20.4 C
Wrocław
piątek, 29 września, 2023

Gastro tydzień z WPK #7 – jajecznica z truflami, ORZO i jagodzianki

Często pytacie – gdzie zjeść we Wrocławiu to, to i to. Pytacie też – co jesz w ciągu tygodnia, czy jesz tylko w restauracjach, czy jesz też w miejscach, których nie opisujesz na blogu? W cyklu Gastro tydzień z WPK odpowiadam na każde z tych pytań, mianowicie opowiadam co jem w ciągu całego tygodnia, a są to czasami miejscówki, jakich nie opisuję szerzej na blogu. Ruszamy!


Gastro tydzień z WPK #1

Gastro tydzień z WPK #2

Gastro tydzień z WPK #3

Gastro tydzień z WPK #4

Gastro tydzień z WPK #5

Gastro tydzień z WPK #6


Nie możemy rozpocząć tej podróży od nikogo innego, jak właśnie od najgłośniejszego otwarcia ostatnich tygodni, a więc drugiej odsłony pizzerii Oliwa i ogień. Oliwa i ogień 2.0 to zdecydowanie moje miejsce na ziemi, to także miejsce na ziemi każdego fana nowofalowego podejścia do tematu pizzy. Mamy tu do czynienia nie dość, że z pięknym wnętrzem samego lokalu na Ostrowie Tumskim, ale i ortodoksyjnym, nastawionym na jakość produktu podejściem do tematu pizzy. Nie dostaniecie tu sosu czy oliwy smakowej, nie zmienicie składników, a ogromne ranty pizzy canotto pobudzą wyobraźnię, kiedy tylko to cudo wyjdzie z pieca. Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu taki rodzaj pizzy zasmakuje, nie każdemu się spodoba, ale ja doceniam mega robotę, jaką wykonali właściciele, rzemieślnicze niemal podejście i ogrom pracy. No i ta mortadela!

Otwarcie ORZO, a dokładniej ORZO people, music nature Wrocław miało być jednym z największych wydarzeń 2020 roku we wrocławskiej gastronomii, ale pandemia koronawirusa skutecznie powstrzymała ten rozmach. Na ten moment odwiedziłem restaurację z placu Nowy Targ tylko raz, na śniadanie. Wrażenie robi ogromna przestrzeń wewnątrz. Prawda jest taka, że na tych metrach na spokojnie zmieściłoby się pewnie i pięć innych konceptów, więc odwaga właścicieli sieciowej restauracji jest spora. Jak wygląda oferta śniadaniowa w ORZO? Hmmm, wydaje mi się, że jest dość skromna, bo ogranicza się do jedynie czterech pozycji w menu. Szakszuka (23 zł) to najmocniejsza z opcji, jakie jedliśmy. Aromatyczna, z zapieczonym jajkiem, dość płynna. Perfect morning (19 zł) składające się m.in. z jajka i kiełbaski, to uczciwie mówiąc – nuda. Co dziwne, śniadania podawane są tu do 13, więc przychodząc na obiad o 12 nie będziecie mogli go zamówić. Rozmach tego miejsca jest ogromny, ale czy Wrocław przyjmie ORZO z otwartymi ramionami, nie jestem pewien.

Jeśli miałbym zdradzić swoje ulubione pizzerie dla jednej innej, byłaby to na pewno Gruba Focca. Lubię jej chrupkość, a przy tym lekkość pomimo mocno wyrośniętego ciasta. Ogólnie jest mi nie po drodze na Hubską, ale kiedy zobaczyłem w menu pozycję nazwaną zapiekanką, lekko nadrobiłem drogi, aby zabrać ich pinsę do domu. Czym jest zapiekanka? Ano zapiekanką w najczystszej postaci, z ogromem pieczarek oraz mieszanką mozzarelli i goudy, a także oregano. A, jest oczywiście ketchup i majonez, nieodłączna część klasyki polskiego jedzenia ulicznego. Czy będę fanem? Może nie przesadnym, ale każdy, kto wychował się na wczesnokapitalistycznym streetfoodzie Made in Poland z lat 90., powinien jej spróbować. Na drugim biegunie ustawiam Amerykę, a więc pepperoni, ale z podwójną/potrójna ilością plasterków salami. O matko, tu się dzieje! Jest tłuściutko, wędlina lekko chrupie, nadając charakterystycznego, lekko przypieczonego aromatu. Oj tak, na kaca wjeżdża na grubo.

Na drugim krańcu placu Nowy Targ, niż ORZO, mieści się kompletnie odmienne pod względem rozmachu miejsce. Kiosso to maleńki lokalik – dosłownie metr na metr, gdzie siedzi jedynie właściciel, serwujący kawę na wynos. Patrząc na to miejsce po prostu chcesz się napić kawy, bezdyskusyjnie. Krótka rozmowa z właścicielem, wybór spory, a potem już tylko cieszysz się swoim pachnącym naparem. Lubię takie projekty, lubię je wspierać i szanuję za wykorzystanie tak niewielkiej przestrzeni do zrobienia czegoś ciekawego. Będę stałym gościem.

