bratwurstów była wyznacznikiem streetfoodowych trendów we Wrocławiu. Lata mijają, ale Bratwursty mają się dobrze, a mnie czasami zamarzy się ten właśnie podstawowy specjał. Tak było któregoś dnia kwarantanny, kiedy jeżdżąc po mieście uświadomiłem sobie, że… od dawna nie jadłem smażonego sera, który jest moim absolutnym numerem jeden na liście mało kalorycznych przekąsek. Akcja była szybka – apka Glodny.pl, zamówienie z odbiorem osobistym, płatność i szybkie info o tym, że za 15 minut można pojawić się pod odbiór. Teraz, kiedy zaparkowanie w okolicach Rynku nie stanowi wielkiego problemu, to idealne rozwiązanie. Aha, żeby nie było przesadnie kalorycznie, domówiłem jeszcze porcję frytek, żeby uzupełnić zestaw o jakieś warzywa. Pierwszy gryz i już wiedziałem – tego mi było trzeba! To chyba jeden z niewielu klasyków ulicznych, którego smak na przestrzeni lat nie zmienił się w najmniejszym stopniu. Ten sam smak, ta sama wielkość, ta sama atrakcyjna cena. Klasa.
O ile o Bratwurstach można mówić jako o klasyku nowej fali wrocławskiego streetfoodu, tak Bar Miś można uznać niemalże za symbol całej gastronomii w stolicy Dolnego Śląska. Funkcjonujący od 1967 roku (!) bar mleczny z Kuźniczej, oblegany każdego dnia przez ogromne rzesze studentów, z dni na dzień został zdegradowany do nikomu niepotrzebnego miejsca w okolicach Rynku. Jak się jednak okazuje, ktoś wykazał się ogromnym hartem ducha, energią i ruszył na ratunek. W taki oto sposób w Misiu możecie sobie zamówić jedzenie na dowóz – najbardziej niesamowite jedzenie na dowóz we Wrocławiu, zdecydowanie. Minimalna kwota zamówienia? 40 zł. Kto był choć raz w życiu w Misiu, wie ile jedzenia za tę kwotę można zamówić. Na spokojnie możecie zebrać się w kilku sąsiadów i złożyć zamówienie. Ja nabrałem torbę zamówienia i zapłaciłem coś w okolicach 30 zł łącznie z opakowaniami. Tak, milionem plastikowych opakowań, których ilość na pewno można by poprawić. Pamiętajcie jednak, że jest to Miś. Bar Miś, który ma swój piękny i niepowtarzalny świat. Co wybierać? Głównie z sentymentu zabrałem do domu dwie porcje leniwych pierogów z obowiązkową bułką tartą i cukrem. Cena – 3,28 zł za porcję. tak, 3 złote 28 groszy. Możecie się śmiać, ale… no cholera, są takie jak zawsze. Po prostu smaczne i jedyne w swoim rodzaju. Miękkie, lekko serowe, słodkie. Naleśniki? Kompletnym nieporozumieniem byłoby narzekanie, że cokolwiek w nich nie gra. Cena – 3,27 zł za dwie sztuki. Odlot totalny. Barszcz ukraiński i zupa pomidorowa zamykają się w 4,40 zł za dwie. Jakoś jest, jaka jest, ale to dalej jedzenie, które można zjeść bez obaw. Klasyka barów mlecznych, legenda. Nie mogłem nie pomóc choćby tą symboliczną kwotą.
Kuźnicza 48
Trochę mi wstyd, bo do Hali Monko na Tęczowej wybierałem się od dawna, ale jak to bywa, zawsze coś stawało na przeszkodzie. Musiał przyjść wirus, aby podjechać do ekipy Monko, choć już w nieco innych okolicznościach. Pierwsza kwestia – faken, jak to pięknie wygląda! Odrestaurowany, ceglasty budynek pomiędzy nowoczesnymi blokami prezentuje się wybornie. Na wjeździe czeka na nas najpierw kawiarnia Monko, umiejscowiona w miejscu dawnej wagi przemysłowej z charakterystyczną wieżą, natomiast kilkadziesiąt metrów w głąb, oczom ukazuje się wspomniana Hala. Wewnątrz ulokowano kawiarnię lub też bistro, gdzie w normalnych warunkach można coś zjeść, napić się dobrej kawy i piwa. Doprawdy świetna osiedlowa knajpka, tyle że w okresie pandemii funkcjonująca na innych zasadach. W dowozowym menu Monko znajdziecie desery oraz kilka dań słodkich i wytrawnych, za przygotowanie których odpowiada Natalia Gmyrek. Mój wybór padł na ukochane pierogi ruskie oraz naleśniki z czekoladą i twarogiem dla dzieci. Efekt? Te pierogi są jednymi z najlepszych we Wrocławiu i piszę to z pełną odpowiedzialnością. Mocno twarogowe, pieprzne, z odpowiednio delikatnym ciastem. Do tej pory żałuję, że zabrałem tylko jedną porcję, którą pochłonąłem jeszcze w aucie. Warto zapisać sobie ten adres.
Tęczowa 83
Standardowo w tym czasie trwałby dobrze znany już festiwal Restaurant Week, którego kilkanaście edycji odbywało się dwa razy do roku w kilkunastu polskich miastach. Sytuacja w kraju i na świecie uległa na tyle zmianie, że przeformatowano imprezę na… Delivery Week, a więc festiwal dostaw, który potrwa do 30 kwietnia, aby wspomóc choć w taki sposób mocno doświadczone wirusem restauracje. Pomysł jest znany, tyle że jemy nie na miejscu, a otrzymujemy jedzenie z dostawą, a także mamy dwa, a nie trzy dania. Cena – 35 zł za dwudaniowe doświadczenie dla jednej osoby. W pobliżu nas znajduje się sołtysowicka restauracja Chwila Moment i właśnie z niej dojechał do nas pakunek z jedzeniem. Przyzwoitym, nieskomplikowanym, w skład którego wchodził krem z zielonych warzyw oraz filet z kurczaka z puree ziemniaczanym z gorczycą oraz sałatka z pstrągiem. Do wyboru macie kilkanaście wrocławskich restauracji – korzystajcie!.
Na koniec jeszcze tradycyjne, szybkie podsumowanie piwne. W ostatnim tygodniu pierwszy raz od dawna trafiłem do sklepu Stalowa 70. Prawdopodobnie z okazji koronawirusowych zawirowań możecie u nich naleźć ciekawe promocje piwne, jak choćby piwa z browaru Piwne Podziemie, które do Wrocławia przyjeżdżały rzadziej, niż częściej, więc udało się wypróbować smaków, jakich nie byłoby mi dane w innych okolicznościach. Przepyszna jest podwójna IPA Bail Out, a także lekkie, sesyjne IPA KillYr Idols, natomiast w tematykę #zostańwdomu wpisuje się piwo Sieć w Domu, a więc chmielowa klasyka gatunku. Na zdrowie!
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie