Niektórzy określają Zwycięską mianem najbardziej zakorkowanej ulicy na świecie, i zapewne mają trochę racji. Faktem jest też, że mamy tu do czynienia również z prawdopodobnie największym nagromadzeniem restauracji w całym Wrocławiu, z wyłączeniem Rynku oczywiście. Czy jakiekolwiek otwarcie może tu jeszcze wzbudzać większe zainteresowanie?
Większości restauracji ze Zwycięskiej, lepiej lub gorzej, ale udało się przetrwać okres pandemicznej przerwy. Z mapy zniknęły Fatboy Sushi i Gluten Appetit, a także Smaki Indii, zastąpione dość szybko przez Moje Miejsce. W sensie nie moje, a którego nazwa to Moje Miejsce, i już ona sama naprowadza nas trochę na kulinarny kierunek, w jakim podąża. Przynajmniej moje pierwsze skojarzenie po jej usłyszeniu powędrowało w stronę domowych, polskich smaków. Jak się okazało, dokładnie tak jest, co akurat na Partynicach może okazać się strzałem w dziesiątkę. Otóż sądząc m.in. po kierowanych do mnie zapytania czytelników, klasyczna kuchnia w tych okolicach, pomiędzy smakami z różnych stron świata, należy do tych najbardziej poszukiwanych. Może, jeśli poziomem nie będzie odbiegać od pozostałych lokali.
Wnętrze uległo lekkim zmianom w porównaniu do poprzednich najemców, jest jaśniej, pozytywne wibracje wprowadza obecna zieleń, a przed restauracją ustawiono całkiem spory ogródek. Do Mojego Miejsca zawitałem dwukrotnie, dwa razy na początku tygodnia w porze obiadowej, ale wielkich tłumów nie zastałem. Dzięki temu udało się zjeść dość szybko, co cieszy.
Rozpoczynamy od tatara, bo jakże by przejść obok niego obojętnie, patrząc na kartę. Przesiekany tatar wołowy (28 zł) trafia na stół już po wymieszaniu z żółtkiem, schłodzony, z przyjemnie stawiającym opór zębom mięsem. Dobra pozycja na początek, pojawia się tu i lekki kwas, słodycz, a także chrupiący element w postaci cieniutko skrojonej rzodkiewki. Do powtórzenia, na pewno. Przystawka numer dwa to rosół z gęsi (16 zł) – raczej cieniutki jak na rosół z gęsi, ale miło grzeje, a lane kluski tak ślicznie wprowadzają wspomnieniowy element do całego obiadu, że głupio byłoby przesadnie narzekać. Klasyczna, poprawna robota.
Sznycel (39 zł) to solidna porcja mięcha rozbitego do wielkości talerza. Jest cienki, miękki, chrupiący, podany z młodymi ziemniaczkami, którym jednak przydałoby się jakieś masełko – masło to życie, wiadomo – oraz przesmażoną, ciepłą kapustą z kminkiem i koperkiem. Będzie pan zadowolony, nie ma wyjścia. Ten sznycel jest tu chyba właśnie takim synonimem klasyki w menu, i dobrze, bo mogę to napisać raz jeszcze – bardzo przyzwoite, dobre wykonanie.
Do klasycznego zestawu wchodzi oczywiście rolada wołowa (39 zł) z kluskami śląskimi oraz burakami w dwóch wersjach. Nikt nie mógłby się obrazić, gdyby wołowina wyszła jeszcze bardziej miękka, ale roladę je się z przyjemnością. Zresztą, czy roladę można jeść bez przyjemności?! Toż to skarb i należy się cieszyć, że jeszcze komuś chce się ją przygotowywać w restauracji.
W menu znajdziecie też odłam, nazwijmy go mniej tradycyjny, a więc pozycje takie, jak kanapka z szarpaną wieprzowiną czy orzotto z kurkami (29 zł). I właśnie tego drugiego spróbowałem podczas ostatniej wizyty. Wiecie – kurki, bób, łatwo mnie w taki sposób przekupić. Przez kremową teksturę przebija się tu lekko winny aromat, a całość znika z talerza z wielką radością, a także narastającą z każdym gryzem nasyceniem. Jest sezonowo, jest mój ukochany bursztyn, jest radość.
Czy Moje Miejsce ma szansę stać się miejscem każdego z nas? Czy ma szansę zapisać ciekawą kartę w historii partynicko-ołtaszyńskiej gastronomii? O ile ludzie kochają makaron, krewetki, pizzę czy inne burgery, tak chyba każdy z nas ma w sobie jakąś chęć powrotu co jakiś czas do macierzy, do domowej kuchni, i tutaj upatruję szansy. To bardzo uczciwa, udana, comfortfoodowa kuchnia Szefa Kuchni Marcina Jenczelewskiego, w której pewnie da się dopracować kilka spraw, ale zostawiająca pozytywne wrażenie i dobry smak po wyjściu z restauracji. Ja chcę tu wrócić na tatara czy roladę, a każdy z Was znajdzie także coś ze swoich wspomnień związanych z rodzinną kuchnią tradycyjną. Ja mówię TAK i czekam na Wasze opinie!
Moje Miejsce
Zwycięska 9-23
Wpis datowany 15.07.2020, czytam 17.07.2020, czyli 2 dni później… wchodzę na stronę restauracji, przeglądam menu – a tam ceny już wyższe o kilka zł. Serio?
Dziś byłem. Koło 16:00. Myślę sobie: „nie będzie kolejek”. Nie było. Obsada lokalu jakieś 40-50% wiary. I 40 minut czekania na danie. Serio? Sznycel, ziemniaki i kapusta.
Przy mnie jedna grupa konkretnie poirytowana wyszła po jakiś 45 minutach czekania na zamówienie, inne zrezygnowały dowiedziawszy się, że czas oczekiwania to.. 1,5h (!!!).
Co do samego dania: sznycel poprawny chociaż wg mnie trochę suchy, podeszwowaty. Młode ziemniaki jak to ziemniaki a i kapusta młoda na ciepło jak to młoda kapusta na ciepło. Wg mnie jednak 39,- za to danie to mocna przesada i są miejsca gdzie równie dobre Dania można zjeść za nie wiele więcej niż połowę tej kwoty.
Wystrój wnętrza taki sobie, te plastikowe roślinności na ścianach jednak rażą. Można było się trochę bardziej postarać, zwłaszcza przy tych cenach. W Pasibusie jakoś to działa (fajna roślinność na ścianach).
Podsumowując: za tą cenę nie polecam.
Właściciel nadal jest ten sam, więc wierzę, że skoro sprowadził wcześniej kucharzy z Indii, żeby było autentycznie to i teraz postarał się o to, żeby tak było 🙂