Ciężko mi uwierzyć za każdym razem, gdy publikuję kolejny wpis z cyklu Korona Delivery. Kiedy wszystko zaczynało się w marcu, w życiu nie przewidziałbym, że to wszystko potrwa tak długo, a ja dobiję do końca roku do siedemnastego już wpisu. Niestety, wygląda na to, że sytuacja nie ulegnie zmianie w najbliższym czasie, więc jedziemy dalej z #wspieramgastro
Zerknijcie na kanał WPK na YouTube, zostawcie subskrypcję i oglądajcie ostatni film.
#KoronaDelivery – raport WPK #1
#KoronaDelivery – raport WPK #2
#KoronaDelivery – raport WPK #3
#KoronaDelivery – raport WPK #4
#KoronaDelivery – raport WPK #5
#KoronaDelivery – raport WPK #6
#KoronaDelivery – raport WPK #7
#KoronaDelivery – raport WPK #8
#KoronaDelivery – raport WPK #9
#KoronaDelivery – raport WPK #10
#KoronaDelivery – raport WPK #11
#KoronaDelivery – raport WPK #12
#KoronaDelivery – raport WPK #13
#KoronaDelivery – raport WPK #14
#KoronaDelivery – raport WPK #15
#KoronaDelivery – raport WPK #16
Czy Wy też w obecnej sytuacji szukacie miejsca, aby na chwilę popracować w spokoju wyrwać się od krzyczących dzieciaków, ze swoich czterech ścian? Ja zdecydowanie tak, choć i tak należę do przedstawicieli wolnych zawodów, którzy mają nielimitowany czas pracy, więc nie powinienem przesadnie narzekać. Nie zazdroszczę ludziom na home office, zobowiązanym do pracy od 8 do 16 we własnym domu. Właściwie to nie wyobrażam sobie, w jaki sposób funkcjonują w takiej rzeczywistości. W każdym razie szukałem dłuższy czas miejsca, gdzie na spokojnie usiadłbym z kompem i zrobił swoją robotę bez krzyków. Kto przeżył lockdown z dzieciakami w domu, wie o czym mówię. No i proszę – Kontynuacja udostępnia swoje przestrzenie do celów coworkingowych. Można wynająć swój stolik, zamówić kawkę lub napój z browaru Cześć Brat, a nawet coś przekąsić. Kupuję to w stu procentach, jest bezpiecznie, spokojnie, a przy tym smacznie. Korzystajcie ile się da, bo każdy z nas potrzebuje odrobiny normalności w chorym okresie.
Jeśli spytacie mnie, co sądzę o takim rozwiązaniu, odpowiem – marzę o tym, aby wszyscy właściciele gastronomii byli solidarni i otworzyli swoje restauracje. Nie, nie dlatego, że lekceważę koronawirusa – byłbym głupcem, ale dlatego, że zostali pozostawieni samym sobie, bez pomocy, bez nadziei, więc walczą o siebie. Walczcie, a my Wam pomożemy!
Jeśli przy legendach jesteśmy – ostatnio pisałem o Witku, chyba na spokojnie można mówić w ten sposób w odniesieniu do Petra Gyros z Legnickiej. Ich zestaw z frytkami wychował kilka pokoleń, i choć niektórzy mogą się z Petry lekko podśmiewać jako typowego junk foodu, z ich kulinarnej estetyki, to chyba jeden z lepszych przykładów gastro biznesów w tym mieście. Niewielu może liczyć na tak duży ruch – także w pandemii, dlatego ja jednak doceniam własną drogę robienia uczciwego, prostego, ale koniec końców smacznego produktu w swojej kategorii. Mój zestaw z kurczakiem, frytami i surówką to koszt 20 zł, falafele dodatkowo 11. Te drugie raczej nie trafią do grona moich faworytów, ale mięcho z frytami, dobrze przyprawione, odpowiednio słone i ziołowe zalecam zdecydowanie, choćby w ramach docenienia dwudziestu lat pracy na wrocławskim rynku.
El Gordito należy do moich ulubionych miejscówek, a już na pewno do tych oferujących najlepsze meksykańskie jedzenie we Wrocławiu, nie umiem więc nie zjeść u nich przynajmniej raz na jakiś czas. Tym razem padło na quesadillę z chili con carne, która wypaliła moje kubki smakowe w najlepszy możliwy sposób. Było ostro, ale dobrze, a na dokładkę dobrałem trzy tacos. Miały być dwa, ale okazało się, że trzy otrzymam w cenie dwóch, więc nie było wyboru. Waga płacze, ale jak tu nie jeść tych smakołyków w meksykańskiej odsłonie? Al pastor to klasyka i mój faworyt, natomiast tinga de pollo, a więc kurczak w sosie pomidorowym wydaje się być mniej ekstraktywny, za to równie smaczny. Ślinka mi cienkie na samą myśl o kolejnej wizycie.
Restauracja Woo Thai z Grunwaldu była jednym z bohaterów ostatniego odcinka miejskiego programu prowadzonego przez Piotrka Kucharskiego – #WrocławNaWidelcu, więc idąc niejako za poleceniem zamówiłem sobie obiad z Woo Thaia. Wybór – spring rolls z warzywami, a także smażony ryż z pastą tom yum. Wybaczcie za jakość zdjęć, ale robienie ich po zmroku, na głodniaka i w aucie, to nie są najłatwiejsze rzeczy. Woo Thai trzyma formę, a smażony ryż zawsze sprawia mi radochę, choć jak dla mnie ta porcja jest zdecydowanie za duża i część musiałem odłożyć na później. Motywem przewodnim ryżu jest faktycznie lekko słodkawa, niespecjalnie ostra, wyraziście pachnąca baza tom yum. Opcja zdecydowanie dla ogromnych głodomorów.
Najnowszy odcinek #WrocławNaWidelcu, a w nim: La Maddalena, osiem misek i Woo Thai.
Aha, tak, w tym tygodniu też jadłem bułkę z mortadelą z Gigi. Tradycji musiało stać się zadość.
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie
Sorry, ale muszę to sprostować 🙂 El Gordito to Tex-Mex, niestety we Wrocławiu nie ma typowej kuchni meksykańskiej.
Chcialbym poznac argumentacje tych, co minusuja ci artykuly. Bo bez slowa to slabe.
mysle ze w 99% przypadkow to ludzie bez tzw „jaj” (i nie mam tu na mysli plci pieknej), robiacy to bo kiedys cos im sie nie spodowalo 🙂