Zazwyczaj staram się dostrzegać szklankę do połowy pełną, aniżeli pustą, więc i z pandemii wyciągam pozytywy. Takim jest niewątpliwie poszerzenie stref dowozów jedzenia z poszczególnych restauracji. Dzięki temu na mój Zakrzów dostarczać zaczęła ulubiona indyjska miejscówka – Thali. Któregoś wieczora naszło mnie na leniwe jedzenie w kapciach przed telewizorem, więc odpaliłem aplikację Glodny.pl, zerknąłem jakie restauracje dostępne są po 20 – wybór nie jest wielki, i szybciutko zdecydowałem się na coś aromatycznego. Przepyszne, doprawdy przepyszne jest wege biryani (27 zł). Nie dość, że sama porcja ogromna, to jeszcze pachnie obłędnie mieszanką kardamonu, kolendry i kuminu. Całość jest sypka, pomiędzy ziarenkami ryżu przewijają się warzywa, ale musicie się nastawić, że jedna część porcji zostanie na drugie danie lub śniadanie dnia kolejnego. Naprawdę, cholernie dużo tego biryani. Lekko słodkawy butter chicken (27 zł) oraz wege samosy (12 zł) to mój zestaw obowiązkowy w Thali, na którym nigdy się nie zawiodłem i podobnie było teraz.

Mam pewne wyrzuty sumienia, ponieważ wcześniej opisywałem WOO THAI kilka lat temu, a od tego czasu restauracja z Grunwaldu przeszła niesamowitą przemianę. Nie dość, że powierzchnia lokalu się podwoiła, to jeszcze smak chyba się polepszył. Tutejsze potrawy sprawiają radochę – zarówno przystawki, jak i dania główne. To są tajskie smaki, jakie chce się jeść codziennie, a kolejki do restauracji nie dziwią. Poczytajcie więcej w moim wpisie, ale koniecznie zamawiajcie kalmary – są świetne!

Wakacje dla wielu z nas upływają w fioletowych barwach. Barwach jagodzianek, wyznaczających słodkie trendy w lipcu i sierpniu. Sam nie należę do wielkich fanów tychże owoców, co spowodowane jest prawdopodobnie traumą związaną z nadmorskimi jagodziankami z plaży w dzieciństwie. Źle mi się kojarzą. Są jednak we Wrocławiu jagodzianki, nad którymi pochylić się powinien każdy, nawet najbardziej sceptycznie do nich podchodzący osobnik. Te ważące ćwierć kilograma słodkie cuda wypełnione są jagodami w opór, a każdy gryz zapewnia fioletowe ubarwienie zębów. Wow, to jest prawdziwe złoto cukiernicze i jeśli jeszcze nie jedliście ich w tym roku, ruszajcie do Gigi w Ferio Gaju, aby nacieszyć się synonimem lata. Aha, nie zapomnijcie wziąć na deser bułki z mortadelą. Kocham ją miłością absolutną.

Na Plac Solny trafiłem w przededniu wprowadzenia nowej karty w Młodej Polsce, ale przyznam, że szedłem z prostym nastawieniem – zjeść barszcz. TEN BARSZCZ. Barszcz znajdujący się w menu od pierwszego dnia funkcjonowania restauracji, będący łącznikiem pomiędzy nowym a starym, między zmianami w menu, a standardami. Barszcz z ziemniakami i cebulką to mój ukochany comfort food, to moje dzieciństwo, to wspomnienie z rodzinnych obiadów. Tyle, że w moim domu ziemniaki trafiały na talerzyk obok. Dobry jest, lekko słodki, klarowny, chce się na niego wracać.

W ostatnim czasie usilnie poszukuję sensownych śniadań we Wrocławiu i zachodzę w głowę, dlaczego niewiele restauracji obsadza ten segment rynku gastronomicznego. W odpowiedzi zapewne usłyszę, że Wrocław to nie Warszawa, co oczywiście będzie częściową prawdą, ale wydaje mi się, że problem leży gdzie indziej. W jakości mianowicie, ponieważ większa część restauracji parających się śniadaniami, ogranicza swoje działania do banału, a więc frankfurterek, jajecznicy i omleta, a mam dziwne przekonanie graniczące z pewnością, że takim zestawem w 2020 roku świata się nie zawojuje. Innym tematem jest odpalanie śniadań jedynie w weekendy. Rozumiem, że to właśnie w sobotę i niedzielę ruch jest największy, ludzie mają więcej czasu, ale podobne działania nie pozwalają przyzwyczaić swoich klientów do tego, że poranne posiłki się w ogóle serwuje. Co ja tam jednak wiem, w końcu ja tylko odpowiadam za jedzenie. Spróbowałem więc śniadaniowej propozycji w restauracji CAMPO. Restauracji słynącej głównie z pięknego wystroju oraz czołowych steków w mieście, a także zjawiskowego patio w kompleksie OVO.

Pierwsza rzecz, na którą od razu zwróciliście mi uwagę, kiedy wspomniałem o wizycie na śniadaniu w CAMPO, były ceny. Te faktycznie pozycjonują lokal dość wysoko i pod konkretnego klienta, ale to chyba dość normalne w przypadku takiego modelu. Co można zjeść rano – od piątku do niedzieli – w CAMPO? Najmocniej uwagę zwraca jajecznica z truflami (42 zł), podawana dodatkowo z trzema pinchos. Jeśli uważacie, że to nadmiernie burżuazyjne podejście do tematu, to na luzie, bo trufle z jajecznicą to całkiem częste połączenie w światowej gastronomii. Wydaje mi się jednak, że połączenie jej z trzema, bardzo różnorodnymi  grzankami, nieco przykrywa klasę trufli. Pyszna jest grzanka z wędzonym łososiem, ale przy jej wyrazistości, trufla nieco blaknie. Tutaj pomyślałbym jednak o rozdzieleniu tego zestawu. Najbardziej smakują nam kiełbaski merguez z hummusem z czarnej fasoli i jajkiem. Jedne z lepszych kiełbasek, jakie jadłem we Wrocławiu i na nie warto wrócić. 

Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie